Na początku mialam bóle głowy. Takie nie na tabletkę, ale przeszkadzające. Poszlam do lekarza, dostałam badania kontrolne i zalecenie schudnięcia. Wszystko w badaniach ok, schudłam, głowa dalej pobolewa. Ostatnio się złapałam na tym, że jak jadę do rodziców i się mniej przejmuję codziennością, to jakoś nie boli więc wychillowałam i w sumie tu jest ok. Ale teraz znowu od 4 dni mam takie uczucie walącego serca w gardle. EKG mam prawidłowe, nie jestem osłabiona, nie mam zawrotów głowy, po prostu czuję taki ścisk w tym miejscu, generalnie czuję się taka ściśnięta cały czas. Często balansuję na granicy płaczu. Ale żeby było ciekawiej to jak bylam z Młodym na treningu czy sama robilam jakiś trening dla siebie to czuję przyspieszone bicie serca, ale w innym miejscu niż ten ucisk w gardle
I jak się zajmę czymś albo odpoczywam, albo myślę o czymś innym to chwilowo mi mija, ale potem wraca. W nocy bez niczego, budzę się bez żadnych objawów, potem się nasilają przez dzień.
Zbadałam potas, sód, magnez, TSH ft3, ft4 morfologię, żelazo. Obstawiałam anemię, nadczynność tarczycy albo potas, bo one dają takie objawy, no ale wszystko książkowo.
Problem w tym, że ja nie mam jakiegoś jednego powodu do stresu w tym momencie, więc nie działają na mnie porady typu zrelaksuj się, zjedz lody, oglądnij serial, poukładaj puzzle itd, bo to mi siedzi tak strasznie głęboko, że ja nawet nie wiem co to dokładnie powoduje. O ike to faktycznie stres. Zapytałam chata GPT o objawy PTSD no i faktycznie większość z nich u mnie występuje. Ale jestem zespinana przepotwornie i zapewne też trochę to podkręcam, zwłaszcza jeżeli to jest na tle nerwowym, bo gdzieś się zafiksowałam ostatnio na temacie, że jakby mi się coś stało to syn mnie nie będzie pamiętał no i mam wrażenie, że mi się coś cały czas dzieje
I jak to piszę to czuję, że brzmię jak hipochondryczna paranoiczka. Ale już nie wiem co mogę zrobić. Nie mam z kim pogadać, nie mam koleżanek, które by mniej wiecej rozumiały moje przejścia, nie chcę teraz się też odzywać nagle do ludzi, z ktorymi od kilku lat mam ko takt sporadyczny i się uzewnętrzniać od razu, a nie mam siły na spotkania towarzyskie. Wczoraj rozmawialam trochę o tym z mamą to mi lepiej, ale moja mama też się tym stresuje i nie chcę jej dokładać, mój mąż twierdzi, że to wszystko moje wymysły i powinnam się po prostu ogarnąć i pozbierać. Moaj terapeutka pod koniec już wbiła za bardzo w relację koleżeńską, więc też kontakt się tu urwał 2 lata temu. No i tak się to toczy.