reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Poród Na Wesoło

miałam termin na 12 maja 2007,ale pod koniec kwietnia ciśnienie skoczyło mi do 150/100.pojechaliśmy do szpitala,gdzie z dyzuru nocnego schodził ginekolog-mój kolega z klasy ze szkoły sredniej,obecnie bożyszcze porodówki :-D przyjeto mnie do szpitala,myślałam,że sobie poleżę na patologii (to pierwsze dziecko,więc mogłam bezkarnie wypoczywać),nawet kumpel gin mnie "przyjął' gościnnie na tej patologii.mineło kilka minut,w ciagu których salowa przygotowywała dla mnie łóżko,a tu wpada Maciek (ten gin) i mówi: "chodź,Beatka,nie będziesz tu leżeć,położymy Cię na porodówce,chodź".ja przerażenie w oczach-"a czemu na porodówce?:szok:" Maciek:"zrobię Ci usg,chodź" efekt była taki,że zaraz pani Basia wbiła mi się w żyłę i mnie "ścięli" :-p cesarkę miałam mieć,ze względu na wadę wzroku,ale nie byłam tego dnia psychicznie nastawiona na poród i jak koleżanka zadzwoniła,to ją poinformowaam: "Kasiu,niespodziewanie zostaliśmy rodzicami" laska lała,bo jak to niespodziewanie"9 miechów brzuch rósł,a ja mówię,że niespodziewanie :-D

a jak juz Marianka miała 2 dni,ta Kasia przyjechała w odwiedziny do szpitala.ogląda mała,w tym momencie dzwoni jej mama.Kasia odbiera i relacjonuje: "mamo,jestem u Beaty w szpitalu.mała śliczna,mamo!ona ma po pięć palców u rączek i nóżek :-D" myślałam,że tym razem ja spadne z ławki ze śmiechu :-D
 
reklama
kurcze, pamiętam swój pierwszy poród chociaż to już 16 lat dzisiaj mineło... a teraz jestem w ciąży, 40 tydzień, raz już byłam w szpitalu ale to był poród "fałszywy"...
no dobra ale miało byc na wesoło:
otóż mój pierwszy poród był przeterminowany ;-) tzn urodziłam 13 dni po terminie...
córka nie chciała wyjść, dwa dni wcześniej nafaszerowali mnie oxytocyną, leżałam na porodówce od 6 rano do 22 wieczorem i nic... nic prócz tego, że skoczyło mi ciśnienie i dostałam gorączki... więc lekarz szybko zalecił leki rozkurczowe i uspokajające na ... zatrzymanie akcji porodowej.... rozwarcie na 2 palce i nic poza tym zero jakichkolwiek skurczy...
po 22 przenieśli mnie na izolatkę (bo gorączka) gdzie do rana sobie pospałam głoda i strasznie spragniona... jak tylko wyszli i zgasili światło to dopadłam do umywalki która akurat tam była i wypiłam chyba ze trzy litry wody i... poszłam spać...

rano przyszedł ordynator i mówi: a pani jeszcze tu?? se myślę "pacanie a gdzie mam być?"... i kazał mnie przenieść znów na OCP... ale coś zaczęło się dziać... leżałam już na tym OCP ale w sumie uleżec nie mogłam bo myślałam, że mi kręgosłup pęknie... myślałam, że korzonki sobie przeziębiłam... i tak chodziłam po sali do 12 w południe aż zauważył to ordynator i mówi "proszę na badanie"... i wział takie coś i mi przebił pęcherz, wody odeszły a on mówi "a teraz to juz musi pani urodzic"...

no se myślę skoro musze to ok... znów mnie zawieżli na porodówkę ale na tą salę dla chorych (bo ta gorączka mi nie spadła...) no i podłączyli znów oxytocyne ale tym razzem na dwie ręce... do 17 nic nie czułam...prócz tego nieznośnego bólu kręgosłupa... ale po 17 mówię do położnej "siostro ja muszę iść do wc bo mi się chce..." ona na to: ja pani basem przyniosę... ja na to "ja nie umiem do basenu..." ale nie dała za wygraną... leżę i myślę ze wstydem, że zaraz mi się tu coś wstrętnego przytrafi... i będzie afera... więc ta położna mnie bada i nagle widzę w jej oczach jakby przerażenie... leci po doktora.... wpada lekarz (już z innej zmiany) bada mnie i mówi "not o rodzimy"'... ja se myslę "no to ok"
i wtedy zaczęło się najlepsze....obok cały czas krzątała się alowa z mopem i wiadrem, myła podłogi, sprzatała... jak usłyszała o tym, że rodzę rzuciła wszystko w kąt idawaj do omojego brzucha ;-)))) dopadła mnie taka głupawka, że zaczełam sie śmiać na całą salę tak głośno, że położna z tej właściwej porodówki (gdzie leżały inne rodzące) przybiegła żeby zobaczyć co się dzieje... śmiałam się tak chyba z 5 minut... położne pokręciły głową i stwierdziły, że takiego porodu jeszcze nie miały... po dwóch parciach (ze śmiechu) urodziłam córkę... chyba też dziwiła się czemu matka tak głośno sie śmieje bo rodziła się trzymając ręka swoja główkę :-)) normalnie koń by sie uśmiał... efekt był taki, że jak się śmiałam to nie zamknęłam oczu i potem miałam popękane naczynka i wyglądałam jak albinos :-))

ciekawe jak będzie tym razem? :-D
 
hej kochane...

jako że po porodzie jestem to mogę i ja coś tu wrzucić... Ogólnie dni poporodowe to masakra ale sam poród... :-D

Zgłosiliśmy się z mężem rano - mojej córce nie spieszyło się na świat i miałam mieć wywoływany... Przyjęli mnie, przebili pęcherz płodowy i kazali podłączoną pod KTG czekać aż będzie się coś działo a w między czasie miętolić brodawki by przyśpieszyć poród... Sala do porodu rodzinnego super, pobawiałm się łóżkiem ustawiając w różnych pozycjach, Duży wypróbowywał fotel z podnóżkiem dla przyszłego taty hehehe. No więc leżę w tej kusej szpitalnej koszulinie i miętolę swoje cycki obserwując jak mąż się na to dziwnie patrzy :-D - po trzech godzinach przyszedł lekarz i stwierdził że nic się nie dzieje więc mąż mój postanowił iść coś zjeść a ja wyciągnęłam książkę. Wokół darły się baby a ja sobie czytałam - po godzinie jdnak już się nie dało - dostałam skórczy - pomęczyłam się do godziny 19 kiedy to myślałam że to super wyrko już pogryzę z bólu i lekarze stwierdzili rozwarcie na 2,5 cm (!!) - zapytali się czy wytzrymam bo tak może być do rana - sic! - mi tu gały z orbit wyłażą a oni mnie tak chcą do rana??? Duży najedzony poingerował trochę no to postanowili ciąć o 21... Przed odwiezieniem na operacyjną jedna z piguł zauważyła że mam wpisane w kartę że noszę soczewki kontaktowe i kazała wyjąć - powiem tylko że przy wadzie wzroku -6.0 bez szkieł jestem jak krecio... Wjechałam zatem na salę i widzę same plamy- nad głową miałam stoliczek z narzędziami więc nie widziałam co się dzieje - zostawili tylko mi okienko po prawej stronie gdzie miałam wyciągniętą rękę do pomiaru ciśnienia - tego pilnowała starsza piguła która cały czas mówiła mi co się dzieje. No i finał "No już mamy dzieciątko - zaraz pani je zobaczy jak dziewczyny będą je myły" (widok miałam na stanowisko do "czyszczenia" maluszka) "O już jest - widzi pani?" Ja na to że nie widzę (bo przecież krecio) Kobita na to "odsuńcie się dziewczyny bo pani nie widzi, no teraz pani widzi?" Ja na to że "nie widzę!" "aaaaa bo pani ślepa jest" - a piguły "zaraz podamy pani maleńką żeby pani mogła dotknąć i potwierdzić płeć" (wytłumaczę tylko że pielęgniarki nieświadome że ja nie widzę bo nie mam soczewek myślały że to niewidomej cc robili)

a tym co nie urodziły jeszcze
 
no i obcieło mi posta - a miało byś że tym co jeszcze nie urodziły życzę szybkiego w miarę bezbolesnego porodu :-) kochane jakby nie było po powrocie do domu już nic się nie pamięta :-) a zostaje usypiająca obok nas wielka radosć
 
watek super czytam go gdy mam dola:-) mam dwa porody a raczej dwie cesarki za soba w stycznu trzecia nie byly smieszne tylko tragiczne bo robione na szybko jedyne co mnie smieszy to po drugiej cesarce moja coreczka osikala lekarza jak tylko wyciagnal ja z mojego brzucha Juz od poczatku olewala wszystko;-)
 
Witam, ten wątek pomógł mi przetrzymać ciężkie dni w ciąży (śmiałam się, płakałam, rechotałam, chichotałam, padałam ze śmiechu, brzuch mi się trząsł, etc...) i dotrwać do porodu, który zresztą okazał się szybki jak na pierwszy raz- aż 6h, bo mała chciała wychodzić karkiem;-)...

Po tygodniu oczekiwań (po terminie) i 2 dobach bez snu (bolało, a ja nic nie brałam przeciwbólowego, ze względu na dziecko) poszłam na wywołanie. Przed wejściem byłam przestraszona, ale jak już się rozebrałam i położyłam na wygodnym łóżeczku, w satynowej różowej pościeli (może polubię różowy!heh), to stwierdziłam, że ja zostanę dłużej, bo mają wygodniejsze łóżko niż moje:laugh2: Uświadamiałam lekarza prowadzącego (!), że nie każda ciąża jest książkowa, a moja na pewno nią nie jest, więc jak mnie przyjmował zrobił wielkie oczy, że jak to możliwe, że mi wody nie chluśnęły i mam już rozwarcie na 3. Komentowałam narzędzia i wszystko, co tylko chcieli robić, na spokojnie, na luzie, trochę z miną dziecka, który musi iść do dentysty...O znieczulonko poprosiłam gdy już anastezjolog śmiał się ze mnie mówiąc: "dostanie pani jeśli będzie bardzo bolało", a ja na to "a co to znaczy bardzo"... Później wołałam go krzycząc kilkakrotnie: "bardzo", bo nie chciał dać mi tego znieczulenia, jak mówiłam, że jest możliwie, do wytrzymania:szok: Zarówno on, jak i mój prowadzący zawsze widzieli mnie w dziwnych momentach: jak czytałam jakieś gazety (przeglądałam, oceniając gust aranżacji wnętrz, porównując wystrój pokoju w klinice, etc.) wyraźnie znudzona małymi postępami skurczy, ziewając lub chodząc w kółko, bo z kroplówką...Wciąż marudząc, że robię się coraz bardziej głodna i wymyślając, co bym zjadła. W międzyczasie przynieśli dzieciątko z cesarki, pogratulowaliśmy tamtemu tatusiowi, a mnie brała wściekłość, że dziewczyna weszła równo ze mną, a mnie czekały jeszcze godziny (4). Później, szczerzyłam się do wszystkich, ponieważ czułam się wspaniale, gdy dostałam znieczulenie (nie dostałam głupiego jasia!!!), bo mam wciąż napięte plecy, a od lekarstwa napięcie odeszło i chyba nigdy nie czułam takiej ulgi!!!!:-D Dziękowałam za ten "dar" (znieczulenie), a na pytanie z czego się cieszę odpowiadałam, że jestem szczęśliwa, nie że właśnie rodzę i zaraz zobaczę dzidziusia, ale że tak błogo się nie czułam od dawien dawna i niech mi przepiszą taki lek, bo jestem wniebowzięta...
Jak już doszło do samej akcji to cały czas leżałam komentując wszystko, co się dało. Podejrzewam, że mieli ze mnie niezły ubaw:-D.
Jak już mała była na tym świecie, a tatuś filmował i w końcu wziął ją na ręce, zszedł też z mojego widoku, a ja leżałam nudząc się cholernie i poganiając lekarza, by mnie szybciej zszywał, bo nic nie widzę...Tłumaczyłam lekarzowi, jak ma mnie zszyć, bo się naczytałam i nasłuchałam, a ja nie chcę żadnych problemów i złożę reklamację, jak będzie źle..:tak:

Minęły już 3 miesiące, zdążyłam co nieco zapomnieć, ale do tej pory poznają nas na ulicy, tatusia również, a także pytają się o naszą małą..Hehh..Pobyt w klinice też mieli ze mną ciekawy, buzia mi się nie zamykała...Zaopiekowali się nami cudnie i zaprosili też mnie za rok:wściekła/y:

Dziękuję za ten wątek:-) Gratuluję mamusiom odwagi i życzę optymizmu!!!
 
reklama
gdy zaczela sie akcja porodowa i zaczelam przec z przejeciem powiedzialam poloznej ze chyba zrobie kupe:sorry2:wtedy ona do mnie:rob kupe,martusia,rob kupe...jak wydalilam z siebie lozysko to zebrala sie grupka lekarzy i podziwiali ze mialam malutkie lozysko,wtedy sie nachylilam i ogladalam razem z nimi...:-)a jak mnie szyli to polozna mowila:musze cie dokladnie zszyc zeby maz mnie po miescie nie ganial...:-)a w trakcie szycia lekarz(mlody)zajrzal mi miedzy nogi i powiedzial...:o!jak nowa!lifting normalnie!!!:tak:
 
Do góry