- Dołączył(a)
- 26 Sierpień 2020
- Postów
- 2
Hej
Piszę szukając rad, podpowiedzi, może po prostu wsparcia- w realu nie mam nikogo, kto by mnie rozumiał.
Jestem na półmetku pierwszej, planowanej ciąży. Już od początku było jakoś dziwnie, bo choć udało się "za pierwszym strzałem" to jednak nie cieszyłam się, może to szok? Od 6-7 tc zaczęły mnie nękać natrętne myśli i lęki dot. porodu SN. Czułam wielki strach i niechęć. Później wszystko potoczyło się lawinowo: moje lęki rosły na sile, zaczęły wracać demony przeszłości (depresja, zaburzenia odżywiania), żałowałam zajścia w ciążę. Widziałam na USG płód, jak się rusza, jak bije mu serce, ale nic nie czułam, myślałam tylko co ja tu robię i w co ja się wpakowałam. Wiedziałam, że CC to dla mnie jedyne wyjście- skoro od tych lęków się zaczęło, to liczyłam na to że zapewnienie cesarki mi pomoże. Po wizycie u psychiatry, a potem rozmowie z moim lekarzem prowadzącym zostałam zapewniona, że dostanę skierowanie na CC.
Ale to pomogło tylko na chwilę. Generalnie jakoś z czasem "pogodziłam się" z ciążą, zaakceptowałam ją. Może jeszcze się nie cieszę jak większość z Was Ale zaczęłam czuć, że chcę tego dziecka i mogę je pokochać.
Co do porodu: teraz z kolei mam wyrzuty sumienia i boję się CC. Czytam o tych dobrodziejstwach płynących z porodu fizjologicznego i czuję się jak samolub, jakbym na starcie robiła dziecku pod górkę i coś mu odbierała. Również boję się komplikacji po operacji (krwotok, usunięcie macicy, problemy w kolejnych ciążach).
I w końcu pytanie: czy powinnam próbować porodu SN? Czy z tak silnym lękiem i słabą odpornością na ból i stres jest w ogóle sens próbować? Boję się, że nie będę współpracować, zamknę się w sobie i zafunduje dziecku i sobie ciężki, traumatyczny poród. Czy rzeczywiście CC jest w takim przypadku mniejszym złem? Wiele kobiet rodzi w ten sposób i żyją, zdrowi, ale one nie miały wyboru, bo np. tętno zanikało.
Wiem, że nikt za mnie nie podejmie decyzji, nie wywróży ze szklanej kuli. Ale ja sama już nie wiem co jest dobre a co złe. Jak bym zniosła taki czy inny poród.
Nie bierzcie mnie za histeryczkę. Nikomu nie życzę tyle nerwów, stresu i wyrzutów sumienia z bycia w planowanej ciąży. Miało być tak sielankowo i różowo a nie jest Fizycznie jest dobrze, ale psychicznie nie podołałam.
Może są tutaj mamusie, które były w podobnej sytuacji i podpowiedzą coś z własnego doświadczenia? Albo mamy bez takich przejść, które chciałyby napisać coś pokrzepiającego? Będę wdzięczna za komentarze
Piszę szukając rad, podpowiedzi, może po prostu wsparcia- w realu nie mam nikogo, kto by mnie rozumiał.
Jestem na półmetku pierwszej, planowanej ciąży. Już od początku było jakoś dziwnie, bo choć udało się "za pierwszym strzałem" to jednak nie cieszyłam się, może to szok? Od 6-7 tc zaczęły mnie nękać natrętne myśli i lęki dot. porodu SN. Czułam wielki strach i niechęć. Później wszystko potoczyło się lawinowo: moje lęki rosły na sile, zaczęły wracać demony przeszłości (depresja, zaburzenia odżywiania), żałowałam zajścia w ciążę. Widziałam na USG płód, jak się rusza, jak bije mu serce, ale nic nie czułam, myślałam tylko co ja tu robię i w co ja się wpakowałam. Wiedziałam, że CC to dla mnie jedyne wyjście- skoro od tych lęków się zaczęło, to liczyłam na to że zapewnienie cesarki mi pomoże. Po wizycie u psychiatry, a potem rozmowie z moim lekarzem prowadzącym zostałam zapewniona, że dostanę skierowanie na CC.
Ale to pomogło tylko na chwilę. Generalnie jakoś z czasem "pogodziłam się" z ciążą, zaakceptowałam ją. Może jeszcze się nie cieszę jak większość z Was Ale zaczęłam czuć, że chcę tego dziecka i mogę je pokochać.
Co do porodu: teraz z kolei mam wyrzuty sumienia i boję się CC. Czytam o tych dobrodziejstwach płynących z porodu fizjologicznego i czuję się jak samolub, jakbym na starcie robiła dziecku pod górkę i coś mu odbierała. Również boję się komplikacji po operacji (krwotok, usunięcie macicy, problemy w kolejnych ciążach).
I w końcu pytanie: czy powinnam próbować porodu SN? Czy z tak silnym lękiem i słabą odpornością na ból i stres jest w ogóle sens próbować? Boję się, że nie będę współpracować, zamknę się w sobie i zafunduje dziecku i sobie ciężki, traumatyczny poród. Czy rzeczywiście CC jest w takim przypadku mniejszym złem? Wiele kobiet rodzi w ten sposób i żyją, zdrowi, ale one nie miały wyboru, bo np. tętno zanikało.
Wiem, że nikt za mnie nie podejmie decyzji, nie wywróży ze szklanej kuli. Ale ja sama już nie wiem co jest dobre a co złe. Jak bym zniosła taki czy inny poród.
Nie bierzcie mnie za histeryczkę. Nikomu nie życzę tyle nerwów, stresu i wyrzutów sumienia z bycia w planowanej ciąży. Miało być tak sielankowo i różowo a nie jest Fizycznie jest dobrze, ale psychicznie nie podołałam.
Może są tutaj mamusie, które były w podobnej sytuacji i podpowiedzą coś z własnego doświadczenia? Albo mamy bez takich przejść, które chciałyby napisać coś pokrzepiającego? Będę wdzięczna za komentarze