reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Smierc dziecka a kolejna ciaza? Czy sa mamy zmarlych dzieci ktore chcialy zostac jeszcze raz mama?

Moje dzieciątko miało się urodzić 1 czerwca. Jak słyszę dziś o dniu dziecka to pęka mi serce na najmniejsze kawałki, ale przecież nikomu tego nie powiem..
Ale nie chcesz o tym rozmawiać? Czy nie czujesz się na sile? Ja mam dni takie ze mam ochotę mówić.. Każdemu co mnie spotkało.. A mam dni ze nie mogę o nim mówić.. I w tedy mam wyrzuty sumienia ze jak mogę nie chciec mówić i własnym dziecku.. Ale jak nie mówię nie myślę to mniej boli.. Ale to tylko na chwilę..
Ile minęło od straty? Jak sobie radzisz?
 
reklama
Poroniłam w grudniu, w 15 tygodniu ciąży. Cała ciąża przebiegała idealnie, nie wiem co się stało, w nocy obudził mnie ból brzucha, zadzwoniłam po karetkę i zanim dojechaliśmy do szpitala zrobiło mi się mokro.. Pełno krwi.. Lekarz totalna znieczulica, wyjął moje dzieciatko do worka na śmieci i rzucił na podłogę. Najgorzej mnie to boli, że nie dowiedziałam się czy to chłopiec czy dziewczynka, bo tak bardzo chcieliśmy wiedzieć. Mieliśmy już wybrane imiona. Jak gdziekolwiek je słyszę to zaciska mi gardło i przelatuje mi ta cała sytuacja przed oczami. Byłam tam zupełnie sama, po zabiegu leżałam na sali, bardzo krwawilam, nikt się nie dowiedział do mnie przez 6 godzin czy coś mi brak, dosłownie lała się ze mnie krew i musiałam słuchać echa serca pacjentek obok. Cały czas mnie to boli. Miałam odczekać 3 miesiące i zacząć się starać na nowo, czekałam dosłownie z zegarkiem w ręku. Mieliśmy zacząć starania w marcu, ale przez obecną sytuację nie możemy.. Strasznie to na mnie działa. Nie chcę już nic mówić mężowi bo on twierdzi że tak musiało być i tyle, mam się skupić na czym innym, dlatego tłumie to wszystko w sobie już od jakiegoś czasu nie mówiac o tym nikomu co obecnie czuję. Dodatkowo znajoma miała termin identyczny jak ja i ciągle o niej muszę słuchać że jest już w 8 miesiącu, oglądać zdjęcia z brzuszkiem itp. Na każdym rodzinnym spotkaniu temat dzieci, poza tym ciągle słyszę od mamy że jeszcze będziesz miała dziecko, a zobacz ta urodziła tamta urodziła, a śniło mi się że miałas dziecko, a zobacz jaki dywanik do pokoju dla dziecka. Męczy mnie tak psychicznie od grudnia. Cały czas nie ma dnia żeby coś nie powiedziała co by mnie zabolało. Wiele razy na nią nawrzeszczałam ale to nic nie daje, dalej mnie katuje. Ja to tak odbieram, jako katowanie, bo za każdym razem serce mi pęka. Nikomu nie opowiadałam jak wyglądało poronienie. Teraz zbliża się dzień dziecka wiadomo pełno znajomych z dziećmi, mówią co kupują na dzień dziecka itp. Ale dla mnie to nie jest dzień dziecka.. Tego dnia miała się urodzić moją kruszynka. Mam ochotę wszystko rozwalić i się wypłakać wykrzyczeć ale póki co siedzę cierpliwie, tłumie wszystko w sobie i czekam, na prawdę bardzo cierpliwie czekam kiedy będziemy mogli starać się o dziecko..
 
Poroniłam w grudniu, w 15 tygodniu ciąży. Cała ciąża przebiegała idealnie, nie wiem co się stało, w nocy obudził mnie ból brzucha, zadzwoniłam po karetkę i zanim dojechaliśmy do szpitala zrobiło mi się mokro.. Pełno krwi.. Lekarz totalna znieczulica, wyjął moje dzieciatko do worka na śmieci i rzucił na podłogę. Najgorzej mnie to boli, że nie dowiedziałam się czy to chłopiec czy dziewczynka, bo tak bardzo chcieliśmy wiedzieć. Mieliśmy już wybrane imiona. Jak gdziekolwiek je słyszę to zaciska mi gardło i przelatuje mi ta cała sytuacja przed oczami. Byłam tam zupełnie sama, po zabiegu leżałam na sali, bardzo krwawilam, nikt się nie dowiedział do mnie przez 6 godzin czy coś mi brak, dosłownie lała się ze mnie krew i musiałam słuchać echa serca pacjentek obok. Cały czas mnie to boli. Miałam odczekać 3 miesiące i zacząć się starać na nowo, czekałam dosłownie z zegarkiem w ręku. Mieliśmy zacząć starania w marcu, ale przez obecną sytuację nie możemy.. Strasznie to na mnie działa. Nie chcę już nic mówić mężowi bo on twierdzi że tak musiało być i tyle, mam się skupić na czym innym, dlatego tłumie to wszystko w sobie już od jakiegoś czasu nie mówiac o tym nikomu co obecnie czuję. Dodatkowo znajoma miała termin identyczny jak ja i ciągle o niej muszę słuchać że jest już w 8 miesiącu, oglądać zdjęcia z brzuszkiem itp. Na każdym rodzinnym spotkaniu temat dzieci, poza tym ciągle słyszę od mamy że jeszcze będziesz miała dziecko, a zobacz ta urodziła tamta urodziła, a śniło mi się że miałas dziecko, a zobacz jaki dywanik do pokoju dla dziecka. Męczy mnie tak psychicznie od grudnia. Cały czas nie ma dnia żeby coś nie powiedziała co by mnie zabolało. Wiele razy na nią nawrzeszczałam ale to nic nie daje, dalej mnie katuje. Ja to tak odbieram, jako katowanie, bo za każdym razem serce mi pęka. Nikomu nie opowiadałam jak wyglądało poronienie. Teraz zbliża się dzień dziecka wiadomo pełno znajomych z dziećmi, mówią co kupują na dzień dziecka itp. Ale dla mnie to nie jest dzień dziecka.. Tego dnia miała się urodzić moją kruszynka. Mam ochotę wszystko rozwalić i się wypłakać wykrzyczeć ale póki co siedzę cierpliwie, tłumie wszystko w sobie i czekam, na prawdę bardzo cierpliwie czekam kiedy będziemy mogli starać się o dziecko..
 
Ostatnia edycja:
Poroniłam w grudniu, w 15 tygodniu ciąży. Cała ciąża przebiegała idealnie, nie wiem co się stało, w nocy obudził mnie ból brzucha, zadzwoniłam po karetkę i zanim dojechaliśmy do szpitala zrobiło mi się mokro.. Pełno krwi.. Lekarz totalna znieczulica, wyjął moje dzieciatko do worka na śmieci i rzucił na podłogę. Najgorzej mnie to boli, że nie dowiedziałam się czy to chłopiec czy dziewczynka, bo tak bardzo chcieliśmy wiedzieć. Mieliśmy już wybrane imiona. Jak gdziekolwiek je słyszę to zaciska mi gardło i przelatuje mi ta cała sytuacja przed oczami. Byłam tam zupełnie sama, po zabiegu leżałam na sali, bardzo krwawilam, nikt się nie dowiedział do mnie przez 6 godzin czy coś mi brak, dosłownie lała się ze mnie krew i musiałam słuchać echa serca pacjentek obok. Cały czas mnie to boli. Miałam odczekać 3 miesiące i zacząć się starać na nowo, czekałam dosłownie z zegarkiem w ręku. Mieliśmy zacząć starania w marcu, ale przez obecną sytuację nie możemy.. Strasznie to na mnie działa. Nie chcę już nic mówić mężowi bo on twierdzi że tak musiało być i tyle, mam się skupić na czym innym, dlatego tłumie to wszystko w sobie już od jakiegoś czasu nie mówiac o tym nikomu co obecnie czuję. Dodatkowo znajoma miała termin identyczny jak ja i ciągle o niej muszę słuchać że jest już w 8 miesiącu, oglądać zdjęcia z brzuszkiem itp. Na każdym rodzinnym spotkaniu temat dzieci, poza tym ciągle słyszę od mamy że jeszcze będziesz miała dziecko, a zobacz ta urodziła tamta urodziła, a śniło mi się że miałas dziecko, a zobacz jaki dywanik do pokoju dla dziecka. Męczy mnie tak psychicznie od grudnia. Cały czas nie ma dnia żeby coś nie powiedziała co by mnie zabolało. Wiele razy na nią nawrzeszczałam ale to nic nie daje, dalej mnie katuje. Ja to tak odbieram, jako katowanie, bo za każdym razem serce mi pęka. Nikomu nie opowiadałam jak wyglądało poronienie. Teraz zbliża się dzień dziecka wiadomo pełno znajomych z dziećmi, mówią co kupują na dzień dziecka itp. Ale dla mnie to nie jest dzień dziecka.. Tego dnia miała się urodzić moją kruszynka. Mam ochotę wszystko rozwalić i się wypłakać wykrzyczeć ale póki co siedzę cierpliwie, tłumie wszystko w sobie i czekam, na prawdę bardzo cierpliwie czekam kiedy będziemy mogli starać się o dziecko..
Tak mi przykro.. Najgorsze jest gdy człowiek potrzebuje pomocy, wsparcia a ludzie którzy powinni nam pomóc wbijają gwóźdź do trumny.. Ja na szczęście zostałam po porodzie odseparowana od matek które urodziły dzieci w tym samym czasie co ja synka.. Nie musiałam patrzeć na ich szczęście gdy ja cierpiałam.. Ale ja też nie potrafię zaufać już lekarzom.. Boje sie... I tak samo jak Ty bolą mnie różne święta.. W tedy mam ochotę uciec byle by nie cierpieć...

I popełniłam ten sam błąd co Ty.. Trzymalam wszystko w sobie.. Nie płakałam.. Nie krzyczałam.. Nie mówiłam o uczuciach.. Do momentu aż zaczęło mi serce siadać.. Moje serce nie wytrzymywalo tego bólu i tego ze trzymam w sobie.. A teraz wiem ze to źle.. Trzeba płakać.. Mówi o tym.. Dać sobie czas na przejście żałoby.. Chodze na terapię i to mi pomaga. Na terapi sobie poplacze.. W tedy czuje sie lżejsza.. Ja nadal nie potrafię Jechać na cmentarz.. Mam blokadę.. Może to dla niektórych wydaje się głupie ze matka nie idzie na cmentarz do swojego dziecka.. Ale osoba która nie przeszła przez to co my.. Mamy aniołków nigdy nie zrozumie..

A czy miałaś jakieś badania? Dlaczego to się stało. ? Dlaczego Cię nie uspili gdy to się działo? Przykro mi.. I mam nadzieję że kiedyś nasze serca przestaną aż tak cierpieć.. I uda się nam mieć kolejnego dzidziusia.. Oby nasze aniołki czuwaly nad nami
 
Tak mi przykro.. Najgorsze jest gdy człowiek potrzebuje pomocy, wsparcia a ludzie którzy powinni nam pomóc wbijają gwóźdź do trumny.. Ja na szczęście zostałam po porodzie odseparowana od matek które urodziły dzieci w tym samym czasie co ja synka.. Nie musiałam patrzeć na ich szczęście gdy ja cierpiałam.. Ale ja też nie potrafię zaufać już lekarzom.. Boje sie... I tak samo jak Ty bolą mnie różne święta.. W tedy mam ochotę uciec byle by nie cierpieć...

I popełniłam ten sam błąd co Ty.. Trzymalam wszystko w sobie.. Nie płakałam.. Nie krzyczałam.. Nie mówiłam o uczuciach.. Do momentu aż zaczęło mi serce siadać.. Moje serce nie wytrzymywalo tego bólu i tego ze trzymam w sobie.. A teraz wiem ze to źle.. Trzeba płakać.. Mówi o tym.. Dać sobie czas na przejście żałoby.. Chodze na terapię i to mi pomaga. Na terapi sobie poplacze.. W tedy czuje sie lżejsza.. Ja nadal nie potrafię Jechać na cmentarz.. Mam blokadę.. Może to dla niektórych wydaje się głupie ze matka nie idzie na cmentarz do swojego dziecka.. Ale osoba która nie przeszła przez to co my.. Mamy aniołków nigdy nie zrozumie..

A czy miałaś jakieś badania? Dlaczego to się stało. ? Dlaczego Cię nie uspili gdy to się działo? Przykro mi.. I mam nadzieję że kiedyś nasze serca przestaną aż tak cierpieć.. I uda się nam mieć kolejnego dzidziusia.. Oby nasze aniołki czuwaly nad nami
Nie uśpili bo mnie bo jak zajechałam karetka to kazali usiąść na wózku i zamiast zawołać lekarza to pielęgniarka w tych bólach robiła mi wywiad a to ile mam lat a jaki mam numer telefonu, a ja się darłam dosłownie się darłam na tym krześle, błagałam ją żeby zadzwonila po lekarza a ona do mnie powiedziała "to że lekarz przyjdzie to nie znaczy że przestanie cię boleć" i dalej prowadziła wywiad a ja mało nie zemdlałam z bólu, jak lekarz przyszedł to kazała mi się rozebrać ale tak mnie wszystko bolało że nie czułam dosłownie nóg, nie mógłam wstać z tego wózka, a ona nie chciała mi pomóc.. Prosiłam ja żeby tylko rozsunęła mi buta, ale aż musiała iść ubierać się w rekawiczki i z obrzydzeniem to zrobiła i poszła, pozostawiła mnie tak sama i kazała się przygotować do badania.. Jak usiadłam na fotel to lekarz mówił że dziecko już w kanale rodnym.. Dlatego nie byłam uśpiona, wszystko działo się na moich oczach. Po poronieniu nie miałam badań.. W szpitalu nawet nie dali mi bromergonu na laktacje bo stwierdzili ze nie ma po co bo to zbyt młoda ciąża, a za 3 dni mało nie eksplodowały mi piersi, latałam szukałam recepty.. Mam nadzieję że szybko dostanę zielone światło do starań bo już nie mogę wytrzymać w tym wszystkim sama.. Chciałabym żeby mama wreszcie przestała mi dogadywać, dzień w dzień coś musi wypalic, nie może dobie darować.. Nie wiem czy wytrzymam 1 czerwca. Słabo to widzę. Na sama myśl pęka mi serce.
 
Nie uśpili bo mnie bo jak zajechałam karetka to kazali usiąść na wózku i zamiast zawołać lekarza to pielęgniarka w tych bólach robiła mi wywiad a to ile mam lat a jaki mam numer telefonu, a ja się darłam dosłownie się darłam na tym krześle, błagałam ją żeby zadzwonila po lekarza a ona do mnie powiedziała "to że lekarz przyjdzie to nie znaczy że przestanie cię boleć" i dalej prowadziła wywiad a ja mało nie zemdlałam z bólu, jak lekarz przyszedł to kazała mi się rozebrać ale tak mnie wszystko bolało że nie czułam dosłownie nóg, nie mógłam wstać z tego wózka, a ona nie chciała mi pomóc.. Prosiłam ja żeby tylko rozsunęła mi buta, ale aż musiała iść ubierać się w rekawiczki i z obrzydzeniem to zrobiła i poszła, pozostawiła mnie tak sama i kazała się przygotować do badania.. Jak usiadłam na fotel to lekarz mówił że dziecko już w kanale rodnym.. Dlatego nie byłam uśpiona, wszystko działo się na moich oczach. Po poronieniu nie miałam badań.. W szpitalu nawet nie dali mi bromergonu na laktacje bo stwierdzili ze nie ma po co bo to zbyt młoda ciąża, a za 3 dni mało nie eksplodowały mi piersi, latałam szukałam recepty.. Mam nadzieję że szybko dostanę zielone światło do starań bo już nie mogę wytrzymać w tym wszystkim sama.. Chciałabym żeby mama wreszcie przestała mi dogadywać, dzień w dzień coś musi wypalic, nie może dobie darować.. Nie wiem czy wytrzymam 1 czerwca. Słabo to widzę. Na sama myśl pęka mi serce.
Boze jak oni Cię potraktowali :(.. Co za brak empatii.. Ludzkich odruchów.. Ale Niestety takie osoby się zdarzają:( nie powinny pomagać ludziom bo zamiast tego bardziej szkodzą.. Bo niszczą psychikę.. Moja mam rodziła najsłodsza siostrę 6lat temu. I była właśnie pielęgniarka która była okropna.. Mama mówi że rodzi a ta ja ochrzanila że nie rodzi że ma przestać ściemniać.. I wiesz jak się to skończyło? Mama odeszła i w tym momencie urodziła do majtek.. Bez pomocy od osoby która powinna pomoc.. Potraktowali ją jak 14latke w ciąży.. Która się nie zna.. A ten poród byl7my więc Wiedaomo że mama doświadczona była w porodach.. I dobrze że miała majtki bo siostra mogą by spaść na podłogę.. Traktowali mamę jak kogoś gorszego.. Ciągli ją po całym korytarzu krew leciała.. Dziecko w majtkach.. Mama męczyła się psychiatrycznie.. Tak ja to dotknęło.. Ta obojętność tych osób.. Brak jakich kolwiek odruchów normalności.. Ale wiesz co pomoglo opisała te pielęgniarke w gazecie lokalnej.. Każdy szuka sposobu na to by przestać cierpieć.. I ja tego nie potępiam..

A to że nie zlecili Ci badań czy badania lozystka to ich wina.. Bo powinni to zrobić.. Czy zmieniłaś teraz lekarza który Cię przygotowuje do tego by móc zajść w ciążę? Co on na to?

Dlaczego mama Cię nie wspiera? O co jej chodzi? Ja na szczęście mam wsparcie u swojej mamy.. A co do tych dat kochana rozumiem Cię.. Każdego roku będą Cię boleć.. W tym roku w lipcu będzie i nas rocznica jak małego nie ma. Też nie wiem jak to przeżyje.. Ja tak samo jak ty chodziłam w ciąży z moja kuzynka.. Ona urodziła 17ja22maja 2018.. Tylko że moje dziecko jest w niebie a ona ma w dupie wszystko.. I gdzie sprawiedliwośc?
 
Nie uśpili bo mnie bo jak zajechałam karetka to kazali usiąść na wózku i zamiast zawołać lekarza to pielęgniarka w tych bólach robiła mi wywiad a to ile mam lat a jaki mam numer telefonu, a ja się darłam dosłownie się darłam na tym krześle, błagałam ją żeby zadzwonila po lekarza a ona do mnie powiedziała "to że lekarz przyjdzie to nie znaczy że przestanie cię boleć" i dalej prowadziła wywiad a ja mało nie zemdlałam z bólu, jak lekarz przyszedł to kazała mi się rozebrać ale tak mnie wszystko bolało że nie czułam dosłownie nóg, nie mógłam wstać z tego wózka, a ona nie chciała mi pomóc.. Prosiłam ja żeby tylko rozsunęła mi buta, ale aż musiała iść ubierać się w rekawiczki i z obrzydzeniem to zrobiła i poszła, pozostawiła mnie tak sama i kazała się przygotować do badania.. Jak usiadłam na fotel to lekarz mówił że dziecko już w kanale rodnym.. Dlatego nie byłam uśpiona, wszystko działo się na moich oczach. Po poronieniu nie miałam badań.. W szpitalu nawet nie dali mi bromergonu na laktacje bo stwierdzili ze nie ma po co bo to zbyt młoda ciąża, a za 3 dni mało nie eksplodowały mi piersi, latałam szukałam recepty.. Mam nadzieję że szybko dostanę zielone światło do starań bo już nie mogę wytrzymać w tym wszystkim sama.. Chciałabym żeby mama wreszcie przestała mi dogadywać, dzień w dzień coś musi wypalic, nie może dobie darować.. Nie wiem czy wytrzymam 1 czerwca. Słabo to widzę. Na sama myśl pęka mi serce.
Mieszkasz z mama? A co mąż na to? Wspiera Cię?
 
Mieszkasz z mama? A co mąż na to? Wspiera Cię?
Tak póki co mieszkamy z rodzicami, ale już powoli szukamy czegoś do wynajęcia. Mąż wychodzi do pracy ja siedzę w domu sama z mamą. Wspiera mnie i szuka czegoś do wynajęcia mówi że mam się nie martwić że niedługo stąd uciekniemy, specjalnie po to pracuje dziennie po 14 godzin. Ja też pracuje ale zamknęli mój zakład na czas koronawirusa. Ale nie potrafię zrozumieć czemu moja mama rozgaduje to wszystkim. Ja w pokoju obok a ona mówi do faceta co przywiózł nam drewno na zimę ze "godzinka i po wsyztskim" jak nawet nic a nic jej nie mówiłam z tego dnia, wgl jak jej coś takiego może przejść przez gardło przecież to był jej wnuczek lub wnuczka. Tak samo wszystkim sąsiadkom, wszystkim z rodziny opowiada, czuję się w tym momencie jak intruz, bo gdzie nie pójdę to wszyscy wiedzą i czuję że patrzą na mnie jakoś inaczej.. Ostatnio przyjechała do mamy znajoma i piłam z nimi kawę a ona zaczęła opowiadać jak jej koleżanka trafiła na izbę przyjec z poronieniem i jej po nogach ciekło, krew jej spływała i nikt jej nie chciał przyjąć. Ja na prawdę nie chce tego słuchać.. Nie wiem już jak mam jej to w końcu wytłumaczyć.

Tak zmieniłam lekarza i właśnie porobił mi serie badań miałam iść je skonsultować i zacząć starania ale wszystko stanęło przez ten zasrany wirus. Wczoraj wypłakałam się do męża bo gdzieś przeczytałam że ten wirus może potrwać nawet rok. Mąż mówi że na pewno nie będzie czekał tyle bo widzi jak się męczę, ale nie chce podejmować prób zajścia w ciążę na własną rękę, bez opieki lekarza, nie dam rady jeżeli by coś poszło nie tak..
 
reklama
@marina7 aa rozumiem. Dobrze ze mąż Cię wspiera.. Bo bez tego było by gorzej.. A co do mamy rozumiem Ci bo mam taką teściowa.. Gada każdemu co nam się przytrafiło.. Do czasu aż wybuchłam i jej za kazalam o tym mówić.. Bo ludzie nie byli szczerzy.. Byli wścibscy.. Tu pytali ludzi ci u nas.. Ale szczerze wiem ze nie współczuli. Raczej cieszyli się ze ich to nie dotyczy.. Sama ciekawosc i tyle.. A ja na Twoim miejscu bym powiedziała mamie jaka jest sprawa.. Czyli ze nie życzysz sobie tego, ze to Cię boli.. I nie chcesz z nimi o tym rozmawiać.. a to powinna zachować dla siebie.. Porozmawiaj z nią.. Nie tłum wszystkiego w siebie bo to bardzo niezdrowe... Musisz miec z kim rozmawiać o tym co Cię boli.. Jejku ja też bym chciała się wyprowadzić od teściowej.. Ciągle się wtrąca.. Traktuję mnie jak 15latke.. Więc Cię rozumiem.. Musisz kochana pogodzić się z tym co się stało.. Wiem ze to trudne. I zobaczysz ze przyjdzie taki piękny słoneczny dzień gdzie utulisz swoje nowo narodzone dziecko. I brawo dla Ciebie ze nie oddajesz się momentowi i podchodzisz do sprawy dziecka rozsądnie..
A to skoro masz badania to telefonicznie nie dasz radę skonsultować to.? Kochana nie oglądaj tv.. Nie stresuj się bo to Cię tylko dobija.. Według mnie jak oni mogą wiedzieć ile to będzie trwać skoro nigdy czegoś takiego nie było.. Na jakiej zasadzie obliczają to.. Tak samo na jakimś programie szło że maj czerwiec będzie najgorzej a program niżej szło że maj czerwiec dzieci wracają do szkoły.. Gadają i straszą.. Fakt trzeba zachować ostrożność ale nie ma co panikować..

Ja nie odzywałam się do Boga ponad pol roku.. Aż dwa dni temu mu mówię 'Boze Tys wiedzial ze bedzie epidemia.. Tys wiedział kiedy Go zabrać" Chodzi o to ze Bóg dał mi syna na 14mieisiecy. I mały by nie przeżył tej pandemii.. I mogło by być tak ze jak by żył. Odszedł by sam.. A tak to mogliśmy z nim być do końca. Są zakazy odwiedzin w szpitalach.. I mały by leżał sam. Nie wiem ile.. Ale był by sam i odeszedl by sam.. I dopiero teraz zrozumiałam ze Bóg dał nam go tyle ile było możliwe.. Tak samo mogło być z Twoją dzidzią.. Może Bozia wiedziała o czymś o czym Ty nie wiesz?. Ja to sobie teraz tak tłumaczę.. Boli i będzie boleć.. Ale teraz patrząc na to co się dzieje na świecie widzę ze Bóg wiedział ze moja rodzina osobno by nie podolala temu wszystkiemu.. Ze nie poradzili byśmy sobie z rozlaka..
 
Do góry