No dobra to teraz ja

Jak pewnie pamietacie mialam porod wywolywany. Amerykanska tradycja- wszystko w grafiku. pojechalam do szpitala o 5 rano- oczywiscie pomylilismy szpitale i pojechalismy do Polnocnego zamiast Poludniowego oddzialu. Dojechalam pol godzinki spozniona.... pielegniary juz czekaly i mowily ze sie martwily ze urodzilam gdzies po drodze

Podlaczyli mnie do kroplowki potem dali lek na wywolajie tez w kroplowce.... przyjechalam rozwarta na 4 cm i miekka. do momentu rozwarcia na 6 nic nie bolalo , czulam skurcze ale bezbolesne. o 10 przyszedl anestesiolog i pyta czy jestem gotowa na znieczulenie- nie bylam bo po co??? nie bolalo! Okazalo sie ze ma cesarke do zrobienia wiec przed 11 musi mnie znieczulic.... mysle cobie a co tam- znieczulaj!
zajelo mu 2 minuty!!! nic a nic nie bolalo... wiec historie o wbijaniu sie w kregoslup to bajki. igielka cienka jak wlos i malusia.... jedyny negatyw - lek daje ci uczucie mrowienia na calym ciele. bardzo glupawe uczucie zwlaszcza brzuch i cycuchy. bylam strasznie glodna!!!!
okolo 3 25 zaczelo sie... moja zaprzyjazniona pielegniarka i maz zaczeli podtrzymywac nogi a ja parlam.... nie umialam sie skupic , balam sie ze beda musieli sprzatac bo nie zdazylam pozbyc sie kolacji z dnia wczesniejszego a lewatywy tam nie robia.... Okazalo sie ze to glowka malej schodzi nizej a nie moja kupka

parlam przez ok 45 minut..... glowka malej wyszla razem z raczka wiec musieli ciac. pamietam szycie.....
Polozyli mi dzidzie na brzuszku i .... przestraszylam sie i pomyslalam o jejciu ale ona brzydka!!!! mozecie sobie to wyobrazic? mieszkamy wysoko w gorach wiec dzieci rodza sie tu niebieskie, jej raczki byly jak u boksera zbyt duze bo nieco opuchniete.... na 10 sekund odwrocilam wzrok... pielegniarki mialy ta chwilke na umycie jej buzi i mala troszke odtajala... robila sie rozowa z minuty na minute..... ladniala!!!
smieszne bo maz powiedzial mi po czasie ze tez sie przestraszyl jej wygladem

a teraz..... nie wypuszcza jej z ramion i mowi ze jest najpiekniejsza istotka na swiecie......