A wiecie co - hmmm wczoraj na wizycie była rodzinka: kobieta w ciąży gdzieś może 7 miesiąc, jej mąż,córka, syn -Sajmon ok.2 lat. Po prostu mi się otworzył scyzoryk w kieszeni... Córka z małym coś rozrabiali,ale nie strasznie, ojciec szarpnął tę dziewczynkę, i głośno i baaaardzo stanowczo powiedział: "Wyjdź stąd na zewnątrz" Dziewczynka z łzami wyszła. Potem wróciła i siedziała cichutko na krześle. Mały Sajmon dokazywał strasznie,łącznie z tym,że o mało nie przewrócił na siebie szklanego stolika,ale udało mi się go zablokować.A mamusia i tatuś nic... W dodatku tatuś wziął gazetkę i sobie czytał, a kobieta z tym 2-latkiem na rękach chodziła po poczekalni... I pytam: po co ten facet tam z nią przyszedł i z tą gromadką??? Po co, poczytać gazetę i pokazać jakim jest macho,bo córcią potrzepie? Ja nie rozumię... po prostu nie rozumię... Weszli potem wszyscy oprócz dziewczynki do gabinetu, a na koniec dołączyła i ta dziewczynka. Dodam,że poczekalnia nie jest wielka - przyjmuje 2 lekarzy. Siedziało nas chyba z 10 kobiet, kilku panów/ale wyszli widząc tłok/ + ta czwórka. Kosmos mówię Wam, nie było czym oddychać a tu jeszcze takie widowisko. Ja wymiękłam...
Sorki,że tak się rozpisałam,ale po prostu wnerwiłam się z deka... ale teraz idę wrzucić pranie synka.