hej ja po wizycie... Wczoraj Wam napisałam że mam jakiegoś stresa wyjątkowo - pamiętacie?? No i wykrakałam.... Jestem u lekarza, wskakuję na fotel a ten paluchy buch i taaakie oczy na mnie i kręci głową, pyta czy na pewno się dobrze czuję, a ja że no w miarę, a on że szyjka miekka i że rozwarcie mam

no to na kozetkę dowcipne USG robi i jednak troszkę mnie i siebie uspokoił... szyjka ma jeszcze 4cm, ale miękka i zaczyna się rozwarcie robić...<zdziwiłam się bo z Jagodą nawet przy porodzie nie miałam rozwarcia i wcale nie postępowało....> Na razie bez paniki nic mi nie zapisał - za miesiąc najwyżej da tabletki.
Co więcej dziecko ma 1300g, i jest ogólnie większe o 1mc niż termin z OM

i teraz tak: o ile nie urodzę wcześniaka to nie wiem kiedy się spodziewać porodu na początku marca<lub końcem lutego>bo dziecko jest starsze czy na końcu marca a dziecko jest duże

wszystko czyli temat szyjki, rozwarcia i wieku mojego dziecka ma się wyjaśnić ostatecznie na następnej wizycie

wiecie co... masakra jakaś.... jeszcze miał spóźnienie i 2,5h czekałam sobie aż mnie przyjmie

załamałam się troszkę...nawet zakupy mi nie poprawiły humoru

a jak jechałam do domu to się poryczłam jak bóbr <dobrze że blisko domu już byłam na bocznej drodze a nie na głównej jakiejś...>