asia jakoś też by mnie teraz nie bawił taki wyjazd. A jeśli chodzi o studia to niby jak się jest na wysokich obrotach to wszystko szybciej idzie. Jak już nie pracowałam to jakoś popadłam w marazm. Niestety ja to mam tendencje do robienia wszystko na za pięć dwunasta a nawet minutę po
Zawsze sobie obiecuję że się poprawię ale jakoś nie bardzo mi coś wychodzi. Wiem że jak się zabiorę to jakoś pójdzie tylko teraz to już się zaczynam promotora bać :-( mam nadzieję że się nie wyrzeknie mnie (nie wiem nawet czy o mnie pamięta). Na AWF-ie to jakbym policzyła to w 2 tygodnie pracę napisałam + 2 tygodnie na badania (oczywiście broniłam się po wszystkich - jak to pani z dziekanatu powiedziała że po mnie to już tylko ciężarne
). Niestety ta praca to taki projekt, bardziej siedzenie i dziubanie na komputerze.
Wczoraj dosłownie zwariowałam. Zabrałam się za porządki o godzinie 11 w nocy. Najlepsze że wszystko sprzątnęłam. Jutro to idę na grilla to nie miałabym czasu (z noclegiem) w poniedziałek jadę do wrocławia i zostaję tam do wtorku. Nie mogłam już patrzeć, a niestety ani mój brat ani mój tata nie kwapili się posprzątać po sobie garów
Próbowałam ich brać na przetrzymanie ale to nic nie daje bo garnki leżały już 1,5 tygodnia
Mój brat tylko mówi że jakoś rok sami mieszkali (czyt: czyli przez rok mogli sobie syfić i nikt się ich nie czepiał). Nie chciałam czekać do środy aby posprzątać bo tego to już bym nie przeżyła. Muszę jeszcze wskoczyć pod prysznic i iść do sklepu (po śniadanko i rzeczy na jutrzejszego grilla) a później pędzić na wizytę (na 11). Dziś znów idę w teren a jestem bardzo a bardzo zmęczona. Położyłam się spać o 2 a wstałam 5.30 bo chciałam pożegnać brata który wraca do Holandii (no i toaleta wzywała). Więc dopiero nadrobię wszystko wieczorem i to pod warunkiem że M. nie będzie lub zdążę zanim przyjedzie (stresują go sprawy dzieciowe
)