Witajcie znowu.
Wpadłam, żeby się wam wyżalić. Tak mnie teście wk..., że myślałam, że eksploduję. Powiedziałam im parę zdań podniesionym głosem i jeszcze wyszło, że na nich krzyczę. Po prostu przegięli pałę totalnie. Już wam kiedyś pisałam, że teściowa wpieprza się we wszystko. Od piątku wiedzieli, że w niedzielę idziemy z mężem i synkiem do moich rodziców na cały dzień. Dzisiaj o godzinie 11:00, kiedy już byliśmy u moich rodziców teść dzwoni do męża, że jadą do babci mojego męża i czy nie chcemy jechać z nimi. Na to mąż, że bardzo mu przykro ale mamy już plany na dzisiaj, że nie będziemy ich zmieniać i że do babci możemy pojechać - tak jak się zresztą umawialiśmy - w przyszłą niedzielę. O 15:00 drugi telefon tym razem od teściowej z tym samym, że jadą do babci i żebyśmy z nimi jechali a jak nie to chociaż czy mogą wziąć Kubę. Jako, że teściowej nie cierpię, to stwierdziłam, że przecież już mówiliśmy, że nie jedziemy, bo jesteśmy u moich rodziców, a ja nie zwykłam zmieniać planów (co było przytykiem do ostatniej niedzieli, kiedy to teście zaprosili nas do siebie, po czym po obiedzie zadzwonili do nich znajomi z propozycją wypadu w góry i teście po chamsku zaraz dosłownie nas wyprosili, bo woleli jechać ze znajomymi, niż im odmówić. I mieli gdzieś, że przecież my byliśmy u nich, że sami nas zaprosili do siebie na niedziele, że my odmówiliśmy kilka propozycji spędzenia niedzieli np. z przyjaciółmi, bo przecież rodzicom się nie odmawia). No to teściowa nas pożegnała i myślałam, że to koniec tematu. Ok. 18:00 teściowa dzwoni na moją komórkę, że zaraz będą u moich rodziców. Raz, że w ogóle nie uprzedziła moich rodziców tylko do mnie uderzyła, jakbym to ja była gospodarzem. Dwa od razu od progu w domu moich rodziców z pretensjami do nas, że nie pojechaliśmy do babci, a babcia tak nas zapraszała, tak czekała i że niemal się nie popłakała, jak nie przyjechaliśmy. I jeszcze Kuby nie pozwoliłam im wziąć. Myślałam, że po prostu walnę w kalendarz. Oczywiście nie byłam w stanie już się opanować i podniesionym głosem wypaliłam, że ja nie zmieniam planów kiedy już jestem u kogoś w gościach i że takie zaproszenie to przydałoby się wcześniej niż po południu tego samego dnia. A o żadnych urodzinach babci nie wiedziałam, bo nikt mnie na nie nie zapraszał. A poza tym umówieni byliśmy na odwiedziny w przyszłym tygodniu. No to teść na mnie, żebym nie krzyczała. A oni, to qurwa mogą na mnie drzeć mordy?! Nie jestem ich synkiem. Wiecznie się we wszystko wpieprzają, dyktują mi co i jak mam robić. Wpraszają się tam gdzie ich nikt nie chce i po prostu żerują na kulturze innych ludzi, którzy nie śmią powiedzieć w twarz, że im to się nie podoba. Mam po prostu tego dosyć. Są niewychowani i chamscy ale oczywiście to ja wiecznie jestem wróg numer jeden.
Przepraszam, że tak was zbombardowałam ale po prostu... już nie daję rady... wyć mi się chcę... A najgorsze, że kocham mojego męża nad życie i tak strasznie żałuję, że ma tak *******...tych starych... Wiem, że jemu też jest głupio, bo się ze mną w 100% zgadza, ale to w końcu jego starzy. Najchętniej wyjechałabym 300 km stąd, tam gdzie teście nas będą odwiedzać raz na rok. Może wtedy jakoś by to wszystko wyglądało. A tak muszę się męczyć z debilami.