Pati, współczuję...
Ja mam sprawdzoną dentystkę, tylko że tam, gdzie mieszka moja mama, i nie przyjmuje w soboty, więc jak coś wypadnie nagle to mam kłopot. Byłam we wtorek, zrobiła mi 2 zęby, usunęła kamień, i zapłaciłam 60 zł :-) bo kazała mi przyjść do przychodni (a przyjmuje też prywatnie) i coś tam rozpisała na kasę chorych, tak że tylko dopłatę do lepszych plomb robiłam. Tylko że to jest dentystka-sadystka, bo nie lubi robić bez znieczulenia, tłumaczy to tym, że bez znieczulenia ma pewność, że dobrze wyczyściła, bo widzi reakcję pacjenta

mi to już wszystko jedno, przyzwyczaiłam się, nawet łatwiej mi znieść borowanie niż igłę (znieczulenie miałam 2 razy- raz do wyrwania ósemki i raz u innej dentystki jak moja była na urlopie). No i mam w paszczy plomby, które mi zakładała jeszcze w podstawówce

więc niech już robi jak chce, ważne, że dobrze.
Matrusia na fotelu usiadła bardzo chętnie, ale otworzyć buzi już nie, za nic nie dała sobie zajrzeć. Nie dała się też mamie wyprowadzić z gabinetu, musiała ją trzymać na rękach, i co chwilę pytała "co pani robi mamusi?" i musiała jej opowiadać :-) strasznie była zainteresowana, więc myślałam, że może na koniec paszczunię otworzy, ale gdzie tam. Jak wkładała mi plomby, to mówiła Martuni, że mi wkłada plastelinkę, i ta teraz ze 30 razy dziennie każe mi otwierać paszczę i pyta "masz plastelinkę?"