reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Zauroczenie a małżeństwo

Może właśnie jestem uzależniona od jego nastrojow i boje się że sobie nie poradzę bez niego albo że mnie zniszczy, że zabierze mi dzieci.a wiem że w takiej sytuacji byłby zdolny do wszystkiego, założenie mu niebieskiej karty, trudne do zrobienia.Jego matka widzi jaki jest ale nic z tym nie robi, zreszta jego mało kto lubi w rodzinie bo z każdym ma jakieś niesnaski, ale jakby przyszło ci do czego to wątpię żeby ktos z nich stanął po mojej stronie. Ja mam tylko przyjaciółkę która wie o wszystkim nikomu się innemu nie zale, bo zrobiłby mi awanturę. Zresztą jego rodzice się też ciągle kłócą i wyzywają , rozwód to byłoby piekło,
 
reklama
Jeśli przeczytasz moje powyższe posty to znajdziesz że nawet nie mam zamiaru mu rozbijać rodziny. A co do swojego małżeństwa, to tak nie zamierzam go ratować. Już nie ma o co walczyć, jeśli ma się rozpaść to niech się to stanie wcześniej niż później. Jest coraz gorzej, fochy cały dzień o to że nie zrobiłam mu loda, czy o byle głupotę, mam już dość...nie ma dnia żebym przez niego nie płakała. Dziś przyjechał z pracy, przebrał się tylko poszedł do garażu, i wrócił z wielce kwaśna mina, pewnie powinnam czekać na niego w miniowce z rozłożonymi nogami, a on mnie już nawet nie kreci. Zresztą seks niby jest ok, ale też czasem chce go poprostu odbebnic żeby pół dnia się do mnie nie dobierał. Bo on nie umie być czuły,albo wsadza mi rękę od razu pod stanik albo do majtek albo łapie za brodawki,w dodatku nie delikatnie nieraz mnie to boli, zreszta prawie zawsze.On nie umie mnie objąć ramieniem ani przytulić. Zresztą widzę że mnie z nim nic nie czeka już takiego co by było tylko nasze..rozmawiamy tylko o dzieciach, pracy, rodzinie, nie chodzimy na randki, nie tańczymy, nie pójdziemy nawet do głupiego kina , nawet na spacer tak tylko we dwoje żeby było jakos szczerze o romantycznie, owszem zbudowaliśmy w sumie wspólnie dom i całe otoczenie dla nas dla naszych dzieci, ale wszystko sprowadza się do tego. Już mu nieraz mówiłam że chyba szukal robotnika a nie żony. Bo bardzo dużo mu pomagam przy domu nawet ciężkie pracę, a i tak nieraz jest foch bo nie zrobię tego czy tego, czy za późno wyjdę z domu do niego na pole, to tak jakbym musiała chodzić przy nim jak w zegarku. Nawet ostatnio się obraził bo mu powiedziałam że nie zetne włosów, a on zawsze mnie na ścinanie namawiał i zawsze ulegałam. Już nie chce tego sklejać, wiecie nawet bym się cieszyła jakby mnie zdradził. Ciegle słyszę od niego że ja coś kombinuje, kręcę, że jestem szpiegiem, że ja za dużo pierdole do wszystkich tzn do rodziny a ja tak naprawdę mało co z rodziną rozmawiam bo się go boje , że mam cos z głową, ze się powinnam leczyć, dwa razy jak byliśmy w sklepie to przy panu co nas obsługiwał na dziale tak się odezwal do mnie, że nie wiem co ten gościu pomyslal...serio ja się przy nim już zaczynam trząść i nawet spokojna jestem dopiero jak idzie spać.
bardzo smutne to co piszesz.. czy kiedykolwiek się z nim przyjaźniłaś?
Kurczę dla mnie w małżeństwie przyjaźń i czułość to podstawa miłości (a nie sam seks - seks to co innego).
Miałaś duże doświadczenie jak wychodziłaś za niego za mąż?
Ja to zawsze mówię przyjaciółkom, żeby nie wychodziły za mąż w stanie zakochania/zauroczenia, bo to bardzo ogłupia i nie pozwala zbudować prawdziwej relacji.
A odnośnie fragmentu, że "nic Cię z nim już nie czeka" - nie chodzicie na randki itd. - to trochę to infantylne (bez obrazy) - ale życie w rodzinie z dziećmi to jednak poświęcenie a nie romantyczna bajka
(choć żeby było jasne - uważam, że miłość to właśnie poświęcenie bardziej niż romantyzm).
Nie chcę Cię urazić, ale po Twoich wiadomościach i opisie tego co byś chciała, a czego nie, to myślę, że nie byłaś gotowa na małżeństwo ALBO w ogóle przed nim nie poznałaś swojego faceta.
 
Wiem że nie wiem, nie kreci nie już też, ale ze względu na jego zachowanie, jak nie ma seksu albo nie dam się mu pomacac to chodzi wściekły i mnie.wyzywa, a i tak się kochamy często ale on ma duże potrzeby, a ja już nawet nie lubię jego dotyku, bo nie jest delikatny, i zresztą ech nie idzie to w dobrą stronę, niby ogarniamy dużo rzeczy razem ale tak jak teraz to wolę że on siedzi w pokoju a ja w kuchni, sama nie umiem się już do niego zbliżyć żeby poczuć ciepło i spokój, żeby spokojnie poleżeć z głową na jego ramieniu. Myślę że to przez te wszystkie awantury jakie mi urządzał, to że nie umiem się do niego przytulić,.jest to takie wymuszone z moje strony.
 
bardzo smutne to co piszesz.. czy kiedykolwiek się z nim przyjaźniłaś?
Kurczę dla mnie w małżeństwie przyjaźń i czułość to podstawa miłości (a nie sam seks - seks to co innego).
Miałaś duże doświadczenie jak wychodziłaś za niego za mąż?
Ja to zawsze mówię przyjaciółkom, żeby nie wychodziły za mąż w stanie zakochania/zauroczenia, bo to bardzo ogłupia i nie pozwala zbudować prawdziwej relacji.
A odnośnie fragmentu, że "nic Cię z nim już nie czeka" - nie chodzicie na randki itd. - to trochę to infantylne (bez obrazy) - ale życie w rodzinie z dziećmi to jednak poświęcenie a nie romantyczna bajka
(choć żeby było jasne - uważam, że miłość to właśnie poświęcenie bardziej niż romantyzm).
Nie chcę Cię urazić, ale po Twoich wiadomościach i opisie tego co byś chciała, a czego nie, to myślę, że nie byłaś gotowa na małżeństwo ALBO w ogóle przed nim nie poznałaś swojego faceta.
Wiesz, jak teraz patrzę na to z góry to chyba nigdy nie kochałam swojego męża, nawet jak bylismy zaręczyni to się zastanawiałam co jest nie tak bo nie czułam motyli w brzuchu. Byłam zauroczena, bo zabiegał o mnie, imponował mi, był ogarnięty zaradny, ale szczerze wiem że jak sie spotykaliśmy ale nie czułam tego ciepła, byłam oszołomiona bardziej bo często sie spotykaliśmy, szybko się oświadczył slub też. Ja choć miałam wtedy już 27 lat to go*** wiedziałam o związkach bo moi rodzice się rozwiedli i nie mam kontaktu z ojcem. Byłam parę razy zakochana, moze raz z wzajmnoscia ale to nie wyszło bo mimo że próbowaliśmy przez parę lat stworzyć związek to zawsze max miesiąc i był jakiś spór bo chłopak był niedojrzały niby smski jak to tęskni itd ale spotkać się mu było trudno. Znałam uczucie jak to miękną nogi, serce bije szybciej itd a przy moim obecnym mezu tego nie było, po prostu wziął mnie w sidła..myslalam że może to tak wygląda właśnie związek ale jak teraz na to patrze to widzę widzę że on nigdy nie umiał być dla mnie czuły, złapać za rękę, pogladzic po włosach po policzku to chyba nigdy, zawsze uciekal w pracę w garażu nawet jak miał opiekę gdy dzieci urodziłam, niby jeździliśmy to tu to tam dogadywaliśmy ale nigdy nie było bliskości. Teraz patrzę na niego i go nienawidzę, niby mam głupia ułudę że obudzi się w nim ten chłopak sprzed lat, że nie będę dla niego przezroczysta, ale w te święta....zaczęliśmy niby w piątek rozmawiać rano co zmienić i nawet szło Dobrze ale wieczór oskarżył mnie że zataiłam przed nim SMS do mojej siostry , niby nic ważnego ale o uważa że zataiłam bo mu nie powiedziałam a ja zwyczajnie zapomniałam przez te nerwy bo już mało co jem bo mnie cały żołądek boli od tego wszystkiego. I rano w Wigilię chcial żebym przyszła do niego się przytulić a ja poszłam do kuchni gotować bo mnie bardzo bolało serce o to że znów mnie oskarżył, a u niego tak pozatym tulenie się to zwykle macanie mnie między nogami i po piersiach, zero gry wstępnej. To się obraził i już drugi dzień się do mnie nie odzywa, albo odpowiada jak coś mówię do niego że nie ma czasu albo takim chamskim tonem jak coś mu nie pasuje to mnie zjedzie. Na życzeniach na Wigili nawet nie popatrzył mi w oczy, powiedział tylko " dużo zdrowia i popraw się" i objął ale tak z odległościa, nie patrzy mi w oczy już od dwóch dni, nie odzywa się do mnie, z nim nie można porozmawiać o naszych problemach bo to jest odbijanie piłeczki np mówię mu "dlaczego nie patrzyłeś mi w oczy na Wigili" to on na to "Twój szwagier też nie patrzy w oczy". Nie ma między nami spokoju, ciszy, bliskości, szczerej rozmowy, dziś gdy byli u nas goście, to jak siedziałam koło niego to brzuch mnie bolał, gdy wstałam i wyszłam na chwilę to dopiero mogłam oddychać. Dodam że jego rodzina a ma kilkoro rodzeństwa jest 3/5 taka sama jak on. Nas strasznie obgadują za plecami i nie lubia, on się też z 3/4 swojego rodzeństwa i ich małżonkami/mężami nie lubi. Dużo w tej rodzinie jest obgadywania i złości. Ale to nie tłumaczy jego zachowania do mnie, bo ja mimo tego wszystkiego traktuje go normalnie. Jeszcze to do mnie nie dociera, raz złapałam go na tym że jak się kochaliśmy i popatrzyłam mu w oczy to uciekł spojrzeniem, ale nie dociera to do mnie że on mnie po prostu już nie kocha....już od dawna...chciała bym to ratować wrócić do tego co było, ale może się nie da, bo jeśli między nami nigdy nie było prawdziwej miłości tylko zauroczenie i oszołomienie to nie ma na czym budować, a ja przy nim czuje się jak w trumnie, moje serce nie czuje nic, oczywiście martwię się jak długo nie wraca z pracy ale to dlatego chyba że boje się że znów będę sama. Ale tak naprawdę cały czas jestem sama, wieczorem gdy on już śpi, rano gdy wstaje wcześnie i idzie do swoich spraw, nawet gdy mu pomagam w garażu to jestem jakby obok, już nie pamiętam kiedy zwrócił się do mnie po imieniu, to wszystko boli, codziennie płacze kilka razy na dzień, łzy same lecą. I jak to pisze to wydaje mi się nierealne bo tyle razy wmawiał mi że to moja wina że już w to uwierzyłam. Ale chce wierzyc ze jeszcze czeka mine prawdziwa Milosc....nowe rozdanie ale juz nie z nim, wiem ze now umie sie w nim na now zakochac, juz nie
 
NewMom,
Będzie długo 😉
Na początek, dziękuję że o tym wszystkim co się dzieje w Twoim małżeństwie piszesz tak wprost i bez owijania w bawełnę. Brawo. Dla mnie to świadczy o Twojej samoświadomości i odwadze.
Co do rozkminiania "co czułam na początku do męża...czy to była miłość ...czy nie za szybko ,nie za wolno...czy to był na pewno ten " itd. to kochana ,nie warto na to dziś tracić czasu. To już było. Każdy z nas (!!) popełnił w życiu jakieś błędy i podjął złe decyzje. Każdy. Kobiet ,ktore żałują lub co najmniej mają wątpliwości czy "dobrze wybrały" jest mnóstwo. Naprawdę. Inna sprawa ile z nich się do tego przyznaje ...i tyle.
To że ktoś Cię zauroczył ,to też się często zdarza. Masz kręgosłup moralny ,więc wiadomo że "nie pociagniesz" tego dalej...natomiast moim zdaniem super ,że dostrzegasz zupełnie innym"aspekt" pojawienia się (czysto hipotetycznie) kogoś innego w Twoim życiu.

Otóż moja droga ,to Ci pomogło zauważyć ,że życie na Twoim mężu się nie kończy. Tadam. Czasami do takiego "odkrycia" musi się pojawic inny człowiek. Już widzisz ,że ciut ciut inaczej reagujesz na przytyki męża. Pomalutku ,ale dostrzegasz ,że przecież dzieci zawsze małe nie będą. Że jeszcze jest szansa dla Ciebie.....
Życie jest nieprzewidywalne ,więc może to nastąpi dla Ciebie trochę szybciej (tego Ci życzę ).
Praca nad związkiem. Zrozum go....postaraj się...przeanalizuj i zmień (najlepiej siebie - w kukłę bez oczekiwań ) i już najlepsze "porozmawiaj z nim na spokojnie i przedstaw jak się czujesz "....
To tutaj moja droga ,bez hejtu,należy tylko zazdrościc dziewczynom ,że mają nie-toksycznych ,nie-popieprzonych mężów /partnerów. Serio.
I lubiących rozmawiać 😶. No to już brzmi ,że hej...zazdro
I zresztą ,już kończąc ,kobiety i tak są super. Czytają artykuły o tym np jak poprawić jakość związku, czego potrzebują mężczyzni i jak ich zrozumieć ... analizują to potem. Wiele z nich bierze wtedy beztrosko część winy od razu na siebie ...mnóstwo np obwinia siebie za słaba jakość życia seksualnego w małżeństwie (bez analizy ,że jak się facet za dnia nie stara to nie dziwne ...)
Może już wystarczy. Naprawdę.
Sytuacja u Ciebie nie jest dobra (mówiąc kolokwialnie ) i ja Ci życzę ,żebyś jakoś ocaliła samą siebie ,dopóki nie masz możliwości zmienić swojej sytuacji.
 
Bo choć kochasz swojego meza to żyjesz z przemocowcem, który nie raz Cię obraził nie raz wyśmiał, nieraz zmanipulował, nieraz skontrolował, nieraz obraził Ciebie i Twoja rodzine, nieraz wyśmiał Twoje łzy. I choć stworzyliście fajny dom ,macie fajne dzieci, wiek rzeczy ograniacie razem to nieraz wiesz że nie czujesz nic, a nieraz go usprawiedliwiasz bo jest kilka godzin miły i kochany a za chwilę odzywa się do Ciebie jak do śmiecia i znowu płaczesz.

W tych dwóch zdaniach zaprzeczasz sama sobie. Czy masz kogoś na oku, czy nie, nie możesz pozostać w takiej relacji.
 
Próbuje to wszystko ogarnąć, z mężem nic się nie zmieniło oprócz tego że ja inaczej reaguje na jego humory. Chce zrozumieć siebie, kiedyś kiedyś było między nami dobrze chyba ..z tym że pamiętam że ja nie czułam tego...wiem że chyba brakuje mi tego...bo z nim to nie było to..chyba po prostu zauroczenie, czar że wreszcie z kimś jestem, ktoś o mnie zabiega i po prostu jest...teraz nie wystarczy mi że po prostu jest ...że jest tylko miły jak chodzi o seks i ogarnia razem ze mną wszystko w domu...on chyba nigdy nie potrafił mi spojrzeć w oczy tak z miłością...chyba nigdy nie było między nami tego czegoś...a ja widzę to dopiero po prawie 9 latach ..zresztą gdy z nim byłam to w późniejszym okresie codziennie myślałam o tym co czułam do tamtego z okresu studiów, tęskniłam za tym żeby moje serce znowu żyło, znowu czuło ciepło...czy moglam aż tak siebie oszukać, czy dość szybki ślub, dzieci i to że w zasadzie zrezygnowałam z całego swojego życia dla niego myśląc że tak jest dobrze, że on życia swojego nie zmienił dla mnie ani trochę..a cały czas liczy się praca, garaż i jego zajęcia a ja gdzies obok czekam...czy dałam się tak sobie oszukać...czy to były różowe okulary...myśl że tak jest przecież dla mnie dobrze...
 
A teraz czuję, nawet jeśli to jest tylko bodziec do tego żeby się obudzić...to ktoś spojrzał mi w oczy tak że zajrzał aż do duszy i wiem zrobił to celowo...ze choć łączy nas i nigdy nie połączyło więcej niż koleżeństwo..to ktoś mnie obudził...że umiem znowu płakać, znowu gorąco się modlić..nie wrzeszczeć na dzieci...i nie nie hejtujcie mnie...bo ja nie mam z nim kontaktu przez komunikatory i nie chce mieć..i rozmawiamy tylko koleżeńsko choć na tematy ogólne, praca życie, żadnych zwierzeń o związkach, to wiem że jakoś choć trochę nie jestem mu obojętna, bo pierwszy mnie zagaduje, uśmiecha się, bo widzę to w jego oczach, i nie nie podrywalam go nigdy, wręcz przeciwnie gdy go poznałam parę miesięcy temu od razu wyznaczyłam sobie granicę żeby nie wpaść w jakieś uczucie i zawsze traktowałam go z dystansem, dopiero ta zima, te święta gdy z Pań Pani przeszliśmy na Ty, swobodne rozmowy i głębokie patrzenie w oczy mimo że rozmawialiśmy tylko o pracy uświadomily mi że mam prawo mam prawo do szczęścia i do bycia sobą, do tego by umiec się śmiać, by marzyc że ktoś kiedyś gdzieś, nie nie on ( mimo że jest mi bliski), bo ma dzieci i żonę i nie rozwalę jego małżeństwa i swojego, ale dzięki niemu runął mój mur który zbudowałam razem z mężem... znowu jestem sobą...i nie nie jestem zakochana w koledze...po prostu chce wierzyć że jeszcze kiedyś z kimś będę mogła się tak czuć...bo wiem że nie wytrzymam w tej martwicy z moim mężem...tylko niech dzieci podrosną ...wiem że już teraz mimo że zakuta w obowiązek małżeński to już i tak jestem wolna, jestem sobą a każdy dzień może być piękny...i jest piękny bo wiem że ważne za te dni których nie znamy..i warto żyć
 
reklama
a tak w wielkim skrócie? To jednak 200 stron

Przepraszam umknął mi ten komentarz - w skrócie: późna diagnoza ZD co wiązało się z brakiem możliwości terminacji, brak pomocy ze strony męża i rodziny (wręcz znęcanie się, nad autorką), rok próby ogarniania rzeczywistości z ciężko chorym dzieckiem (w pojedynkę, choć niby razem) - ostatecznie śmierć dziecka

Jest to jeden z taki wątków, który należy przeczytać - chociażby dlatego że autorka nie lukrowała rzeczywistości jak instagram
 
reklama
Do góry