U mnie w ogóle było "zabawnie" - postaram się to skrócić. Ogólnie mam długie, różne cykle. Ale mniej więcej wiedziałam kiedy seks bo staraliśmy się intensywnie. Jak był ostatni możliwi termin na implantację tj 12dpo, zakładając że plemniki żył 7 dni (!) to dostałam plamienia bardzo delikatnego. Potem czysto. Test pozytywny leciutka kreska, potem beta 25 w 16dpo (nadal zakładające te 7 dniowe plemniki) więc już czułam, że będzie źle, a u mnie jak źle to musi być grubo. Beta rosła dobrze, pojawiły się plamienia ale takie że raz były raz nie, raczej słabe. Poszłam na USG pusto. Wiedziałam, że źle poszłam drugi raz, robiłam betę w normie. Poszłam znowu na USG. Lekarz prywatnie to chyba CP, ale najlepiej do szpitala. Poszłam do szpitala tam lekarz na USG nic nie widział. Beta zaczęła spadać. Uznał, że to poronienie bo chyba jest jakiś mały pęcherzyk w macicy. Rzeczywiście w domu miałam cos w stylu poronienia - był pęcherzyk (sory za obrazowość) dużo krwi, skurcze jak przy porodzie. Zapomniałam o temacie. Lekarz IP kazał się zgłosić na betę po tygodniu, ale były święta, był Sylwester. Ja czułam się idealnie - zero bóli, zero plamień, zero czegokolwiek. No ale myślę, dobra nie bądź głupia sprawdź te betę - po 3 tygodniach byłam pewna wyniku 0 - a tu beta wyższa niż te 3 tygodnie temu. Myślałam, że zejdę. W szpitalu nadal zero w USG, beta sobie rośnie, progesteron 1 (do utrzymania ciąży min. 11ng), endometrium 3mm (do utrzymania ciąży min. 7mm a najlepiej to z 15mm), szukanie kolejne 2 tygodnie. W końcu nowy lekarz mówi - oczywiście bez przekleństw nie ma chuja we wsi muszę to znaleźć. Prawie 1h bardzo bolesnego USG bo którym zaczęłam aż plamić ale znaleziona - 3mm w jajowodzie. Jako że mała kolejne 8 dni w szpitalu z podawaniem metrotreksatu. Ostatnią miesiączkę miałam 15 listopada, poronienie pseudopęcherzyka (bardzo często w CP) 21 grudnia, wyszłam ze szpitala 18 stycznia. Tak więc w sumie 2 miesiące wyjęte z życia.
Mnie w tej ostatniej fazie nie bolało nic, nie plamiłam, nie miałam żadnych objawów poza źle rosnącą betą raz np. 100% raz 1%, słabym endometrium i niskim progesteronem
Koleżanka z sali miała podobnie tylko prywatny lekarz jej gadał, że pseudopęchrzyk to na bank zdrowa ciąża i jeszcze ładował w nią sztucznego proga na niski progesteron, w końcu pękł jej jajowód i szczerze? Jak ją przywieźli to wyglądała tak że myślałam, iż nie dożyje operacji. Ona też bo pożegnała się z mężem i rodziną (miała prawie 2 litry krwi w otrzewnej)