Tak, niestety, często tacy się właśnie trafiają. Jak znalazłam już takiego, który wbudzał zaufanie, to po jakimś czasie je traciłam. Nie wiem, może jestem w tych sprawach zbyt wybredna, albo raczej ostrożna. Zwłaszcza jeśli w grę wchodzić już będzie zdrowie mojego dziecka. Na szczęście moja intuicja mnie dotąd nie zawodziła. Po moim tzw. "pierwszym razie" udałam się - jak nakazują podręczniki - do gina. Nigdy wcześniej u niego nie byłam i nigdy więcej już do niego poszłam. Był bardzo miły i kulturalny, no i "wykrył" zaraz nadżerkę i to taaaką, że nie powinnam zwlekać z jej wymrożeniem, oczywiście prywatnie u niego. O cytologii nawet nie pomyślał. Nie udawałam przerażenia, na pierwszej wizycie po tak ważnym dla mnie wydarzeniu taka wiadomość?????!!!!, dodam, że wcześniej już odwiedzałam gabinet ginekologa i możliwe kontrolne badania robiłam. Na drugi dzień pobiegłam skonsultować diagnozę, zrobiłam cytologię. Stresowałam się okropnie. Wynik: żadnej nadżerki, tym bardziej widocznej gołym okiem, nie było. Cytologia ok. Nauczyłam się nie ufać i zawsze sprawdzać takie diagnozy. To nie zawsze musi być oszust, to może być dobry lekarz, ale błędy się zdażają. Dlatego czasem warto po cichutku "zdradzić" swojego gina i się skonsultować u innego.
Oho, zaskoczył mnie nowy dzień, więc szybko się żegnam i idę spać!!! Dobranoc i dzień dobry!:-)