Ja dużo więcej się dowiedziałam tutaj od dziewczyn z forum niż od lekarzy, u których zostawiam niemałe pieniądze - zresztą myślę, że nie tylko ja tak mam. Miałam doświadczenie już chyba z każdym ginekologiem w moim mieście, a ostatnio moja jak spojrzała na wyniki badań tego pakietu na trombofilię to mi wprost powiedziała, że ona się na tym nie zna... Nawet nie wiedziała, co to jest MTHFR.
Też mam nadwagę, a teraz to już nawet otyłość i mogę sobie pomarzyć o schudnięciu. W marcu w końcu ktoś zwrócił uwagę na moje TSH. Dostałam euthyrox i myślałam, że będzie dobrze, ale gdzie tam... Biegam, ćwiczę, liczę kalorie a waga stoi w miejscu, albo spada bardzo powoli. Po miesiącu każdej takiej mojej diety, jak się w końcu zdenerwuję i poddam, to w tydzień wracają mi wszystkie kilogramy jeszcze z nadwyżką, a wcale się nie obżeram.
Chociaż akurat muszę przyznać, że z lekarzy to tylko raz w szpitalu usłyszałam na ten temat niemiłą uwagę.
A jeszcze odnośnie tego kwasu, to powiem Wam tak: ja to już jestem tym wszystkim zmęczona, tak jak zapewne większość z nas tutaj. Przed pierwszą ciążą przez kilka ładnych miesięcy chodziłam po lekarzach, żeby się przygotować, brałam kwas, żelazo i inne witaminy i co? Zaszłam w 2 cs i ciąża pozamaciczna. Później jak chodziłam na kontrolę to ja sama musiałam o wszystkim przypominać i pytać, czy mam już brać znowu kwas foliowy, bo lekarze mieli na to wywalone. W szpitalu leżałam miesiąc, a nikt nawet nie pomyślał, żeby mi chociaż podstawowe hormony zbadać.
Także wiadomo, że trzeba trzymać rękę na pulsie (u mnie tarczyca cały czas jest kontrolowana, do tego biorę teraz acard i będzie heparyna od pozytywnego testu), ale z drugiej strony staram się aż tak bardzo nie przejmować, bo od tego idzie zwariować.
Tak zupełnie szczerze, to myślę, że większość kobiet przed ciążą (nawet tych, co planowały) nie brała żadnego kwasu, witamin ani się na nic nie badała. Pamiętam zresztą, jak lekarze byli pozytywnie zdziwieni jak im mówiłam, że się przygotowuję do ciąży, bo to bardzo rzadkie podejście.