Majuska, no ja w szoku jestem! Naprawde dala Ci Malenka pospac! Co do planow... Wiesz, duzo zalezy od porodu. Jak mi machna cc to pewnie na tym jednym Karolku poprzestniemy bo trzeba by odczekac dluzej, na co nie mam czasu, ale jesli wszystko pojdzie ok i laktacja mnie ze dlugo nie przytrzyma (nie miesiaczkuje kiedy karmie), to tak na "co rok prorok" bym sie jeszcze pokusila.
Marzena, moge pisac jak to u mnie bylo, psycholog ze mnie marny zeby teoretyzowac. Tez pytalam dlaczego... Nie mialam kogo pytac, wiec dreczylam siebie bo lekarz tez nie powiedzial nic co by mnie urzadzalo. Powiedzial ze "moze plod nie byl (przepraszam za medyczne wyrazenie) wartosciowy i natura zdecydowala go odrzucic". Doslownie tak i to mi utkwilo w pamieci. Badania nie odkryly przyczyny, wszystko bylo teoretycznie ok, tym bardziej nie umialam zrozumiec dlaczego... Na poczatku bylam po prostu zdruzgotana. Nie potrafilam wytrzymac w pustym mieszkaniu, w ktorym byly juz kupione dla malego ubranka - wrociwszy ze szpitala wzielam prysznic zeby sie pozbyc "szpitalnego smrodu", wsiadlam na motor i pognalam w Polske. Zeby nie myslec, zeby zmusic sie do skupienia uwagi na czym innym, zeby uciec. Po powrocie dlugo nie umialam sie zabrac za spakowanie tych ciuszkow w jakis karton, ale to insza inszosc - byly na wierzchu bo wczesniej lubilam na nie patrzec, cieszyly mnie. Potem ranily. Kolejny "problem" to kobiety w ciazy i male dzieci - dostrzegalam je i to bolalo. NIe zeby jakas zawisc, ale zal ze moje dziecko... W buziach obcych maluszkow doszukiwalam sie twarzyczki tego, ktore odeszlo, zastanawialam sie jakie mialo by oczka, nosek... Bylam z tym sama - Rajmund w UK, z tesciami... No, nie dalo rady, wiec pozostawalo to forum i pomoglo jak cholera. Rajmund przyjechal po 3 tygodniach, mial w planie miedzy innymi odwiedziny u swojej kolezanki, ktora miala wlasnie male dzieci. Wtedy przemoglam sie i wzielam na rece ok. 3 miesieczne dzieciatko - myslalam tylko zeby nie wyc i dalo rade. Potem bylo juz lepiej. Powoli, ale lepiej. Nigdy nie zaczelo byc calkiem dobrze - do dzis nie potrafie nie plakac.
Marzenko, badz z nia po prostu bo Twojej corce jest teraz cholernie trudno. Ktos powie ze "przeciez to jeszzcze nie bylo dziecko", ale dla matki dzieckiem sa juz 2 kreski na tescie i ona teraz przezywa taka sama zalobe jak kazda matka ktora stracila dziecko. Jesli pyta "dlaczego", odpowiedz jest prosta - nie wiemy. Po prostu tak sie stalo. Bo zycie wcale nie jest sprawiedliwe, a juz na pewno nie liczy sie z naszymi pragnieniami. Twoja cora ma teraz prawo do zalu, do buntu, zlosci... Nie wiem z czym sie bedzie dla niej wiazac obecnosc w domu Klaudii - nie mam pojecia jakie moze budzic emocje, czy bedzie jej latwiej czy wrecz przeciwnie. Czas jej pomoze - wygladzi nieco kanty, zalagodzi bol, ale go nie usmierzy. Tu, na forum jest dzial dla mam po stracie - Ciaza Po Poronieniu - niby z tytulu wynika ze dla ciezarowek, ale de facto spotykaja sie tam kobiety na roznym etapie zycia. Od swiezej straty po te, ktore juz urodzily kolejne dzieci. Generalnie same "kolezanki po fachu", wiec jakby co... Mozna liczyc na wygadanie sie i zrozumienie.