Nic sie nie dzieje na razie, oprócz tego, że chorlenie bolą mnie plecy. Ja jetsem zasadniczo odporna na ból, ale toto rozkłada mnie totalnie. Na wysokości górnego odcinka krzyża, ale na boku, a nie przy kręgosłupie. Podejrzewam, że młoda jakoś mnie usiska. Bo to przypomina taki rodzaj bólu, jak boli nerw kulszowy w ciązy. Pomaga mi właściwie tylko siedzenie na piłce (na szczescie kiedys kupilismy taką piłkę rehabilitayjną). Jak się położe, to po pół godzinie spokoju tak rwie, że nie mogę uleżeć. Wyobrażacie sobie jak wyglądają noce... Mam jeszcze podejrzenie, czy to nie jest jakis zastój w jelitach, który uciska boleśnie na mięsień. Nie wiem.
Wczoraj zrobilismy sobie wolne od dzieci i posłalismy clopców z rodzicami Marcina na działkę pod Warszawę. Chłopcy nasycili się świeżym powietrzem i wychasali, dziadkowie zachwyceni, a my bloga cisza od rana do wieczora. Teraz Marcin zabrał obu chłopców na basen (pierwszy raz jest tak, że idzie z dwójką - poprosi pewnie któregoś z instruktorów, żeby pływał z Wojtkiem, a sam obsłuży Stasia) i ja mam znowu luz.