reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Znasz to? Dzień ledwo się zacznie, a Ty już masz na koncie przebieranie w półśnie, mycie części do laktatora i gorączkowe poszukiwania smoczka pod kanapą. Jeśli w tym chaosie marzysz choć o jednej rzeczy, która ułatwi Wam codzienność – weź udział w konkursie i wygraj urządzenia Baby Brezza, które naprawdę robią różnicę! Biorę udział w konkursie
reklama

Czerwcówki i nasze opowieści z porodówki :) - BEZ KOMENTARZA

no to i ja opisze swój poród
Zaczęło się tak że postanowiłam pofiglować z M no i po ide do łazienki na siusiu a tu sama krew. No to ja łzy w oczach że pewnie coś się stało i od razu do szpitala. W drodze do szpitala zaczął boleć mnie kręgosłup. Przyjeżdzam na miejsce i tam na ktg skurczów brak rozwarcie na palec. Doktorka powiedziała że ta krew to przez sex i że zrobiło się rozwarcie. No i kazała się położyć że może skurcze się zaczną. Położyłam się i miałam nieregularne słabe skurcze które stawałąy się coraz bardziej regularne aż były co 5 minut. W porównaniu z pierwszym porodem wydawaly mi się one za słabe ale poszłam do położnych tam zrobily ktg i skurcze tak pod 50 rozwarcie na 2 palce stwierdziły że dadzą mi zastrzyk rozkurczowy i po tym się zaczęło skurcze masakraaa co 2 minuty i rozwarcie zaczęło lecieć. Kazali mi się położyć na łóżko porodowe i wezwać męża jeżeli chce żeby zdążył. Przez cały czas miałam parcie bo główka była bardzo nisko ale położne zabroniły przeć dopoki rozwarcie nie będzie pełne i tak w pewnym momencie czuje że cieknie odeszły mi wody a z nimi rozwarcie pełne i tak 3 parcia i Karolinka była na moim brzuchu Muszę powiedzieć że samo parcie balało bardziej niż za pierwszym razem ale za to skurcze były ciut mniejsze
 
reklama
W piątek 8 czerwca, dzień jak co dzień. No za wyjątkiem tego ze euro wystartowało... Umówiliśmy się ze znajomymi na grilla i wspólne oglądanie meczu. Około 12 stwierdziłam, że idę do sklepu oglądnąć materacyki - bo oczywiście jeszcze nie mamy. Niestety w najbliższym sklepie mieli za jedyne 300 zł, telefon do męża - jedziemy na hurtownie... Pojechaliśmy, kupiliśmy przewijak i kilka innych rzeczy dla maleńkiej. Materacyk zamówiliśmy - ok będzie w przyszłym tygodniu. Następnie mały wypad do spożywczaka. Mąż poszedł po czereśnie, ja schyliłam się po cukinie na planowanego grilla i w tym momencie jak to w amerykańskich filmach bywa odeszły mi wody :) Telefon do mamy znajomej położnej - niestety nie odbiera... Wózek z zakupami (MOJE CZEREŚNIE :() został na środku sklepu a my do domku, szybki prysznic, przepakowanie torby, zostawienie jedzonka dla kota i jedziemy na porodówkę. Wody odeszły mi po 14, na porodówce 15.30. Skurczy jakichkolwiek brak. O 17 podłączyli mnie pod KTG, mała już sie gdzieś ukryła i ciężko było tętno namierzyć, ale ok 130-140. Następnie badanie USG, waga 2800. Przejście na sale do porodów rodzinnych, wpuścili mi męża, dali kroplówkę nawadniającą. Do 19 standardowe przygotowania, realizowane podczas meczu, o wynikach którego przez położne byliśmy na bieżąco informowani... Rozwarcia brak, szyjka na 2 cm. O 19 zmiana ekipy - super zmiana i pierwszy fuks - położna prowadząca zajęcia w szkole rodzenia :) Za moment wchodzi znajoma położna z którą nie mogliśmy się skontaktować - czyli 2 fuks. Opieka lepsza niż byśmy chcieli :) Potem kolejne KTG, skurczy nadal brak. Podłączyli oxy. Wow jest skurcz, częstotliwość co 20 minut, ja nic nie czuje... O 20 pierwszy skurcz, który poczułam... Częstotliwość co 10 minut, następnie co 5, ja na piłce, która nic nie pomaga... boli jak diabli. O 21 jest rozwarcie na 2 palce, i zlitowali się, dostałam znieczulenie... Ale chyba nie działa bo boli jak diabli... Dalej pamiętam tylko męża masującego, przytulającego i generalnie wychodzącego z siebie żeby mi pomóc. Położna masaż szyjki 2 x na skurczach robiła. Poszerzyła rozwarcie. Pamiętam ze przed 22 powiedziała, że zaraz dostane gaz i mam iść siusiu bo mnie do KTG chcą podłączyć... Jak pomyślałam o kolejnych 40 minutach KTG ... to zaczęły się skurcze parte :) Czym podobno zaskoczyłam ekipę poród przyjmującą. 10 minut później Martynka wystrzeliła ze mnie tak, że ja ledwo złapali. Jest śliczna... Waży dokładnie tyle ile pokazało USG - 2800, ma 51 cm i potwierdza przesąd o zgadze - ma masę ciemnych włosków :) Mąż przeciął pępowiankę... Przeczytaliśmy razem metryczkę i zabrali malutką.
Niestety nie zdążyli mnie naciąć więc mam pęknięcie - ale tylko 4 szwy. Znieczulenie miejscowe + lekkie otarcie na cewce. Później dostaliśmy małą i przez 2 godzinki leżała sobie z nami. Zaliczyła pierwsze karmienie...
Dzis ma 3 dobę i w międzyczasie płakała 2 razy... Niestety jeść nie lubi więc musimy ją delikatnie mobilizować do jedzonka.
 
To ja zdam relację z mojego :-)

Do szpitala wysłał mnie w poniedziałek (04.06.12) ginekolog, na skierowaniu napisał "duży płód" i tyle. W szpitalu wciąż mnie pytali: dlaczego tu jestem? (Do terminu miałam jeszcze 10 dni) Nie wiedziałam co odpowiedzieć :baffled: Wysłał mnie lekarz i tyle.

Przyjęli mnie na porodówkę, gdzie pełne obłożenie było, więc dostałam jedynkę (normalnie odplatną :-D). Na badaniu wyszło ze mam 4cm rozwarcia, brak czopu i zgładzoną szyjke. Wieczorem dali mi oxy, ale nic to nie dało.
W dwa dni przeczytałam z nudów książkę (grubą, żeby nie było:-p ).
W środę rano z braku miejsc i jakichkolwiek objawów, przenieśli mnie na patologię i tam po prostu przesiedziałam cały dzień nie mając nawet jednego badania, tylko KTG, które zresztą wieczorem nie było za dobre. W czwartek (07.06.12) na obchodzie znowu mnie zignorowali pytajac tylko czy mam jakies bóle i skurcze (nie miałam).
Wkurzyłam się i zaczęłam spacerować po korytarzu. Tam zagadałam jakiegoś lekarza i wzięłam go na skrzywdzoną kobietkę ;-). Powiedziałam, że czuję się jak intruz (na co on zrobił wielkie oczy) i wyraziłam żal, że zajmuje im niepotrzebnie łóżko, bo nikt mnie nawet nie chce zbadać. Poskutkowało :-D Lekarz od razu wziął mnie do gabinetu i zbadał. Okazało się że mam 6cm rozwarcia. Zlitował się wiec nade mną i załatwił mi kolejną dawkę oxy, ale bez oficjalnego przenoszenia na porodówkę. Powiedział, ze zalatwi mi przeniesienie jak coś sie rozwinie, a jak nie to wrócę na patologię.
O 11 byłam juz podpięta pod kroplówkę (mąż przyszedł w odwiedziny, więc umiejscowili nas w sali porodów rodzinnych). Przez 2 godz. przeleżałam pod kroplówką. Mąż zasypiał z nudów lub marudził z głodu :-D Potem poprosili mnie o przejscie na korytarz bo przyszedł czas na ktg dziewczyn z porodówki. Chodziłam tak po korytarzu wciąż podpięta pod oxy, jakąś godzinę. Nawet zapytałam położną czy mogę zjeść loda (sorbet Joker firmy Koral, którego jadłam także przed porodem pierwszego syna :-) ) Pewnie myślała, że nic z tego nie będzie, skoro nadal brak jakichkolwiek skurczy, wiec mi pozwoliła :-D Jak mi ten lód smakował, nie macie pojęcia :szok:
Po chwili woła mnie lekarz do badania. Rozwarcie nadal na 6cm...byłam przygotowana na odesłanie na patologię. W ręku wciaz miałam patyczka od loda:-) Lekarz zdziwiony pyta się co to takiego, więc powiedziałam, że to patyk do zagryzania w czasie skurczy :-D Położna się śmiała i wytłumaczyła mu, że pozwoliła mi zjeść loda.
Wtedy lekarz zapytał mnie kiedy odeszły mi wody przy pierwszym porodzie, to powiedziałam, że zostały przebite.
No to przebił i tym razem :-D
Zeszłam z fotela i zanim doszłam do łóżka (tego w sali porodów rodzinnych) dostałam pierwszego bolącego skurczu. Bolał jak cholera. Widząc, że mąż umiera juz z głodu, a raczej nie bardzo chce patrzeć jak cierpię katusze, wysłałam go do domu na obiad. Myślałam, że z godzinę to jeszcze potrwa i na koniec zdąży. No więc pojechał.
KOlejne skurcze. Już się darłam a od przebicia wód minęło zaledwie 10 min. Położna przyszła i sprawdza rozwarcie. 10cm. Zrobiła wielkie oczy. Zanim zdążyła zawołać lekarza, drę się, że czuję parcie na odbyt i że dziecko wychodzi. Ta się krząta i próbuje mi podłożyć jakieś folie ochronne pod tyłek i karze przeć. Po minucie przychodzi lekarz. Ja prę. Po ok. 5min bóli partych i nacięciu krocza, przychodzi na świat mój syn :-D Wszystko tak się szybko działo, ze lekarz nawet nie zdążył spojrzeć na zegar, więc założyliśmy, za moją zgodą, że urodziłam małego o 14.00 :-)
Położyli mi małego na brzuchu i przecięli pępowinę. Wtedy też zabrali mi pogryzionego patyczka :-D
Lekarz pyta gdzie mąż, a ja mu mówię, że pojechał na obiad :rofl2:
Chyba jestem jedyną kobietą, która podczas porodu wysłała męża na obiad..przynajmniej to mówiła jego zaskoczona mina :-D:-D

Zapytali mnie czy mogą zabrać syna do oczyszczenia. Zgodziłam się i wciąż będąc na fotelu dzwonię do męża, że urodziłam.
Zajęło mi to zaledwie 20min od czasu przebicia wód. Mąż w szoku szybko przyjechał do szpitala. Lekarz jeszcze mnie zszywał kiedy był już pod drzwiami sali porodowej. Wydarłam się, zeby nie wchodził bo widok nie będzie miły, więc grzecznie czekał pod salą :-)
Lekarz założył mi 2 szwy zewnętrzne i kilka wew. Zeszłam z łóżka porodowego i położyłam się na to, które przywieźli. Wtedy wpuściłam męża. Dostałam syna i byłam przeszczęśliwa. Wszystkim wokół dziękowałam, jak wariatka, ale szczęście, że już mam poród za sobą rozpierało mnie do granic normalności :-D:-D Usmiech nie schodził mi z twarzy..i tak jest do teraz :-)

Mały dostał 10 pkt. 3700g. 59cm :-)
 
to i ja sie opisze:-):-):-):-)
Dostalam skierowanie do szpitala na poniedzialek 04.06 nie wiedziec czemu, tylko dlatego ze moj gin mial miec dyzur wtedy, ale tak chcialam w weekend urodzic zeby mi porodu nie wywolywali... ale coz nastawiona bylam psychicznie na ten poniedzialek...
W piatek w nocy 01.06 obudzil mnie dziwny bol w podbrzuszu mysle cholera chyba okresu dostalam...:baffled::baffled: dopiero pozniej zaczailam ze to nie okres ze pewnie cos zaczyna sie dziac, maz smacznie spal, ja pochodzilam troche po domu jak zombie, dopakowalam wszystko do konca ale te dziwne bole byly bardzo regularne i bardzo czeste, nie liczylym bo wydawalo mi sie ze boli caly czas... weszlam pod prysznic, bylo mi bardzo przyjemnie grzalam sie tam dobra godzine, ale bole nie znikaly... wygolilam sie przepieknie jak nigdy;-);-) umylam wlosy i wyszlam no i sie zaczelo, mysle juz nie zdaze wymodelowac sobie wlosow... (wydawalo mi sie to wielkim problemem) wyszlam z wody i zaczely sie inne bole promieniujace od kregoslupa a to juz nie bylo fajne, co skurcz musialam klekac, meza dalej nie budzilam, mysle mamy czas ja do szpitala jeszcze nie chce... ale jak juz bole byly nie do zniesienia obudzilam go i od razu kazalam sobie masowac plecki... Moj M zrobil sobie jeszcze kawke ja wypilam herbatke z lisci malin jeszcze:-D ubralismy sie i ruszylismy... Do szpitala mamy jakies 20 km cala ta droge wspominam jak meke, nie mialam jak sobie znalezc miejsca tak mnie wyginalo... ale mysle boli ale to jeszcze nie sa tak silne bole ktore bym nie mogla zniesc... w miedzyczasie zadzwonilam do swojej poloznej zeby przyjechala juz do szpitala bo rodzimy chyba, na porodowce bylismy kolo 5 rano w sobote 02.06 kazali mi sie przebrac dali pokoj, maz poszedl zalatwiac papierki, czekalam juz na niego z utesknieniem bo przy skurczach byl niezbedny, bylo mi o niebo lepiej jak z calych sil masowal mi krzyz. Podlaczyli mnie pod KTG to bylo straszne plecy bola a tu nie wolno sie ruszac, ale wytrzymalam te 40 min, polozna stwierdzila ze skurcze sa dosc slabe!!!!:szok::szok::szok: i ze pewnie wieczorem urodze... zdemotywowala mnie cholernie, bo bolalo a oni mi mowia ze dopiero wieczorem urodze... Wzielam pilke i zaczelam skakac na niej jak wariatka, jak dziecko w przedszkolu, smialismy sie z mezem ze jakby ta pilak miala uszy to skakalabym tak po calej porodowce...:-D:-D
Przyjechala moja polozna ktora sobie wynajelismy, pyta czy mnie ktos badal, ja na to ze nie jeszcze, ze mialam tylko KTG. Przyszedl lekarz zaglada i mowi ze kladziemy sie bo mam juz rozwarcie na 8cm!!! Nie moglam uwierzyc temu szczesciu, nie bylo jeszcze 6 rano a ja juz mialam 8cm... Polozna nalala mi jeszcze wody do wanny i tam bylo boosko posiedzialam moze z 10 min bo zaraz zaczely sie parte... Szybka akcja wyjscie z wody i na lozko, powiem szczerze ze te bole parte to dla mnie juz byly balsamem, cieszylam sie ze znikl ten bol z kregoslupa i caly czas nie moglam uwierzyc w to ze akcja tak szybko sie rozgrywa... caly czas czekalam na cos mocniejszego...tzn nastawiona bylam na duzo mocniejszy bol... co mnie milo zaskoczylo kilka parc i Karol byl juz z nami nim sie obejrzalam ciagnal juz cycka a lekarka mnie zszywala... Co tez nic nie bolalo, naciecie tez, chociaz wiem kiedy mnie nacinala... Euforii jako takiej nie bylo bo bylam caly czas w szoku ze to juz... Dziewczynki grunt moim zdaniem to dobre i pozytywne nastawienie, mnie duzo daly wlasnie te masaze meza, skoki na pilce i oddechy, bylam tak skupiona na oddechach ze wylaczalam sie zupelnie.... Tak ze jednym zdaniem porod bede wspominac bardzo milo, dla mnie zadna trauma, tak to ja moge rodzic...:-D:-D:-D
Kazdej zycze takiego porodu, szybkiego i sprawnego i w miare bezbolesnego (bolalo, ale myslalam ze bedzie gorzej)
Teraz jak patrze na ta kochana mordke to juz nic sie nie pamieta...
 
W sobotę w nocy tzn. ok. 1.00 zaczęły się skurcze, powtarzające się regularnie co 6-7 min., o 4 nad ranem byliśmy w szpitalu, gdzie po podłączeniu mnie do KTG położna stwierdziła, że zostawi mnie na obserwację i rano lekarz zdecyduje, czy wracam do domu czy wywołujemy poród. O 14.00 w niedzielę skurcze sie skończyły i wróciłam do domu.
W niedzielę (4 czerwca) w nocy - powtórka, znów zaczęły sie skurcze, ale stwierdziłam, że spokojnie, nocnych wycieczek mam dość, wolę spać w swoim łóżku. Wzięłam No-spę i poszłam spać, nad ranem druga No-spa i tak nockę przespałam w domku.
Od rana skurcze znów wróciły, ale były takie sobie, z tym, ze w ciągu dnia narastały. Na Izbie Przyjęć byliśmy o 17-tej, podłączono mnie do KTG, ale tylko na chwilkę, bo od razu położna, która mnie "prowadziła" do końca zaprosiła nas na porodówkę. I tu miłe zaskoczenie - mój mąż był tam ze mną, co prawda w tym kulminacyjnym momencie wyszedł na holl i poczekał na sofie, ale przez cały czas wcześniej był ze mną.
Położna od razu jak sie przebrałam zadała ważne pytanie pt. czy chcę znieczulenie, tylko teraz muszę zdecydować, bo zaraz może byc za późno, bo jak widzi z mojej historii - u mnie to szybko idzie, zaraz przyszła druga położna od noworodków, bo już Kubuś zbliżał się do nas wielkimi krokami - o 19.05 mojego synusia miałam na brzuszku.
Ponieważ musiałam chwilkę poczekąć na lekarza, który mnie zszył, moja opiekunka nakryła mnie prześcieradłem i zaprosiła do nas tatusia.... cudna chwila. Gdy już zostałam zszyta, przyniesiono mi tosta i herbatę, potem poszłam pod prysznic i zaprowadzono nas na salę, gdzie spędziliśmy 2 dni.

Wszystkim życzę takiej miłej opieki, szybkiego porodu i wielu miłych pierwszych chwil z maluszkiem.
 
A to i ja napiszę :)
Pierwszą ciążę przenosiłam 8 dni, mimo, że od 36 tygodnia mówili że już lada dzień bo wszystko zgładzone i przepuszcza palec.
W drugiej podobnie, termin kalendarzowy (fikcyjny bo karmiłam) miałam na 24.05 , z usg na 3.06, od kwietnia miałam się oszczedzać, co przy 2-latku jest oczywiście niewykonalne.
28.05 lekarz powiedział, ze wszystko przygotowane, jak się spreżę to on 29.05 ma dyżur :). Nie sprężyłam się, ale za to 1.06 mąż pracował w domu i zrobił sobie przerwę w pracy :). Cóż, seks w 9 miesiacu to jak dla mnie przyjemność mocno średnia, ale jak widac skuteczna. Zaraz po rozbolały mnie plecy a potem ok 13.00 zaczęły się lekkie skurcze. Potem mocniejsze i co 5 minut. Pojechaliśmy odebrać Alcię że żłobka, na zakupy, w międzyczasie sprowadziliśmy szwagoerkę na wszelki wypadek. Skurcze regularne, ale nic się nie nasilaly więc już się wkurzalam i nie wiedzialam co robić. W domu zrobiłąm sobie lewatywę z nadzieją że coś rozkręci ale nic z tego, cięgle tak samo. O 17.00 pojechaliśmy do szpitala bo nie chcialam potem w srodku nocy robić zamieszania jakby coś przyspieszyło. czekam sobie na IP, a tam niespodzianka - mój lekarz znów ma dyżur :). Zupełnie inaczej jak zajmuje się Tobą ktoś "znajomy", w każdym razie nie lekarz którego widze pierwszy raz na oczy. A ze lekarz bardzo młody, to mam wrażenie, ze też chciał całą ciąże od początku do końca doprowadzić łącznie z porodem i mimo tego że ledwo weszłam na IP skurcze całkiem wygasły, nie bardzo mnie chciał wypuścić. KTG wyszło takie sobie, kazał mi się najeść i wrócić o 20.00. O 20.00 maluch troszkę się obudził ale też bez rewelacji, skurcze zerowe, ale zrobił jeszcze USG i stwierdził, ze trochę mało wód się zrobiło. Po konsultacji ze starszym lekarzem przyjęli mnie na porodówkę "na obserwację".
Mój mąż czytał sobie gazetkę pod IP i był już przekonany że nic z tego więc trochę się zdziwił jak wyszłam w szlafroku :)
Obserwacja ia porodówce trwała ze 3 minuty, bo zaraz stwierdzili, ze jednak co tam, nie ma co czekać, szyjka do porodu przygotowana suepr, więc podłączamy oksy i przebijamy pęcherz. Od razu przypomniałam sobie te skurcze z pierwszego porodu, pojawiły się natychmiast jeden za drugim. Była 21.30 i M się śmiał ze mały urodzi się w dzień dziecka. Ja do niego, coś ty, na pewno nie, przeciez nie urodzi się w 2 godziny !!
Położna podłączyła mi tylko kroplówkę, a tak poza tym cały poród obsługiwał lekarz. O 22.30 przyszedł zapytać czy pamiętam jak się prze, trochę się zdziwiłam, bo przecież do parcia to jeszcze hoho. I za chwilę poczułam że nie hoho tylko już się zaczyna - nawet nie zdazyłam się zmęczyć ani zdziwić :)))
Poród odbierał lekarz, posadzili mnie tak wysoko i w pionie, ze własciwie wszystko widziałam - jak maluch wychodzi - niesamowite ! Byłam tak zaskoczona tym tempem, pozytywną atmsferą, hormony też zrobiły swoje, że jakoś w ogóle tego parcia nie pamiętam - coś tam bolało, ale trwało to tak krótko.. urodziłam chyba w 2-3 skurczach.

Trząsł mi się potem każdy mięsień ciała chyba przez godzinę. Ale mogłabym tak rodzić jeszcze 10 razy - najgorsze ze wszystkiego było szycie, niby znieczulone, ale i tak skakałam pod sufit.
 
5 czerwca 2012 roku miałam sie stawic w szpiatalu na indukcje porodu. Pozwoloo mi zjesc sniadanie o 6, 7 rano nie pozniej.
Tak wiec pełną para nastawiałam sie na to,ze jade rodzic ;))
Wstałam rano, zjadłam kanapki, wykąpałam sie, dopiełam torbe i wyruszylismy. Nastroje mielismy całkiem fajne choc P wydawał sie strasznie wesoły az moze troche za..?? Moze stresowa sie brdziej niz ja..W szpitalu miałam byc na 10. Powiedziano mi zebym poczekała.
Przyjeto mnie na ip i tam poinformowano, ze kłada mnie na patologi ciazy. Zrobili co mieli zrobic i zaprowadzono na oddział. Tam pojawił sie lekarka ktora poprosiła mnie na badanie.
Wypełniłysmy wszystkie potrzebne papiery i miałam usiasc na fotel. W tym momencie lekarka tłumaczyła mi ze indukcje porodu przełozymy na jutro a dzis zrobimy jedynie probe. Tłumaczyła mi na czym polega roznica a ja rozbierajac sie poczułam jak cos poszło mi po nodze :shocked2:
Nie znane mi wczesniej uczucie i mowie niepewnie ze chyba odchodza mi wody ????? Nagle odeszła mi ich taka ilosc ze nie miałm wątpliwosci co to ... Wiec synek postanowił, ze jednak nie jutro ;)) Uparcie postanowił sobie ze skoro przyjechalismy umowieni na dzis to dzis załatwimy sprawe ;) bynajmniej rozpoczniemy!!
W zwiazku z zaistniała sytucja zaprwadzono mnie na porodówke. Zadzwniłam po P, zeby konczył jednak prace i przyjezdzał. Nie powiem bo zdziwił sie chłopak ze tak szybko nam poszło.




Na porodówce podłaczono mi kroplowke na wzmocnienie i zbadano mnie raz jeszcze. Zero rozwarcia, szyjka 1,5cm. Czyli jeszcze daleka droga.
Tu pojawiły sie lekkie jeszcze skurcze. Dano mi 3 "magiczne tabletki" na rozmiekczenie szyjki poczym podłaczono pod ktg. Wszystko szło ok tylko ze strasznie wolno. Dwie godziny były całkiem przyjemne, skurcze lekkie i regularne a roazwrcia brak ;//
Teraz juz bol zaczynał sie nasilac, skurcze pojawiały sie coraz czesciej. P dzielnie mi je zapisywał - co ile i ile trwaja. Połozna trafiła mi sie super, co chwile sprawe kontrolowała pani dr.
Pozwolono mi pochodzic z tym ze "chodzenie" robiło sie coraz mniej mozliwe, skurcze pojawiały sie co 2min, po chwili juz co 1min i trwały 30sekund. Myslałam ze mnie rozsadzi, zaczynał sie coraz lepszy ból..
Podłaczono ktg raz jeszcze i miałam polezec, z tym ze stawało sie to niemozliwe. Wszystko mnie bolało, skurcze szły typowo z brzcha wiec wiedziałam ze jeeeszcze dłuuuuga droga przede mna.
Wrzeszczałam jeczałam skakałam na łozku chodziłam po scianach.... Połozna pocieszała mnie ze dobrze mi idzie, ze widziała sporo porodow i ze idzie mi dobrze... Zbadano mnie - 2cm rozwarcia.. Po 6godzinach.
Załamałam sie. Bolało coraz mocniej, pytałam o znieczulenie. Powiedziano mi ze podaje je od 3cm rozwarcia, wiec niby juz nie daleko a jednak jeszcze tyle przede mna ;///
Wiedziałam z nie dam rady dłuzej, czułam ze za moment rozerwie mi brzuch. P siedział blady i bezradny. Wrzeszczałam, zeby zrobiono mi jednak cc, ze nie dam rady, ze sie poddaje,ze nie podołam.
Po chwili podjeto decyzje ze podadza mi znieczulenie juz teraz.
Przyszedł anestozjolog i usadził mnie w odpowiedniej pozycji przy czym dodał ze mam sie nie ruszac. Smarował mi plecy a ja czuje ze idzie skurcz:szok: Przeszed w miare szybko, lekarz zaczął działac a ja czuje ze idzie kolejny ;// Jakas kobieta krzyczała zebym siedziała bo czeka mnie wozek inwalidzki ;//
Dramat. Niby przerwał ale musiałam ten skurcz wytrzymac w bezruchu ;///
Udało sie, po chwili ból przeszedł a ja poczułam zmeczenie i ajchetnij zdrzemnełabym sie. Jednak nie dane mi było ani odpoczecie ani chwila spokoju. Ktg pokazywało ze skurcze zwalniaja tempo. Ja jednak zczynaam czuc je spowrotem. No i tu zaczął sie prblem ;///
Co skurcz to małemu zanikało tętno :szok:
Szybka akcja i nauka oddychania.
"Pani oddycha głeboko do brzucha!!!!", "głeboko!!! to dla dzidziusia!! Pani olu głegoko!!!".
Juz na niczym innym nie potrafiłam sie skupic tylko na tym co pokazuje ktg w miejscu pulsu małego. Spdało za kazdym razem kiedy miałam surcz.
Połozna, lekarka, pojawiła sie druga. Po chwili wszedł anestazjolog .. Popatrzyły, cos sobie powiedziały i padło magiczne hasło:
"Podjelismy decyzje o cesarskim cieciu , czy wyraza pani zgode???". Oczywiscie ze wyraziłam, podpisałam odpowiednie papiery i biegiem na sal porodwa.
am złapano mnie z kazdej mozliwej strony, kazdy e specjalistow robił "swoje" a ja czuje skurcz i znowu zanik tetna... potem drugi i znowu..
Jeszcze dobrze nie zadziałało znieczulenie a juz czułam jak szukaja mi dziecka w brzuchu. Schodziło im sie a słyszałam jakby co druge słowo. Kreciło mi sie w głowie, nie mogłam złapac oddechu, najchetniej zamnełabym oczy i przysnela ale musiałam słyszec co z małym!!!!
Słyszałam cos o krwi, ze duzo ze leci nie wiadomo skad... o i wkoncu czuje szarpiecie.. Wiem ze maja małego i po chwili słysze go.. Kurcze heh to koniec - URODZIŁAM!!!! Juz po wszystkim! Spytałam tylko lekarzy co z maym - usłyszałam ze dobrze wiec juz mogłam sie uspokoic.
Po krotkiej chwili pokazano mi małego i podetnieto pod nos zebym mogła pocałowac. Jaaaaki on mi sie wydał dziwniutki ale jak sliczny!!! Słyszałam tylko ze idzie do taty, a ja musiałam jeszcze poczekac ;//
Czas mi sie dłuzył niemiłosiernie, ale tez i moja cesarka przedłuzała sie bezlitosnie. Spowrotem zaczynałam czuc ból, poprosiłam o znieczulenie. O dodatkowych atrakcjach typu jak schło mi w gardle czy ze znieczulało mnie po szyje rozwodzic sie nie bede.. Po 2h walki odwieziono mnie wkoncu na sale pooperacyjna. Widok malenstwa wynagradzał mi wszystko ;)
No i ten ból PO!!! Po 6godzi - o 1 w nocy kazano m sie pionizowac i przewiziono mnie na zwykla sale. Cewnik zostawiono do rana i w sumie jesi ni wyjeto by mi go to nie byłoby takiej siły na swiecie ktora zmusiłaby mnie do wstania z łozka. Przy wstaniu do pionu nie mogłam mowic, nie mowa o oddychaniu.. Dramat!!!
Jedyn czego uniknełam to zawroty głowy, ale kazde podniesienie sie bolało niemiłosiernie. Wiem jedno - MAM NADZIEJE ZE TO MOJA OSTATNIA W ZYCIU CESARKA!!
Załozony miałam rowiez dren, ktory utrzymano mi do czwartku.

Malutki dotał 9 punktow, wazył 2970, 51cm długosci. Na swiat przyszedł o 18:40.
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:
no to i ja spróbuję opisać wam w skrócie jak wyglądał 6.6.12. czyli najpiękniej zakończony dzień w moim życiu :tak:
rano pojechałam na IP żeby mi zrobili ktg, na zapisie wyszło dosyć dużo skurczy ale jak to powiedziała pani w ambulatorium "nic niewnoszących" no i poszłam z tym znów na IP do lekarza, ten mnie zbadał, zrobił usg, ja mówię że nie wiem czy mi się od wczoraj nie sączą wody no i że 40 t 5 d no i nagle słyszę "proszę sobie poczekać, przyjmiemy panią na oddział"...:szok:
no i panika bo niby wiedziałam że tak może być, bo niby już czas itd. ale jak to usłyszałam to cała się roztrzęsłam :tak: teść czeka w samochodzie na parkingu, mąż w pracy ja tylko z torebką...dzwonię do Miśka i w płacz :sorry2: więc on się zdenerwował że coś się stało a ja przez łzy próbuję wydusić z siebie że jest ok a to tylko emocje
obiecał że szybko przyjedzie z walizką więc się trochę uspokoiłam
dzwonię do teścia żeby jechał do domu bo ja zostaje i on chyba też lekko zwariował bo jak przyszedł do mnie po pieniążki na parking to chciał mi oddać bilet parkingowy :-D
no dobra, dalej pani założyła mi kartę, ciśnienie kosmiczne bo 140/82 a ja przecież taki niskociśnieniowiec :tak: no ale w końcu myślę zapytam może o co chodzi bo w zasadzie to ja nie wiem czy mnie przyjmują na obserwację bo po terminie, czy ze względu na te wody żeby podać antybiotyk :confused: więc pytam panią "przepraszam a w jakim celu ja jestem przyjęta" a ona na to "do porodu"...:errr:
zaprowadziła mnie na salę przedporodową i kazała tam zostać więc siedzę, cała się trzęsę, patrzę tylko na zegarek bo nie mogę się mężusia doczekać; przyszła położna no i skoro nie mam na razie badań ze sobą ani nawet koszuli do przebrania to mnie podłączą do ktg; dotarł M i przyszedł lekarz, zbadał mnie i decyzja - podłączamy oksytocynę; przebrałam się, pobrali mi krem do ewentualnego zzo no i podłączyli kroplówkę...moje skurcze oszalały nasilały się w takim tempie że byłam w szoku :tak:
najpierw poprosiłam o gaz ale po jakimś czasie miałam już tak dosyć że poprosiłam o zzo no i na szczęście szybciutko dostałam i wtedy zaczął się "najpiękniejszy" etap porodu bo patrzyłam tylko na szalejące skurcze na zapisie ktg ale nic nie czułam :happy2:
w końcu zaczęłam odczuwać lekkie parcie które dosyć szybko się nasilało no i ostatecznie znalazłam się na sali porodowej
lekko nie było ale gdy położono mi na brzuchu moją córeczkę to nic innego nie miało już znaczenia...
 
Mój poród:
W niedzielę czułam się już bardzo ociężała, pierwszy dzień po terminie. Dzień wcześniej odszedł mi czop ale poza tym nic specjalnego się nie działo. Wieczorem wypiłam więc sok pomarańczowy z olejkiem rycynowym i oglądnęliśmy z mężem mecz. W trakcie dostałam biegunki a koło 11 zaczęły się mocne i częste skurcze i bóle krzyżowe.

12.30- po prysznicu nie puściły więc zadzwoniłam do mojej ginekolog. Kazała mi jechać do szpitala. Podobno tej nocy mieli masakryczne obłożenie więc zadzwoniła tam by się upewnić, że mnie nie odeślą.

1 w nocy – jesteśmy już w szpitalu na Kopernika i po ok. 30 min czekania badają mnie. Rozwarcie na 2 cm, dalsza biegunka. Jadę na porodówkę i dostaję pojedynczą nowiutką salę z łazienką. Wypas.

2 w nocy – położna mnie bada. Rozwarcie na ok. 4 cm. Pobiera mi aktualną morfologię wcześniej dla znieczulenia. Ja skaczę sobie na piłce i wdycham gaz rozluźniający. Bóle średnio mocne.

4 w nocy – przychodzą moje wyniki i mogę mieć znieczulenie ale…ups mam już 7 cm rozwarcia! Więc za późno, a boli dalej do wytrzymania. Położna postanawia przebić pęcherz by wody przyśpieszyły poród. Jak to robi to skurcze są już bardzo częste i bolesne. Skaczę na pice podłączona do KTG i sobie jęczę.

5 w nocy – rozwarcie na 10 cm. Boli już jak cholera. Kładą mnie na boku by zsunęła się główka. Tu już się zaczynam drzeć i gryzę łóżko.

6 rano – przemy. Boli niemiłosiernie, wysiłek nie do porównania z niczym. Położna i lekarka – 2 cudne kobiety. Tłumaczą mi co i jak, uspokajają. Trochę mnie podcięły, i niestety zabolało. Ale i tak już było mi wszystko jedno. PO 45 min Zosia jest na świecie. Dają na brzuszek i cały trud mija. Potem rodzę szybko łożysko, calutkie i piękne. No i szycie – zabolało tylko w jednym miejscu, ale po porodzie to pestka.

7.30 – przychodzi młody tatuś i patrzy jak pierwszy raz karmię. Potem mama moja. Ja jestem najszczęśliwszą osobą na świecie.
Później dużo osób do mnie przychodziło i mówiło, że mój poród był książkowy. Akurat tej nocy było sporo ciężkich przypadków ( w tym odklejone łożysko - udało się uratować mamę i dziecko), i ja byłam taką wisienką na torcie. Teraz też się pięknie goję, brzuch mam jak w 4 miesiącu, skóra bez rozstępów, i 8 kg mniej – zaledwie 3 dni po :-)

Życzę Wam takich samych porodów! Wiadomo, ze bolało, ale było szybko, ze wsparciem i bezpiecznie. A teraz już nic negatywnego nie pamiętam.
 
reklama
No to teraz ja opisze jak to było u mnie:tak:

Termin cc mialam zaplanowany na 15 czerwca, 12 czerwca mialam sie jeszcze zglosic do szpitala na badania krwi itp. Pojechalismy a na samym wstepie polozna spytala czy chce miec cc juz jutro:szok: bez zastanowienia powiedzialam, ze tak:tak: Nie pomyslalam nawet, ze Kuba nie ma z kim zostac. Ale zadzwonilam do kolezanki i sie zgodzila zeby przywieść Mlodego do Niej, wiec problem z glowy. Oczywiscie polozna powiedziala, ze moge dalej miec termin na piatek ale juz nie zmienilam zdania.

13 czerwca rano pojechalismy o 7 rano do szpitala.
Na sali bylam o 7.40, przyszedl lekarz, dwie polozne kazaly sie przebrac w ich piękną koszulę:-D spytaly jeszcze raz o wszystko, lekarz powiedzial co mnie czeka (tak jakbym nie wiedziala:-D) itp. i bylam gotowa:tak:
Poszlismy na operacyjna, mąż poszedl sie przebrac a mnie przygotowywali do operacji. I zaczely sie nerwy, polozne i lekarze super, nie moge narzekać. Zalozyły wenflon i anestezjolog wziął się za znieczulenie, szybko zaczeło działać, nogi powoli "odplywaly", niedobrze mi sie zrobiło i juz lezalam, zawolali męza. Parawanik i zaczeli robic co do nich nalezalo:-D po chwili poczulam jak Malego wyciagają, jak te malutkie nozki wychodzą ze mnie i uslyszalam placz:tak: spytali czy chce zobaczyc dziecko czy dopiero jak Go umyją, oczywisice ze chcialam, rowno z mezem powiedzielismy" ile On ma wloskow":szok:, wzieli go na wazenie (3.9kg), zawineli i przyniesli mężowi na ręce, siedzial z Nim kolo mnie a ze mną konczyli, wszystko czulam ale jakos nie robilo to juz na mnie wiekszego wrazenia, najwazniejsze, ze Wojtus caly:-) dlugo im zeszlo a po wszystkim przewiezli mnie na pooperacyjna i tam ubrali Malego a u mnie zaczelo sie swedzenie:szok: to byla masakra, jeszcze tak cale cialo mnie nie swedzialo:szok: drapalam sie jak glupia. Pamietam, ze po pierwszej cesarce tez mnie swedzialo ale nie az tak. drapalam sie do krwi:zawstydzona/y: pozniej zdjely plaster z plecow, ktory byl potrzebny do znieczulenia, mialam Go na calych plecach, co za ulga, tak fajnie drapalo:-D i malego mialam juz caly czas na rękach:tak: po 3 godzinach zostalam przewieziona na normalną salę. Mąż pojechal po Kubę...

Podsumowujac: mialam dwie cesarki i po kazdej z nich czualm sie rewelacyjnie, nie ma się czego bać. Kazdej zycze takiego samopoczucia po cc:tak::tak:
Personel bardzo miły, lekarz hindus ;) ale nie mogę narzekać :)
 
Do góry