reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Czerwcówki i nasze opowieści z porodówki :) - BEZ KOMENTARZA

Czas na moją opowieść. Kiedy zaszłam w ciążę, pytana kiedynastąpi rozwiązanie odpowiadałam, że na EURO. Za datę porodu wyznaczono midzień 23.06.2012. No ale cóż skoro tak powtarzałam, że na EURO widocznie synekwziął to pod uwagę, bo urodził się w piątek 8 czerwca. Już kilka dni wcześniejczułam skurcze przepowiadające. Zdarzało się, że liczyłam czas ich trwania iokresy między nimi, ale zawsze po jakimś czasie się wszystko wyciszało. W środęi czwartek dopadła mnie chęć wielkiego sprzątania. Rodzina patrzyła na mnie jakna przybysza z innej planety. 8 czerwca w nocy 00.30 kładąc się spać poczułam, że odeszły mi wody. Nie można było tegou mnie pomylić z niczym. Na szczęście torbę miałam spakowaną więc uniknęłambiegania po mieszkaniu w poszukiwaniu różnych rzeczy. O 1.00 razem z mężemstawiliśmy się do szpitala i tam cała procedura przyjęcia (jakieś pół godziny,na szczęście żadnych skurczy jeszcze nie było). Położna po badaniu stwierdziła,że rozwarcie ledwo 1 cm a szyjka twarda, więc odesłała męża do domu a mniepołożyła na patologii i podłączyła pod KTG i kazała leżeć.
Po ok pół godziny zaczęły się skurcze, tak do ok. 4 dowytrzymania, trenowałam oddechy zgodnie z tym czego wyuczyli mnie w szkolerodzenia. Przez następną godzinę skurcze dały mi już nieźle popalić były cookoło 5 min, ale dość silne. W końcu następne badanie i moja nadzieja że możecoś ruszyło się do przodu, a tu niestety rozwarcie jak było jedynie szyjkatrochę zmiękczona. Podali mi dolargan. Miał ulżyć, ale jakoś tego za bardzo nieodczułam. Za to od 6.00 skurcze były już bardzo silne. Kilka minut po 7.00 nowazmiana położnych i badanie – 3 cm rozwarcia. Położna pozwoliła mi pójśc podprysznic i potem przejść już na salę porodową. Zadzwoniłam po męża, żeby przybyłtowarzyszyć mi na porodówce.
Wstałam z łózka i nie pamiętam prawie jak się wykąpałam, bólchyba w ogóle nie ustępował, więc już z pod prysznica dzwoniłam, żeby ktośpomogł mi przejść na porodówke. Moja jedyna myśl wtedy ze jeśli ten ból matrwać jeszcze kilka godzin to ja rezygnuję. Położna pomogła mi przejść te kilkametrów do sali porodowej i okazało się że przez 15 min rozwarcie z 3 cm zrobiłosię pełne. Więc od razu przygotowanie do partych, już według mnie łatwiejszafaza porodu. Na szczęście mąż zdążył - wparował na porodówkę w trakcie parcia. Kilka skurczy i Igor był na świecie. Kiedypołożyli go na brzuchu wydał mi się taki maleńki. Po porodzie dość szybkodoszłam do siebie , jedyny problem to dość długo utrzymująca się opuchlizna nastopach (większa niż w czasie ciąży) ale i to już minęło.
 
reklama
Witajcie jestem już w domku wypuścili nas po 16h od porodu pionizowali Mnie po 1h porodu drogami natury. Wszystko trwało od 6 rano do 21,24 .. Poród wspominam dobrze miałam tylko gaz rozweselający ale czułam sie po nim śpiąca i przez to praktycznie silne skurcze mi uciekły i rodziłam na słabych z potwornym bólem przy wychodzeniu główki.37,5 obwód jak się nie mylę .Mój synek podobno jak wyszła główka strasznie nią ruszał aż tatuś się popłakał jeszcze jedno lekkie parcie i wyszedł cały.
Pierwsze dano mi żel na otwarcie szyjki macicy po badaniu tym odszedł mi czop krwisty po 6h było już 2,5więc przebito wody płodowe.
Chlusnęło szybko...nie spodziewałam się że tyle tego jest i za 1h zaczęły sie skurcze słabe i w końcu po 3 h bardzo silne dostałam gaz rozweselający bo mój facet powiedział zebym nie brała epiduralu bo potem bedę cierpiec..nie zastanawiając sie przytaknełam..i tak juz do końca na nim zostałam.Na początku nie umiałam z nim oddychać a potem załapałam i pomogło bardzo.. Niestety tak jak napisałam skurcze osłabły i wzywano doktora bo położna niebyła wstanie odebrać porodu. Główka była już bardzo nisko ale nie mogłam jej wyprzeć doktor założyła taki ssak na główkę małego i to pomagało przy wychodzeniu parłam na każdym skurczu jaki był mocno i poszło darłam się nie samowicię główka przechodząca przez kanał rodny była jak wielkie ognisko... . Poszyli mnie i po 1h pionizowali i prysznic pod którym zasypiałam a Mnie myły pielęgniarki straciłam dużo krwi i widziałam normalnie gwiazdy. Potem zabrano Mnie na oddział po porodowy na którym nie zmrużyłam oka bo mój skarb zasypiał tylko w moich ramionach słysząc moje mruczenie siiiiisiiii Myślę jednak że z nadmiaru emocji nie zasnęłabym wcale .
Nie moge uwierzyc że czuje sie bardzo dobrze. Mały je dużo pokarm mam sprawdzany przez położną i mówi że jest bardzo dobry. Życzę sobie i wam takiego porodu jeszcze kiedyś siłami natury i tym które mają go przed sobą .P.S NO MOŻE Z WYJĄTKIEM PALĄCEGO BÓLU PRZY GŁÓWCE.:-)
 
Ostatnia edycja:
U mnie wszystko zaczęło się późnym popołudniem. Nie miałam jeszcze konkretnych boli,ale czułam się dziwnie. Około 19 zaczęłam odczuwać delikatne ale dosyć regularne skurcze. O 22 wzięłam kąpiel żeby zobaczyć czy coś się zaczyna czy to może jakieś przepowiadajace. Woda przyniosła ulgę i do 23 był spokój. Zaraz potem zaczęłam jednak znowu odczuwać delikatne bóle, więc pomyślałam że jak się położę spać to być może tym razem się wyciszy. Nic z tego. W łóżku nadal coraz częstsze i trochę bolesne skurcze. Zaczęłam liczyć byśc i były co 10 minut a od pierwszej już co 7. Nie mogłam znaleźć sobie miejsca w łóżku więc poszłam do salonu i włączyłam tv. O trzeciej m. Się obudzil i już nie spalisny oboje. O siódmej obudziliśmy małego, m. Zawiózł go do przedszkola a owy do szpitala. Tam okazało się że mam cztery cm rozwarcia. Od dziewiątej skurcze były już co 5 min. Jak miałam 5 cm rozw. czyli około 11 podali mi znieczulenie a o 12.55 mały był już z nami :)
 
Mój poród zaliczam do gatunku komediodramatu :)

O 8 rano na IP w szpitalu na wywołanie, o 11 założony żel na szyjkę już na oddziale. Rozwarcie na 2 palce.

Koło 13 skurcze się nieźle rozbujały, ba badaniu wyszło znowu 2palce rozwarcia.

ok. 16 skurcze potężne - 2 palce rozwarcia. Decyzja, żeby wykorzystać te skurcze na porodówce. Więc hop - o 17 wjazd na salę do porodów rodzinnych, D przybywa na miejsce, podłączają Oxy i KTG i zaczynamy się bawić.

I tak krótko mówiąc do 23 bujałam się ze skurczami łomocącymi mnie jak buldożer, D masował kręgosłup, ja wyłam, przebili mi wody płodowe w międzyczasie, co nic nie poprawiło. Na tym łóżku to chyba tylko nie wisiałam w pozycji na małpę. Klęczałam, kucałam, kręciłam biodrami niczym Shakira, przekładałam się z boku na bok itd..Już nie chciałam być ani matką, ani kobieta, chciałam skakać z okna i uciec od tych skurczów. Rozwarcie na 2 palce :baffled:

Więc szybka decyzja i powieźli mnie na operacyjną na CC, gdzie poczułam się jak w SPA, wkłucie nic nie bolało, rozmawiałam z anestezjologiem o euro i plażowaniu gdy nagle o 23:35 pogratulowano mi syna i usłyszałam jego płacz :))))

D zadzwonił po moją mamę, przyjechała w nocy razem z kuzynem i tak mnie powitała rodzinka na wyjeździe z operacji. D poszedł kręcić czyszczenie Bora, nagrał filmik, porobił zdjęcia, a ja na pooperacyjnej jak królowa z mamą i kuzynem czekaliśmy na syna :) Siedzieli ze mną do 1 w nocy bo akurat sama leżałam.

SN wywoływany jest koszmarem. CC uratowało mi życie i psychikę. A Bora kocham jak wariatka :)
 
Poród - ok 11:40 podłączyli mi oxy i chyba po jakiś 2h zaczęłam czuć skurcze, może po 3h zaczęły być takie, że wiedziałam że to jednak skurcze, prawie nie bolało, najlepsze, że bolało TYLKO w podbrzuszu, i nie było ich widać na KTG. Ale że rozwarcie postępowało jednak i szyjka była jeszcze miękksza więc ok 17 decyzja, że idę na porodówkę. Skurcze już były trochę boleśniejsze, na tyle, że musiałam stawać (bo z pompą oxytocynową chodziłam) ale na tyle delikatne, że żeśmy z mężem żartowali i rechotali się podczas nich ;POK 18:30 poszłam na porodówkę, a ok 19 przejęła mnie po zmianie dyżuru "nasza docelowa" położna :) Zbadała mnie i powiedziała, że rozwarcie jest na 4 cm na razie (myślałam, że na 6 cm, no ale dobra...) Skurcze bolały coraz bardziej, ale spokojnie i do wytrzymania :) Najlepiej mi było jak skakałam na piłce. Ale po kolejnych 2h postęp był kiepski - 4,5 cm... Zdecydowałyśmy z położną, że przebije mi pęcherz, bo wód mam dużo i pęcherz słabo szyjkę rozpycha, a że główka nisko, to szybciej spowoduje rozwarcie szyjki. No i wody się zaczęły sączyć, podłączyli mnie pod KTG na 20 minut i zaczęły się dopiero mocne skurcze! PO 15 minutach kazałam mężowi ją zawołać, żeby mnie odłączyła i pozwoliła zejść, bo bóle na leżąco były nie wytrzymania. Położna przybiegła do razy, zbadała i UWAGA - w 15 minut z nieco ponad 4 cm zrobiło się ponad 8 cm!!!!! Skurcze już były jeden za drugim (KTG temu cały czas przeczyło ;P) więc napełniła mi wodę do wanny, żeby je trochę złagodzić i jej się udało :) Ale zaraz przyszły parte, ale mi położna nie pozwoliła przeć od razu, bo wiedziała, że chcę ochronić krocze, więc parte sobie były a mała się powoli wstawiała w kanał rodny. Potem wyszłam z wanny, bo już mi przestało być wygodnie bo za wąska była i weszłam na czworaka na łóżko a potem w ogóle się położyłam, i w pozycji leżąco bocznej (najwygodniejszej dla mnie w tamtym momencie) urodziłam :) Rodziłam powolutku więc nie pękłam ani mnie nie nacięli, jak czubek główki było widać, dotknęłam jej włosków :D Jak już główka wyszła po jeszcze jeden skurcz i wyszły ramionka i położna powiedziała, żebym ją sama wzięła, więc całą resztę właściwie wyciągnęłam z siebie ja i położyłam na brzuszek :D Rany, to było niesamowite :D Potem leżeliśmy 2h na sali, lekko mnie w środku zszyli ale rozpuszczalnymi i z wierzchu nic nie czuć :)

Jeszcze dodam, że mąż mi bardzo pomagał, wspieał, mówił, że dam radę i że jestem dzielna, podawał mi wodę czy pomagał wejść zejść z łóżka czy do/z wanny, wytarł mnie ręcznikiem jak z niej wyszłam i w ogóle był CUDOWNY!!!
 
To może ja opisze swój poród.
Poniedziałek 18.06.
Od czwartku jestem w szpitalu na sprawdzenie ilości wód i pomiary Gosi. Przy badaniu usg wszytko ok dr mówi, że mogłaby trochę jeszcze podrosnąć bo ok 2900. Weekend wiadomo w szpitalu bo 3 dni trzeba odliczyć;) ale liczę, że w pon na obchodzie mnie wypiszą bo hipotrofia niepotwierdzona, wody niby ciągle w dolnej granicy ale do przeżycia...

Więc obchód: ordynator - profesor z brzuszkiem spokojnie konkurującym z pacjentkami - podchodzi do koleżanki łózko obok i wypisuje do domu. Ja zadowolona czekam na to samo. Podchodzi do mnie, patrzy w kartę (że położenie miednicowe) i pyta:
- Czy jakbym Pani zaproponował cesarskie cięcie to zgodziłaby się Pani?
Na to ja (myśląc, że on tak ogólnie pyta o moje zdanie;):
- Zostawię to do decyzji Pana doktora. (no bo miło, że pyta ale wiem, że miednicowe się rozwiązuje cesarką)
I wtedy pada:
- Dobrze, przygotować do cięcia.

:szok::szok::szok::szok:

No mniej więcej taką miałam minę.
Na hasło położne dostały kociokwiku i zaczęły jedna przez drugą: proszę się spakować, koszulę do zabiegu, umyć się, podgolić cewnikowanie, kroplówy itd.
A ja trochę nie wiedziałam w którą stronę się ruszyć. Więc prysznic, potem tel do P, że za chwilę cesarka. "Żartujesz?" Ale po głosie poznał, że chyba nie. Był w szpitalu za jakieś 15/20 min. W tym czasie ja jestem przewalona przez te trybiki do operacji a jedyne o czym myślę, to czy Gosia nie jest zbyt mała, czy nie zrobią jej krzywdy czy to nie jest zbyt wcześnie - 12 dni przed terminem. No i trochę przypomniał mi się film "Sens Życia wg Monty Pythona" tam jest fragment "poród w krajach 3 świata" i starałam się nie śmiać ale to histeryczne chyba było bo starałam się też nie popłakać z nerwów.

Jak mnie pospieszały to potem się okazało, że jestem trzecia i do południa leżałam na sali z P. Na szczęście on działa na mnie uspokajająco więc gdy już przyjechał było dobrze:)

Jeszcze jedna sprawa ważna nie byłam zdecydowana na rodzaj znieczulenia, siostra nastraszyła mnie, że zzo jest gorsze niż narkoza, że migreny po tym miała, że nie można się ruszać nawet głową itd. Więc ja stwierdziłam, że nic nie podpiszę dopóki nie porozmawiam z anestezjologiem, który stwierdził, że kiedyś tak było ale teraz są cieńsze igły i do cesarek planowanych tylko zzo do nieplanowanych narkoza bo albo są przeciwwskazania albo nie ma czasu się dowiedzieć.

No więc wkłucie - prąd poszedł po udzie, jeszcze złapałam myśl, że pewnie się źle wkłuł...
No i oczywiście bałam się, że przestanie działać, że nagle zacznie mnie boleć gdy ruszę brzuchem...

Sama operacja ok lekarze porozumiewali się mruknięciami więc nie wiedziałam co się dzieje. Mogłam rozmawiać, ale nie chciałam ich rozpraszać;)
Aż w pewnym momencie pielęgniarka mówi, że właśnie rodzi się dzidziuś a ja nie słyszę płaczu...

Ale tylko przez chwilkę bo wzięli Gochę na stolik odśluzowali i usłyszałam taki delikatny płaczyk - najpiękniejsze na świecie oczywiście;)

Nie było żadnego kładzenia na brzuchu - nie wiem może przy cesarce nie ma miejsca? - pokazali opatulone stworzenie, dali dotknąć i zabrali a ja chyba odpłynęłam wtedy.

Obudziłam się na pooperacyjnej P był przy mnie, poszedł potem zobaczyć Gosię, która właśnie grzała się w inkubatorze.

Po 18 przewieźli mnie na oddział, po chwili poprosiłam o nią, żebym mogła spróbować nakarmić.

Tyle.
Najbardziej stresujący i niesamowity poniedziałek w moim życiu:)
 
No to ja też opisze :-)

19.06 - wizyta u gin, badanie na samolocie , wszystko ok , w związku z przeterminowaniem się wysyła w dniu następnym na IP do szpitala w którym chce rodzić ,żeby sprawdzili co i jak oraz podjęli decyzje co dalej
20.06 - przed 8 stawiam się na IP , staje w kolejce do rejestracji ,rejestruje się , po około 40 min wołają do gabinetu, podłączają pod ktg , mały spi , mało się rusza, pielęgniarka co chwile potrząsa mi brzuchem ,zeby małego obudzić , po godzinie odpinają ktg, lekarka ogląda zapis, mówi , że ok , pyta czemu przyszłam no to mówie , że po terminie jestem ,że gin prowadzący kazał podejść itd.
zabiera mnie na usg , sprawdza wody i stwierdza bezwodzie :szok:
w międzyczasie wykonuje telefon , informuje, że nie przyjmą mnie bo miejsc nie mają , przepełnienie :szok:
załatwia miejsce na dzień następny i prawie odsyła do domu , po czym stwierdza, że jeszcze musi coś sprawdzić i wychodzi , po chwili wraca i informuje że przewożą mnie karetką do innego szpitala :szok: ja na to ,że mąż czeka ,że on zawiezie, a ona że w żadnym przypadku bo takie są procedury , a małą może dojechać ,
z tych nerwów poryczałam się tam, ona mnie uspokaja ,że nic złego się nie dzieje ,ale lepiej żebym była pod kontrolą lekarza, a najlepiej żeby poród wywołać jak najszybciej :-(
dostaje skierowanie , i czekam z m na karetkę :tak:w czasie oczekiwania jeszcze dwie dziewczyny przewożą do innych szpitali :tak: po przewiezieniu karetką do nowego szpitala robi się małe zamieszanie ze mną w roli głównej, skierowanie było na patologie , ale też nie mają wolnych miejsc więc ląduje na porodówce :no:

przed przyjęciem bada mnie lekarz na IP, po przyjęciu kolejne badanie , przez kolejnego gin i wszyscy stwierdzają bezwodzie :-(
czekam na jakąkolwiek decyzje co dalej do wieczornego obchodu , czyli godziny 19.00 ( około 12 byłam już na miejscu) ,w międzyczasie kilkakrotnie robią ktg,
na obchodzie gin stwierdza ,że szyjka nie gotowa i proponuje założenie "balonika" (cewnik foleya) ,żeby przygotować szyjkę , podczas zakładania druga gin stwierdza ,że szyjka jest przygotowana , ale "balonik" zakładają :-)
po założeniu balonika , zaczynają się skurcze , do wytrzymania , ale niektóre nie pozwalają mi spać , ktg co średnio co 3h , o 6 rano "balonik" wyciągają i mam już 4 cm rozwarcia, o 7 oksytocyna , skurcze się nasilają , pytam położnej o znieczulenia , a ona mówi że jeszcze skurcze się piszą za słabe , może i na ktg miały małą wartość , ale mnie bolały masakrycznie , na dodatek przez ktg nie mogłam chodzić tylko musiałam leżeć na prawym boku a to tylko potęgowało ból ,
około 8 obchód, gin stwierdza 5 cm , pytam o znieczulenie i słyszę nie ma problemu, rozwarcie odpowiednie :-)
potem nawadnianie kroplówką i oczekiwanie na anestezjologa , ja wyje z bólu , małż cały czas ze mną, próbuje mnie uspokajać, ale jak tylko mnie dotyka to się wkurzam i warczę na niego ,żeby czytał skurcze na ktg i mi mówił, kiedy bedą lecieć w dół ( jak się później okazało to kłamał o ich wartości oraz momencie spadania :-D)
o 9 położna sprawdza rozwarcie a tam prawie 8 cm, międzyczasie dociera anestezjolog , obydwie stwierdzają ,że bezsensu dawać znieczulenie bo ja zaraz będę parte miała, a po zzo spowolnimy akcje , na co ja się upieram i mówię ,że nie dam rady urodzić i chce to znieczulenie :-)
9.20 znieczulenie działa a ja oddycham z ulgą ,
zzo owszem spowolniło akcje , ale dzięki temu ja odpoczełam troche po nieprzespanej nocy ,
godz. 11.00 pełne rozwarcie , na sale porodową ,najpierw na kolanach prę, a potem na fotelu , niestety nie obyło się bez solidnego nacięcia ale 20 minut później mały już na świecie:-) położna kładzie na brzuch i mówi trzymaj bo ci zaraz spadnie :-) mały dostaje 10 pkt, ma 54 cm i waży 3300g, m miota się miedzy mną a młodym w końcu idzie z małym na sale poporodową

mnie szyją dobre 40 mninut :tak: a ja marze ,żeby już być z nimi :-)
 
Czas na mnie;)

Nie mogłam doczekać się porodu. W czwartek 22 czerwca pojechaliśmy z Grzesiem do mojej mamy- zaprosiła nas na obiad. Mój grzes był bardzo chory- załapało go przeziebienie, a ja ledwo chodziłam więc pojechaliśmy na gotowe. Na miejscu zapadła decyzja, że zostaniemy na noc bo Grzesiek chory więc mama zaczęła go leczyć mieszanka na bazie spirytusu. Grzes zadzwonił do szefa, że chory i w piątek bierze wolne. Miał goraczke, ledwo dychał. W TV był mecz9juz nie pamiętam kto grał) a na dworzu rozpętała się burza. Ja się tak boję burzy;/;/ no i mowie mamie, że za Boga nie chcialabym zacząć rodzic w taką pogodę bo chyba bym ze strachu nie wyszła z domu nawet...jak szłam spać nic nie zapowiadało, co się wydarzy- jedynie co tego dnia mega strasznie spuchły mi nogi.Położyłam się spac. Zachciało mi sie siuisu. Poszłam, zrobiłam. Znów się położyłam, i nagle czuję mokro...nie mialam zadnych wątpliwości...wody. Była 23. w domu panika. Ze mnie leci jak z kranu. A ja czułam taki spokoj.... o 23.30 byłam juz na porodówce...co sie okazuje- rozwarcia zero. Skurczy zero. Wysłałam męża do domu bo ledwo siedział. O 7 rano podłaczyli mi kroplówkę. Skurcze zaczęły się dosyć szybko..dostałam najgorszą położną...wredna suka nawet telefon kazała mi schowac;/;/ i nie udzielala mi zadnych informacji..Koło 10 z krplowką spacerowałam po korytarzu... niedlugo potem przyjechał mąż...z kroplówką pod prysznic...dziewczyny jak mnie rozrywało...Koło 12 nadal brak rozwarcia...Grzesiek płakał razem ze mną...poloza co 15 minut mnie badała i z głupim usmiesZkiem twierdzial ze damy rade, mamy czas....te badania tak bolały...Przed 15 moja mama szukała ordynatora no coz w wiadomym celu...ja juz byłam bliska obledu...skurcze mialam co 15 sekund...a tu nadal brak rozwarcia i ta malpa twierdzi ze damy rade...raptem wpada lekarz dyzurujący i pyta czy zgadzam się na CC ja tylko podpisałam...reszztę pamietam jak przez mgłe...ciecie uratowało Piotrusia, urodził się siny, opuchniety....ale zapomniałam jak uslyszalam jego Placz a jak go pokazali mial szeroko otawtre oczy i patrzyl na mnie;)

Zle tez wspominam pobyt na noworodkach,... te wstretne polozne nie pomogły mi z piersiami maly ciagle plakal ja nie mialam sily wstac i nawet nikt nie zagadal...plakalm razem z malym/....całe szczescie jestesmy już w domku;) a za Synka oddałanym zycie i przeszla to wszystko jeszcze tyle razy i ile trzeba by było. Moje szczęśćie miało 3900 g, 58 cm i 10 pkt;))
 
No to i ja opiszę trochę późno ale może mi się uda ;D więc:
28.05.2012r wstałam rano koło 8 obudziły mnie delikatne bóle brzucha jak na @ wziełam nospe i włączyłam tv po jakiejś godzine obudziłam P bo mi strasznie nudno było. Włączyliśmy sobie film, podczas oglądania znowu zaczął brzuszek boleć wieć druga no spa i przeszło. Myślę sobie mam jeszcze czas i to napewno nie to. Po filmie P zrobił mi śniadanie zjedliśmy i wtedy znowu bóle ale dało się wytrzymać(teraz wiem że były to parte-ciągłe uczucie jakby mi się dwójeczkę chciało). Poszłam się wykąpać, umyłam głowę wysuszyłam włosy i zaczełam prostować, wtedy bóle były coraz gorsze P już zaczął się denerwować bo mnie bolało i nie wiedział jak mi pomóc. W końcu zaczełam pakować torbe do szpitala dla siebie. P nie wytrzymał i siłą zaczął mnie wyciągać do szpitala. Poszliśmy po wodę do domu sporotem po torbe i autobusem jechaliśmy na porodówke. Po wyjściu z autobusu ledwo szlam tak mnie bolało :( Co kawałek stawałam i uwieszałam się na P (wtedy było trochę lepiej) Jak doszlismy na IP to oczywiście kwestia przyjęcia=tysiące papierków później poszłam się przebrać i na ktg (tam też przyszedł P-miałbyć poród rodzinny) na ktg bóle takie że nie mogłam wytrzymać łzy to same mi leciały patrze a tam skórcze w granicach 1do góra 10 (myśle co jest grane) badanie a tam rozwarcie n 5cm (chodziłam z 4cm rozwarciem) pomyślałam gzie tu 10 i że pewnie dopiero w nocy bądź rano urodzę. Po badaniu i ktg kazano mi siedzieć na piłce miedzy czasie wyslalam P po torbe z rzeczami dla Igorka wtedy rozmawiałam z bardzo miłą położna (ktorej niestety nie bylo przy porodzie) i doszlam do wniosku ze nie chce aby P byl ze mna. Siedzac na pilce czuje ze coraz bardziej jakby do wc mi sie chcialo mowie poloznej ona kaze na fotel bada i nagle wody odeszy i mowi 10cm! rodzimy! ja :szok: za telefon i dzwonie po kolezanke bo nie chcialam byc sama. Polozna mowi: -przyj, ja na to * nie bo ja czekam na kolezanke sama nie chce rodzić, i tak w tych bólach partych czekałam az przyjedzie. Gdy juz wkoncu byla zaczelam przec, na poczatku nie wychodzilo mi to bo nie wiedzialam jak :-( Byly momenty ze dobrze parlam ale łapał mnie taki ból (to nie te skorcze) ze poprostu przestawalam bo balam sie ze mnie rozerwie. Po któryms partym wyszla glowka, wtedy mowilam ze nie dam rady ze juz nie chce inna polozna chciala na brzuch nacisnac ale jedna krzyknela ze nie bo malemu by barki polamaly. Gdy probowalam przec nacieli mnie (ból okropny wtedy tak krzyknełam ze caly szpital chyba mnie slyszal uczucie-jakby mieli tępe nożyczki i próbowali trzy razy przeciąc) wkoncu slysze płacz dziecka patrze i mój Igorek jest na świecie. Położyli mi go na brzuszku i położna pokazała że mały miał na pępowinie supeł i w każdej chwili mógł się udusic :-( Teraz dziękuje P że wygonił mnie do szpitala i dziękuję Bogu że mały jest ze mną. Urodzil sie o 16:25 dostał 10pkt wazyl 3700 i 59cm :-) Wyczyścili mnie zszyli i przewiezli do pokoju, tam przyszedl P i przyjechala moja mama i byli ze mna przez pol godziny. Pozniej musieli juz isc a mnie przewiezli na sale. Mały wisial na cycu dobrą godzinie po tym czasie zabrali go a mi kazali isc pod prysznic. Powiem Wam ze tragedia wejsc/zejsc z tego lozka pod prysznicem myslalam ze padne tak mi sie w glowie krecilo, nikt nie poszedl ze mna, jak wrocilam na sale to polozna do mnie z tekstem "wstajemy tyrzeba sie dzieckiem zajac'' ja w :szok: mysle sobbie kobieto niedawno urodzilam boli mnie ledwo chodze a ty mi kazesz wtsac. I tak od tego momentu maly byl caly czas ze mna. Nie spalam caly pon. z poniedzialku na wtorek, caly wtorek, z wtorku na srode, cala srode i dopiero z srody na czwartek zdrzemnelam sie. Nie spalam bo maly chcial non stop na cycu a jak nie to w tym ich lozeczku ni chcial spac, co zasnol to inne dzieci plakaly ten sie budzil i znowu przewijanie,karmienie, lulanie do snu, i wtedy znowu jakies dziecko plakalo i tak caly czas, pozniej chodzilam i blagalam te polozne czy moglyby go wziac na noc ze nie czuje sie na silach ze nie spalam ze on placze ze cos jest nie tak a te wredne baby przyszly sprawdzily ze pokram jest przystawily do cyca i poszly, Igorek chwilke possal i wypluwal i plakal, nie wiedzialam co sie dzieje co robic. W srode bylam wykonczona i fizycznie a najabradziej psychicznie poszlam do ordynatora i mowilam ze chce do domu czy moze mnie wypisac ze nie czuje sie na silach (nic tylko caly czas plakalam) a w szpitalu jeszcze remont. Moglabym wyjsc w srode ale nie chcieli malego wypisac bo poziom birbuliny byl lekko podwyzszony i tak maly z srody na czwartek lezal po lampami. aaa no druga faza porodu 55minut. Jeszcze mnie wyczyscili w srodku i krwawilam tylko z tydzien. POlozna ktory mnie zszyla mowila ze mam 2szwy a ta ktora przyszla je sciagac po tygodniu mowila ze mialam 4 albo 5(teraz juz nie pamietam dobrze). Mam traume po porodzie caly czas. Mowia ze widok dziecka wynagradza to i ze sie zapomina. Ja pamietam caly czas ten bol. Nie powiem widok malenstwa nie do opisana. Coś pięknego. Wybaczcie ze tak chaotycznie napisałam ale spiesze sie bo w kazdej chwili moze mi synek wstac.
 
reklama
jesli chodzi o moj porod mysle ze bedzie krotko :)
o 4 poczulam pierwsze skurcze i zaczely saczyc mi sie wody
wykapalam sie itp no i o 6 obudzilam meza, ale ze nie nasilalo sie za bardzo to jeszcze kawe wypil i ogolnie zebralismy sie na ok 8 gdzie wczesniej podjechalismy do kosciolka bo niedziela byla
ok 8 juz w szpitalu Pani stwierdzila ze rozwarcie bardzo malutkie ale ze sacza sie wody to przyjeli mnie na oddzial, dostalam wlasna sale porodowa, i tam z mezem sobie siedzielismy,
na ktg nic nie wychodzilo ze sa skurcze bo te ktore odczuwalam byly za slabe jednak wiec czekalam rozwarcie sie nie powiekszalo, zrobili mi lewatywe zapytali czy wygolona i czekalam dalej :)
ok godz 12 przyszla Pani polozna z pytaniem czy czekamy czy podajemy oksy, powiedziala zebym sie zastanowila, ok 14 powiedzialam ze oksy no i o 14:45 dostalam kroplowke, poczatkowo bylo tak samo bolesnie jak i wczesniej, pozniej jak sie nasilaly poszlam do wanny no i rozwarcie na 7cm ok godziny 17:30
potem skakanie na pilce chodzenie i o 19 jak polozna mnie zaczela badac to okazalo sie ze juz mam skurcze parte :p jak poczulam taki skurcz to o rany ...
zostalam konstrktywnie poinstruowana jak mam rodzic,.. jak przec i oddychac i w ciagu 15 minut Nikos byl na swiecie
polozna starala sie chronic krocze i pytala czy jesli bedzie taka koniecznosc czy nacinamy czy zostawiamy, zdecydowalam sie na naciecie bo maly mial duza glowke
moj maz byl caly czas tylko na sam porod wyszedl, jak mnie szyli to wszedl, a maly lezal mi na brzuszku :) i dostal juz cyca
potem wzial Nikosia maz i dopoki mnie nie zeszyli to sobie z nim siedzial
posprzatali wokol mnie i moglismy sobie w sali posiedziec w trojke dwie godzinki :):) ja lezalam z mlodym karmiac go a maz nie mogl sie ogarnac :D
po ok dwoch godzinkach przewiezli nas na sale i tam bylismy trzy dni
a poniewaz ja rodzilam chora w czasie porodu dostalam antybiotyk po porodzie tez, a mlodemu musieli robic badanka czy wszystko ok zeby dac szczepionki, ale na szczescie bylo wszystko dobrze wiec na trzeci dzien bylismy w domku :):):)
 
Ostatnia edycja:
Do góry