Oj zazdroszczę wam wyjazdu i pogody.
Pakowanie - koszmarna rzecz - nienawidzę.... A już najbardziej mnie dobija jak jedziemy np. na weekend...... Pakuję wózek, łóżeczko turystyczne, pościel małego, zabawki, pieluchy + wszelkie kosmetyki, jedzonko i picie no i ubranka (prawie wszystko, bo co będzie jak sie pogoda zmieni, albo się zaleje, albo pobrudzi.........). A do tego ubrania swoje i męża, plus zakupy żeby było co jeść i pić.... Efekt jest taki, że się samochód ledwo zamyka. Ale pewnie jak byśmy jechali gdzieś na tydzień, to chyba wzięlibyśmy niewiele więcej rzeczy. Apropos jutro dziadki zabierają małego na działke własnie, pralka już uruchomiona ...:-)
A co do gadów:
Mój szanowny małożonek kiedy oczekuję od niego żeby zajął się dzieckiem bo chcę coś porobić to też rzuca teksty:
- oj po co bedziesz prasować, samo sie wyprostuje...
- oj po co bedziesz odkurzac, czysto jest przecież...
- przecież sprzątałaś przedwczoraj...
- oj nie gotuj, zjem sobie serek (ten akurat mi się podoba;-))
Natomiast co do zakupó, to nie pytam o nic tylko kupuję. Potem najwyżej przewróci oczami i westchnie a potem powie "matka trza zaciskać pasa"
Tia