Kachasku, pomysł z kanapkami genialny, choć akurat u nas z kanapkami problemu nie ma, bo Magda lubi.

Gorzej z obiadami - cuda już wymyślam, a ta skubana nie chce.

Zupy 3 łyżki, choćby najulubieńszej, ziemniaków wcale, mięsa 2 kęsy, przy czym ten drugi to już pół godziny w poliku siedzi i jest wysysany i wymemłany na maksa.

Ale bobolek (czyli pomidor) to chęęętnie. No i kanapki, kiełbaska czy parówki, najchętniej z kepuciem lub musztardą...

Teś nie wiem co robić, bo dziecko powinno ciepłe zjeść raz dziennie, ale cholera mnie trzaska jak latam za Magdą po chałupie z czymś na widelcu, a Ona mi się kładzie na podłodze twarzą do dołu i musiałabym Ją na siłę podnosić.

Na razie odpuszczam, mam nadzieję że nie skończy się to jakąś anemią.:-(
A co do talentu to i ja zazdroszczę - kurczę ja to jakaś taka wyjałowiona jestem, ni talentów, ni energii do działania, taka do dupy że tak powiem...

Tak że zazdroszczę z całych sił każdemu kto coś umie i ma jakąkoliwiek "produktywną" pasję.
Izka, no współczuję tych przejść. Kto by pomyślał, że te amerykany takie niesolidne... Współczuję i trzymam kciuki za Twoją cierpliwość i powodzenie.
Niuni, oj wiem o czym mówisz z tym duszeniem gada....

U nas dni dobroci minęły bezpowrotnie i od jakiegoś tygodnia mam ochotę pieprznąć w łeb aż miło.

Tomek zrobił się ostatnio cholernie nerwowy, wszystko Mu przeszkadza, wszystko Go denerwuje, wścieka się na dzieci, czepia mnie... Cholera mnie trzaska - powiedziałam Mu wczoraj że mu zacznę dosypywać do żarcia jakieś tabletki na uspokojenie bo tak się nie da żyć. Jak myślicie, co można by jakoś skruszyć i dosypać żeby nie poczuł? Bo Persen to mocno ziołowy i wyczuje.

Mówię zupełnie serio -
Izka Ty coś poradź, bo z tym moim chłopem nie da się żyć już, a wiem że sam nic nie weźmie.
Dziś Magda wróciła do żłobka. Ojjjjjj, ale było!!!!:-

-

-(Wiecie co, zaskoczyła mnie jak diabli. Jak mówiłam Jej że idzie do żłobka, to niby wiedziała o co chodzi, nie chciała iść itd... Ale cyrk się zaczął jak... kolega po nas samochodem podjechał. Od razu poznała o co chodzi i się zaczęło. Wyła mi całą drogę w samochodzie - uspokoiła się na moment pod koniec jazdy, potem wyła jak wysiedliśmy, całą drogę do żłobka, przebieranie i oddawanie. Ale tym razem widziałam że to była histeria nie żal, bo płakała prawie bez łez - zapluła się, zafafluniła, ale była to bardziej złość niż smutek. I tak jak przewidywałam, taka reakcja mnie tak bardzo nie załamała. No ale zobaczymy co będzie dalej. Dam Jej szansę pochodzenia do żłobka ze 2 tygodnie (o ile się nie rozchoruje znowu):-(i jeśli coś się zmieni to ok, jeśli nie, to trzeba Ją będzie zabrać.:-(