O jej to była chyba najgorsza noc w moim życiu....
Ale najpierw się przywitam ! Dzień dobry!
Wczoraj w dzień coś na dole brzucha tak bardzo mnie zabolało, zakuło że myślałam że za moment zacznę płakać. Przeszło po ok 5 minutach i potem było ok. Wieczorem pojechaliśmy z m po wózek i już w sklepie poczułam się gorzej. Kiedy dojechaliśmy do domu jeszcze podlałam ogród i podświadomie czułam żeby lepiej się położyć.Ok 21 wrócili rodzice, zrobiłam im jeść ale sama nie mogłam nic przełknąć ( wczoraj zjadłam przez cały dzień tylko jedną kajzerkę) . Czułam że coś zaczyna się dziać, że brzuch zaczyna się stawiać.Napisałam jeszcze to do Was i poszłam się położyć. Z telefonem w ręku. Skurcze były już co 5 minut i były bardzo bolesne. Zastanawiałam się czy budzić męża czy jeszcze czekać i oczywiście jeszcze ta chlerna torba nie spakowana no! Przeleżałam tak w ogromnym przerażeniu jeszcze do 2 nad ranem i widocznie wszystko się uspokoiło bo zasnełam. Obudziłam się o 3 i znów usnęłam ok 5 , 10 minut potem obudził mnie budzik bo m do pracy wstawał.
Ogólnie jestem wystraszona, przerażona, nie wyspana , czuje się dziwnie, jakaś taka roztrzęsiona.Wszystko oczywiście zafundowałam sobie sama bo wczoraj latałam cały dzień jak szalona, potem jeszcze prasowałam przez 3 godziny i na koniec jeszcze po ten wózek się zachciało.
Brzuch opuścił mi się baaardzo nisko .Dziś spakuje swoją torbę bo dla małej już spakowana.Muszę tak jak radzicie mieć przy sobie nospę. Na 8.30 odwiozę Jasia do przedszkola i wracam do domu i nigdzie nie wychodzę dziś. Przecież to za wcześnie na poród. Żebym chociaż jeszcze tydzień wytrzymała. Wczoraj się modliłam o to.