A ja Wam powiem że w weekend miałam jakies załamanie formy, i to nie fizycznej a psychicznej

:-( W sobotę miałam zły humor i potem pojechaliśmy na zakupy z M to się rozpłakałam pod sklepem (w samochodzie) sama nie wiedząc o co mi chodzi, bo miałam do M jakieś nieuzasadnione pretensje, i walczyłam do Niego o jakieś głupoty, po czym zdałam sobie z tego sprawę i wszystko ze mnie wypłynęło....Ale humor był już popsuty, jeszcze wieczorem też się posprzeczaliśmy, ja się obraziłam, w niedzielę rano znowu w płacz do poduszki, że mnie to już nic nie czeka dobrego, że mam już dosyć wyglądania jak wieloryb, że niedługo to już całkiem będę przywiązana do domu i dziecka, nigdzie nie wyjdę, podczas gdy M może się spotkac od czasu do czasu z kolegami itd. O takie myśli mnie dopadły, że mam już dosyć tego wszytkiego i boję się porodu i wszystko źle...

Wstyd mi za takie myśli ale Wam się przyznaję do nich...:-(
Wprawdzie po południu pojechaliśmy jeszcze do znajomych, a wczesniej po prezent dla ich rocznej córeczki i już mi humor wrócił i wszystko było ok, ale niesmak po weekendzie pozostał...
Jeszcze CI nasi znajomi mówili że po urodzeniu córeczki oboje byli w domu przez dwa tygodnie, tzn kolega wziął urlop żeby pomóc żonie przy dziecku, a ja wiem że u nas mój M może ze dwa dni będzie w domu ze mną po porodzie, chociaż i to nie jest pewne, bo M ma swoją firmę i musi wszystkiego doglądać, Jego wspólnik to taka sierota co nie potrafi nic załatwić i z kazdą pierdołą wydzwania. Tak samo było jak M miał tydzień urlopu, cały czas wisiał na telefonie, w ogóle nie odpoczął, a ja się tylko wkurzałam...Więc jak ma znowu tak być to ja dziękuję...i zapewne teraz nie pobędzie ze mną dłużej niż dwa, trzy dni...a tak będę sama.......czy ja dam radę?? Pewnie powiecie żebym poprosiła o pomoc mamę lub teściową, ale nie chce tego robić bo z moją mamą to wiecie jak jest, już Wam pisałam jak podsumowała nas i nasze mieszkanie podczas ostatniej wizyty....i nie chcę jej tu zapraszać i prosić o pomoc bo mi to poem wypomni i będzie mowić "A nie mówiłam że sobie nie poradzisz"

A teściową moją.....hmmm no cóż powiedzmy że jak ją widzę raz na miesiąc to mi wystarczy......nie jest złą osobą, ale będzie mi się tu we wszystko wtrącać czego ja nienawidzę i na to nie pozwolę...zresztą to starsza osoba, przy innych swoich wnukach nie pomagała więc co może wiedzieć o dzisiejszych sposobach pielęgnacji dzieci jak swoje rodziła i początkowo wychowywała na wsi 30 lat temu.......ach znowu doła łapię........:-(