Cześć Dziewczynki,
przeczytałam prawie wszystkie posty i pomyślałam, że dopiszę swój problem właśnie tu.
Mam problem z mężem. Moim zdaniem duży i nie wiem jak sobie z nim poradzić. Wszystko trwa już ponad pół roku, od pół roku przeżywam niekończący się kryzys, stałam się bardzo mocno nerwowa, wybuchowa, płaczliwa i opryskliwa. Do wszystkich niestety.
Nie będę tu Wam streszczać półrocznej historii mojego życia, tych wszystkich traumatycznych przeżyć, bo miejsca nie starczy - postaram się zawrzeć samą esencję.
Znamy się z mężem od 2001 roku, od 2007 jesteśmy małżeństwem. Do końca października 2008 na WSZYSTKIE imprezy chodziliśmy razem. Nie zdarzyła się tak na prawdę ani jedna, na której bylibyśmy oddzielnie. Do wtedy. Od października 2008 zaczął wychodzić na imprezy beze mnie. Muszę tu dodać, że to były imprezy z ludźmi od niego z pracy. Dodatkowo raz w tygodniu wychodził z nimi na siatkówkę i dodatkowo też czasem w tym samym dniu na jakieś piwo.
Po jakimś czasie dorwałam jego billingi. Okazał się, że wydzwania i wypisuje do jakiejś koleżanki ze swojej pracy. Fakt, rozmowy nie były jakieś wielce długie, trwały po kilka minut, smsów też wiele nie było, ale były. Czasami nawet o 22giej. Dzwonił i pisał do niej zawsze jak mnie w pobliżu nie było i za chiny nie wiedziałam w ogóle o tej dziewczyny istnieniu. Ani słowa o niej nigdy nie pisnął. A gdyby to była tylko jego koleżanka, jak twierdzi do dziś, to wspomniałby o niej choć raz prawda??
Na tym kończę swój wywód. Dalej postaram się podać fakty.
W pracy u męża wyszła afera z mojego powodu raczej nie do odkręcenia (oczywiście chodziło o męża i tę dziewczynę) - podobno, o czym mąż nie omieszkał mnie poinformować - nikt mnie tam nie lubi.
Mój mąż nadal wychodzi ze znajomymi z pracy jak tylko jakaś imprezka się napotknie, niestety nie jest w stanie opuścić żadnej.
Oczywiście ciągle chodzi na piłkę i do tego w kłótni wczoraj mi oświadczył, że będzie chodził dwa razy w tygodniu.
Kłócimy się bardzo, bardzo często.
Nie potrafię pogodzić się z jego wyjściami z tymi ludźmi, bo wiem, że oni mnie nie znoszą i czuję się "zdradzona" przez mojego męża, jeśli idzie on z nimi a mnie zostawia w domu.
Mój mąż poprzednie andrzejki spędził z nimi i z nią. Ja siedziałam w domu.
Mój mąż na moje imieniny zaprosił swoich kolegów i spili się chyba za moje zdrowie.
Mój mąż jakoś tak dziwnie wszystkie dla mnie, dla nas ważne momenty spędza ze swoimi znajomymi z pracy, zamiast ze mną. Przykładem był dzień, gdy potwierdziła się moja ciąża. Mój mąż obchodził imieniny kolegi z pracy. Ja siedziałam w domu.
Mój mąż ciągle pracuje z tą dziewczyną, nie wiem, co jest między nimi, może nie ma nic, sama nie wiem, jednak nie mogę przestać o niej myśleć, to tkwi jak drzazga w sercu i zagoić się nie może.
Bardzo często płaczę, wciąż jestem nerwowa. Zaczyna się u mnie niedługo 13 tydzień ciąży. Obawiam się o dzidziusia.
Czuję się jak sprzątaczka, kucharka, praczka i pani od zakupów. Wszystko robię sama w domu. Czasami nawet na kolanach odkurzam przy łóżku, na którym on jak panisko z laptopem leży. Czasem, bardzo rzadko, ale czasem, jak już się rozpłaczę, to mi pomoże. Rzadko proszę. Prosiłam swojego czasu. Ileż można. :-(
Ostatnio, a byłam już w ciąży - mieliśmy malować kuchnię. Obraził się na mnie, bo chciał malować brudne ściany, a ja mówiłam, że umyć je najpierw trzeba. Poszedł się położył. A ja jak ta idiotka sama ściany i sufit szorowałam.
Parę miesięcy temu poszłam z domu do rodziców. Nie odzywał się do mnie chyba 3 dni, potem do mnie przyjechał. Jak pisał do mnie, że jedzie, pisał też do niej w międzyczasie. Gdybym wiedziała, co wtedy myślał, nie wróciłabym z nim. Potem się dowiedziałam dopiero - "jak znała drogę do rodziców, to będzie znała drogę z powrotem"

Jeszcze jeden fakt. Tyle razy mówiłam, co mnie boli. Niestety nasze rozmowy kończyły się kłótniami, więc pomyślałam, że będę pisać - że będzie mi łatwiej myśli wyrazić. Starałam się pisać bez zbędnych emocji - tylko moje uczucia wyrażone słowami. Okazywało się potem, że on nic z tego wszystkiego nie pamięta.
Przez te pół roku stałam się z wesołej, radosnej, optymistycznej osoby - zgorzkniałą, sfrustrowaną, płaczliwą i znerwicowaną osobą. Sama nie wiem, na co liczę. Liczę chyba, że może on zrozumie, że się zmieni, sama nie wiem.
Wiem też, że ja święta nie jestem, bo nie jestem miła dla niego, ale we mnie po prostu gnije coś i nie potrafię sobie z tym poradzić. Nie potrafię też zaakceptować tego, że on wychodzi z domu z tymi ludźmi i z tego co się dowiedziałam tych wyjść będzie coraz więcej.
Piszę do Was, dziewczyny, bo chcę się dowiedzieć, czy faktycznie przesadzam i wyolbrzymiam, jak to on mi mówi cały czas? Czy mi się w głowie coś uroiło niepotrzebnie? Czy to jednak ja mam rację. Bardzo mocno się pogubiłam. I nie wiem, co robić. Czy mam jeszcze na co liczyć... :-(