No niestety, życie... Tzn w ogóle w przychodni jest USG, ale nie ma w gabinecie ginekologicznym, co powinno być już dziś podstawą. Może niektore gabinety są lepiej wyposażone...
U mnie tylko badanie "odręczne" ;-) Chodziłam do przychodni do 18 tyg i na USG byłam tylko raz- dostałam skierowanie, musiałam odczekac swoje na wizytę w gabinecie USG jak i w kolejce z pełnym pęcherzem i śladu po nim też żadnego nie było (np zdjęcie ;-)) Kolezanka mi mówiła, że teraz to i tak luksus, że USG jest na miejscu, bo kiedyś to musiała jeździć do szpitala ze skierowaniem z przychodni...
Jak u mnie było coś nietak to gin tylko zbadała mnie odręcznie, wystraszyła, że musze leżeć, przepisala Duphaston i nawet nie zleciła dodatkowych badań. Wychodziłam z siebie, bo już myślałam, że każda pozycja pionowa grozi utratą dziecka... więc poszłam do prywatnego poleconego lekarza, ktory mnie uspokoił (na miejscu USG i USG dopochwowe), kazał się oszczędzać, ale stwierdził, że nie ma co panikować...
Mówisz badania na tokso nie dają skierowań.... A POWINNI!!! Jako jedno z podstawowych badań. Ja od razu na pierwszej wizycie u nowego lekarza od razu dostałam skierowanie i na wszystkie inne ważne i dziwił się że nie dostałam ich w przychodni.... No, al przynajmniej powinni uswiadamiać- a ja w pełni zaufałam mojej gin. No i dlatego mówię, ze w przychodni to najczęściej rutyna... Ale pewnie też nie wszędzie. U mnie niestety tak.
P.S. Bardzo się cieszę, że kiwi działa :-)