dzień dobry,
Bodzia, torcik niczego sobie hehe
no, my już w domu

tym razem gorsza podróż, mały płakał i marudził, była przerwa, po której jakby bardziej się rozregulował

poza tym zgubiliśmy drogę i przez to podróż trwała ponad 6h
no i oczywiście mam dołka, strasznego. Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby tak daleko od domu się osiedlać, w tym roku kiedy kończyłam studia (2002) było ogromne bezrobocie, a ja od razu pracę dostałam i to w urzędzie, co wydawało mi się niesamowitym fartem

no chyba tylko to mnie tłumaczy

bo teraz, jak się pojawiły dzieci i jesteśmy mniej mobilni, to po prostu tak bardzo mi brakuje rodziny... no i z ogromnym sentymentem patrzę na moje rodzinne miasteczko,ha, a pamiętam, jak po liceum chciałam uciekać z zadupia


ale w sierpniu znowu jedziemy, jeśli będę miała urlop.
Przepraszam, że tak się rozpisałam, ale zawsze po powrocie jestem tak rozbita, że trudno mi o czymś innym myśleć. Oglądam zdjęcia i się smucę

jutro już będzie ok;-)
Tunia, mój nie siada sam, na kolanach i owszem, siedzi, podparty też, ale sam to nie
