Halo
Jogo
Adopcja to bardzo szeroki i niestety niewdzieczny temat w moim kraju. Przerabialismy to wiele razy z mezem. Moze to zabrzmi paradoksalnie, ale latwiej jest zaadoptowac=kupic komorke dawczyni czy sperme, czy postapic humanitarnie i zaadoptowac=kupic dziecko.
Dla mnie trudnosc adopcji czyjegos dziecka rozbija sie na dwa aspekty: ekonomiczny i psycho-socjalny. Szanse na adopcje bialego dziecka do 12m zycia w najblizszej dziesieciolatce sa marne. Pozostaje wiec adopcja dziecka starszego, a z takim dzieckiem nigdy nie masz gwarancji czy jego psychika nie byla zwichnieta we wczesnym dziecinstwie i sa to najczesciej dzieci, ktore zaliczyly pare rodzin zastepczych. Wydaje mi sie, ze mozna zaadoptowac dziecko z problemami psycho-patologicznymi ale jak masz juz inne dzieci i zdrowa rodzine. W takim srodowisku dziecko adoptowane ewoluuje w dobrym kierunku. W momencie kiedy nie masz jeszcze dzieci i zrobisz z takiej adopcji projekt zycia, a na koniec sie okazuje ze sie nie udalo wychowac takiego na ludzi? Zalowac u kresu zycia z takiej decyzji i pluc sobie w brode ze sie takiego nie utopilo w rzece jak byl czas? Moze jednak nie....
Szanse na adopcje noworodka do 12m zycia sa tylko poprzez adopcje miedzynarodowa (Chiny, Philipiny, Afryka). Ale czy ja chce sie pokazac w domu z zoltym Jasiem czy czarna Marysia? Niekoniecznie. Poza tym na dzien dzisiejszy najtansza miedzynarodowa adopcja wynosi ok 35 tys CAD (w Polsce pomnoz to przez 3).
W zwiazku z tym najtaniej dla naszego portfela, najbezpewniej jesli chodzi o wychowanie i wiez rodzicielska z dzieckiem, najromantyczniej jesli chodzi o nas dwoje, jest brnac z IVF (double donor) i zrobic wszystko zebym to dziecko mogla donosic i urodzic sama. Bedzie ono czulo milosc od pierwszego bicia serca. Moze material genetyczny bedzie od innej kobiety, ale ja chce to dziecko czuc w moim wnetrzu i nosic na rekach od jego pierwszego oddechu.
Zycie nauczylo mnie nigdy nie mowic nigdy. Kiedys jak bylam na etapie inseminacji i wierzylam ze sie uda, to mowilam ze IVF, sex na szkielku... nigdy..... Czyjes komorki ? Nigdy! To jakis Star Treak!
Po kazdym nieudanym etapie byla rozpacz, zaloba, a potem ewolucja w kierunku nowego rozwiazania, bardziej skomplikowanego, bardziej kosztownego, majacego wiecej konsekwencji pod wieloma katami...
Nie wiem co zycie pokaze, moze jak procedury medyczne calkiem mnie zawioda, moja macica calkiem wyschnie i juz nie bede w stanie walczyc o moja ciaze, zwroce sie w kierunku adopcji dziecka.
Na dzien dzisiejszy wiem jedno: poki co uwazam to za ostatecznosc i poki co to walcze!
Kurcze chyba sie wezme za pisanie ksiazki
CM