Hej Dziewczyny,
wróciłam niedawno z pierwszej tury po lekarzach. Jeszcze tylko genetyk został.
Zrobiłam badania krwi, jutro wyniki. Zrobiłam cytologię, wynik za 2-3 tygodnie.
Byłam u ginekologa (stary facet) w Lux Medzie, aby na podst. mojej dokumentacji wpisał mi jednoznacznie, że mam PCO, aby diabetolog był happy. No i co......no i nic. Nie wpisał, bo powiedział, że do niego co druga pacjentka przychodzi z takim podejrzeniem, a po 3 miesiącach w ciążę zachodzi. To ja mu na to, że dokumentacja wskazuje jednoznacznie, że się staram 3 lata, że mam przy USG napisane PCO. No to lekarz odbił piłeczkę i powiedział, że USG to żaden dokument potwierdzający PCO, to by trzeba było zrobić laparoskopię. To mówię, że miałam, ale nie wzięłam wypisu ze szpitala (nota bene, dobrze że nie brałam, bo tam mi wpisali "podejrzenie" PCO). Lekarz w ogóle nie rozumiał po co diabetologowi taka informacja. I moje tłumaczenie nie pomogło.
Ogólnie, jak zaczęłam szperać w całej tej dokumentacji, to faktycznie, lekarze mi mówią, że mam typowe PCO, ale w karcie jak widzę wpisywali "podejrzenie". Czego oni się boją????? Chyba tego, że wtedy miałabym leki na refundację.
Na pocieszenie dostałam od ginekologa skierowanie na USG piersi, a wcześniej mnie obmacał
.
Tak więc pierdziu, idę do diabetologa bez potwierdzenia, trudno, nie będę miała refundacji. Może jeszcze jak mój były ginekolog wróci z urlopu to do niego pójdę i wyłudzę "zaświadczenie"......choć jakoś zaczynam wątpić.
wróciłam niedawno z pierwszej tury po lekarzach. Jeszcze tylko genetyk został.
Zrobiłam badania krwi, jutro wyniki. Zrobiłam cytologię, wynik za 2-3 tygodnie.
Byłam u ginekologa (stary facet) w Lux Medzie, aby na podst. mojej dokumentacji wpisał mi jednoznacznie, że mam PCO, aby diabetolog był happy. No i co......no i nic. Nie wpisał, bo powiedział, że do niego co druga pacjentka przychodzi z takim podejrzeniem, a po 3 miesiącach w ciążę zachodzi. To ja mu na to, że dokumentacja wskazuje jednoznacznie, że się staram 3 lata, że mam przy USG napisane PCO. No to lekarz odbił piłeczkę i powiedział, że USG to żaden dokument potwierdzający PCO, to by trzeba było zrobić laparoskopię. To mówię, że miałam, ale nie wzięłam wypisu ze szpitala (nota bene, dobrze że nie brałam, bo tam mi wpisali "podejrzenie" PCO). Lekarz w ogóle nie rozumiał po co diabetologowi taka informacja. I moje tłumaczenie nie pomogło.
Ogólnie, jak zaczęłam szperać w całej tej dokumentacji, to faktycznie, lekarze mi mówią, że mam typowe PCO, ale w karcie jak widzę wpisywali "podejrzenie". Czego oni się boją????? Chyba tego, że wtedy miałabym leki na refundację.
Na pocieszenie dostałam od ginekologa skierowanie na USG piersi, a wcześniej mnie obmacał
Tak więc pierdziu, idę do diabetologa bez potwierdzenia, trudno, nie będę miała refundacji. Może jeszcze jak mój były ginekolog wróci z urlopu to do niego pójdę i wyłudzę "zaświadczenie"......choć jakoś zaczynam wątpić.
Poproszę też dla siebie i dla pozostałych dziewcyn ogrom wirusów ciążowych, żeby przelamać te złe wieści na forum
ale wtedy mi szczęscie nie dopisało

jak tylko wyjdzie pozytywna beta to zaraz skontroluje homocysteinę