Makota, Jagódka - nie wiem czy się coś nie zmieniło, ale ja miałam położną z przychodni dziecka a nie mojej.
Cała sprawa jest trochę zagmatwana. Jak byłam studentką to zapisałam się do przychodni przy uczelni, ale tam nie mieli położnej. Z przychodni w moim rodzinnym mieście dzwonili, że jak zmieniłam lekarza to i położną muszę. W przychodni uczelnianej skierowali mnie do przychodni gin-poł do położnej, ale oni tam mnie wyśmiali, że takich jaj nigdy nie mieli i, ze będę miała u nich położną jak u nich będę prowadziła ciążę. Więc to olałam i tyle. Sprawa jakoś przycichła i tym samym jestem chyba jedną z niewielu kobiet w PL bez swojej położnej. Kiedy urodziłam dziecko zapisaliśmy ją do najbliższej przychodni i z tej przychodni przyszła położna. Koniec
Cała sprawa jest trochę zagmatwana. Jak byłam studentką to zapisałam się do przychodni przy uczelni, ale tam nie mieli położnej. Z przychodni w moim rodzinnym mieście dzwonili, że jak zmieniłam lekarza to i położną muszę. W przychodni uczelnianej skierowali mnie do przychodni gin-poł do położnej, ale oni tam mnie wyśmiali, że takich jaj nigdy nie mieli i, ze będę miała u nich położną jak u nich będę prowadziła ciążę. Więc to olałam i tyle. Sprawa jakoś przycichła i tym samym jestem chyba jedną z niewielu kobiet w PL bez swojej położnej. Kiedy urodziłam dziecko zapisaliśmy ją do najbliższej przychodni i z tej przychodni przyszła położna. Koniec
