Aldo -w 22 tc miałam USG połówkowe i pani dr kazała mi je powtórzyć bo miałam nisko łożysko i ono było nawet brzeżnie przodujące i wtedy mieliśmy zakaz współżycia (właśnie, żeby to łożysko obserwować) i miałam za m-c powtórzyć USG. Poleciła mi dobrego specjalistę od USG w nOvum, i tam poszłam (tam też ona pracowała i mnie przyjmowała) i ona była w gabinecie obok podczas USG bo wtedy akurat zapisałam się na USG i do niej od razu na wizytę, i Lekarz najpierw zbadał i zmierzył Szymka, przepływy i powiedział, że z dzieckiem jest wszystko ok, zdrowy, ruchliwy chłopak, zero nieprawidłowości i powiedział "a teraz sprawdzimy to nieszczęsne łożysko" i skoro miał już Dopplera włączonego, to najpierw sprawdził łożysko dopplerem i mu się nie spodobało bo nie było przyczepu pępowiny. Wtedy kazał mi się bardziej rozebrać, bo powiedział, że musi coś sprawdzić soną dopochwową i bardzo mnie przepraszał ale musi, no i patrzył coś długo w milczeniu, na podbrzusze pod macicą mi uciskał, potem kazał mężowi nasicnąć guzik na sprzęcie, żeby zdjęcie zrobił i powiedział, że idzie po doktor Sotowską (moją panią dr) i że zaraz wraca. Weszli obydwoje, on jeszcze raz mnie przy niej zbadał sondą dopochwową również lekko uciskając, rozmawiali między sobą, ale nic z tego nie rozumiałam i potem powiedzieli, żebym się ubrała i poszła do gabinetu bo muszą z nami porozmawiać.
Przeszliśmy do gabinetu i mi powiedzieli co się dzieje, że z dzieckiem jest wszystko ok, ale mam źle zbudowaną pępowinę i naczynia pępowinowe są wrośnięte w błony płodowe i wchodzą do łożyska bokiem, i że są one akurat tuż pod główką Szymka, na samym dole tuż nad kanałem szyjki i muszę jak najszybciej trafić do szpitala, ponieważ w razie, gdyby doszło do pęknięcia błon płodowych (odejścia wód - krwotoku nie do zatrzymania) to dziecko będzie miało 3minuty na to, żeby je wyjąć operacyjnie bo inaczej się udusi i wykrwawi, i że ja po pół godzinie też bym się wykrwawiła, więc muszę "w razie czego" być w szpitalu, gdzie cały personel będzie powiadomiony o mojej sytuacji i reakcja na krwotok będzie natychmiastowa - znaczy cesarka. Powiedzieli mi również, że to już by był najczarniejszy scenariusz, i że prawdopodobnie spokojnie doczkam do planowej cesarki na oddziale i nie stanie się nic złego. No i miałam jechać do domu, mąż ma mnie spakować, i mam leżeć, brać no-spę forte 4x1, wstawać TYLKO do łazienki i do stołu na jedzenie i czekać na telefon od dr. Sotowskiej. Dr zadzwoniła następnego dnia rano, że ordynator się zgodził mnie przyjąć ale nie od jutra, bo akurat się miejsce zwolni na patologii ciąży, i następnego dnia po jej telefonie z samego rana byłam na IP, weszłam poza kolejnością (zadzwoniłam po nią i ona wyszła po mnie i mnie "porwała"), i zaprowadziła mnie na oddział. I tam miałam KTG codziennie x3 oraz no-spę forte 4x1 by nie doszło do skurczy (nie miałam ani jednego). No i doczekałam spokojnie do 36tc, ale ja bym i dłużej poczekała, ale Szymek dostał już dawno steryd na rozwój płuc, na USG wyszło, że ma 3 kg i zadecydowali, że dłużej nie czekają.