reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

NaSzE PoRoDy :))

;Dwow Frutisku niezly porodzik , dobrze ze sie w pore zorientowali  ;D
no dobra to ja tez sprobuje opisac moj porod ...choc nie wiem ile mam czasu bo moj maly mlekojad juz popiskuje wiec pewnie zaraz sie obudzi  ;D
nie wim czy pamietacie moje widomosci z 31.07 tj. poniedzialek.po wizycie w kafejce , zdazylam jeszcze zrobic sobie paznokcie u kosmetyczki , wziasc prysznic ...skurczyki byly takie sobie i jak dla mnie zupelnie nieregularne... Przyjechal moj luby , w sumie tak tylko kontrolnie sprawdzic jak sie mam ....i tak mial tego dnia przyjechac wczesniej z pracy , wzielismy na wszelki wypadek torbe i pojechalismy do szpitala. bylam przkonana , ze powiedza nam zebysmy wracali do domu bo to jeszcze nie to . tym bardziej , ze polozna ktora robila mi ktg byla okropnie niemila i powiedzial , ze to napewno skurcz przepowiadajace , ale jednak sprawdzimy na ktg. Z wynkiem poszlam do dyzurujacej ginekolog , swietna babka z poczuciem humorku. zaczela mnie badac i mowi no pieknie to co przyjmiemy sie juz do porodu , prawda ...????
a ja na to
-jak to ?????
- no tak , prosze cie kochana , szyjka calkowicie skrucona i rozwarcie na dwa palce
-??????????? wow
ja na to ,
-czy mozemy jeszcze pochodzic z lubym i przyjechac pozniej bo troche glodni jestesmy
- no dobrze ale nie pozniej jak za godzine
pojechalismy wiec dnajpierw na zakupy , pozniej do domku , zjedlismy kurczaka po chorwacku , specjalnosc mojego lubego i do szpitala
Tam juz na nas czekali , ordrazu pojechalismy na porodowke , mielismy porod rodzinny
Najwspanialsza rzecz jaka mogla mnie spotkac to rodzic razem z ojcem mojego dziecka , fantastyczna sprawa !!!!!!!!
akurat w tym czasie nie rodzila adna inna kobieta , wiec mielismy cisze i spokoj . mielismy pokoik z duzym lozkiem  z lazienka z wanna z hydromasazem w tej samej sali bylo lozko porodowe, specjalna lina na ktorej mozna bylo sie wieszac zeby odciazyc kregoslup , pilka itd.
Jak przyjechalismy to skurcze zaczelay sie na dobre , goran chodzil ze mna , masowal mi krzyze , polewal prysznicem i wspieral . z kazdym skurczm kochalam go jeszcze bardziej , wiem ze to moze troche ckliwe ale naprawde bardzo mi pomogl , nie wyobrazam sobie rodzic bez niego . bylismy pozostawieni sami sobie , od czasu do czasu wpadala polozna , z wrazenia dalej nie pamietam jej imienia , ale zlota kobieta , mowila jak oddychac , bo mimo szkoly rodzenia nie pamietalam o tym .  bolalo , musze przyznac , ale je to bol calkowicie do zniesienia . mialam jeden kryzys gdzie pomyslalm o znieculeniu , ale polozna mowi kochana , jak dam ci znieczulenie to porod sie wydluzy pozatym jest juz 7 centymetrow rozwarcia wiec lada moment i juz bedzie po wszystkim  ;D
pamietam , ze wtedy pomyslalam juz 7???? dzuo siedzielismy w wannie , woda troche mnie zrelaksowala ....pozniej skurcze parte przyszly tak szybko , ze ledwo weszlismy na lozko porodowe , 10 minut pozniej zuzu juz lezala u mnie na brzuchu . goran przecinal trzesoncymi sie rekoma pepowine. polezala chwilke i abrali ja do badania , Goran poszedl z nia i oczywiscie z nieodloncznym atrybutem swiezo upieczonego ojca czyli aparatem fotograficznym  ;D ja zaczelam rodzic lozysko , smiesznie bylo bo nie czulam juz zadnych skurczy , polozna mozna powiedziec ze mi je wyciagnela na sile  ;D zazeli nie na dole zszywac i myc , a polozna odrazu przystawila mi malutka do piersi , a ta przyssala sie jak na zawolanie i juz jej tak zostalo  ;D
potem zostalismy sami ja , Goran i nasza mala zuzu na jakies dwie godzinki , ja w miedzyczasie wzielam sobie prysznic , tatus nosil malutka
pozniej przewiezli nas do sali i tak oto skonczyl sie moj porod.
Prawda co mowia taki bol nie ma znaczenia kiedy poloza ci dziecko na piersi , wogole go niepamietasz ,zapominasz w mnieniu oka .
czy mnie wogole cos bolalo?????? ;D
podsumowujac porod trwal 3 godziny z hakiem , polozn powiedziala , ze to bardzo malo jak na pierworodke i dobrze szybciej mialam zuzu przy sobie ....a teraz juz wracam do mojego mlekojada bo sie obudzila na dobre i daje o sobie znac
buzka dziewczyny
 
reklama
;D Silunia..spoko.Rodziłaś w Narutowiczu .tak jak zamierzałaś? My to mamy spoko.I kto by pomyślał że jeszcze teraz siedziałabym bez Oliwki i czekała na poród...GRATULUJĘ..Twoja Suzzanka taka piękna jak moja OLiwka...no prawie ;D ;D ..Kochana napisz co i jak ,jak przeszłąs najcięższe 2 tygodnie..jak ci idzie pielegnacja..no i może jakieś prywatne foty ::) ::) :p
 
;D Frutisku kochana , nasze ksiezniczki sa dla nas najpiekniejsze ;D a twoja oliweczka taka dobniusia makuka fina beba jak to mowi moj luby ;D
rodzilam w Narutowiczu i ciesze sie , ze ostatecznie wybralam ten szpital , awaryjny na liscie mial byc Zeromski tylko ze troche daleko odemnie , a Narutowicz pod nosem ;D
 
Silunia, super opisik porodu. Wzruszyc sie mozna. Ciesze sie, ze masz takie cudowne wspomnienia z tego wydarzenia. Takie opisy jak Twoj niesamowicie optymistycznie nastrajaja czlowieka do porodu :)
Jeszcze raz gratulacje ogromne!!!
 
Silunia no prosze zaraz po porodzie prysznic a ja myslałąm że się leży prawie jak martwa z wyczerpania ::)

Po twoim i Frituska opisie to tylko na porodówke i rodzić ;D

Dzieki kobiety za te opisy , troche sie odważniejsza robie a cos czuje że godz.0 zbliża się wielgachnymi krokami a jej oddech czuje juz na karku ;)
 
Tak, tak Mada, kapie sie calkiem szybko - jakies 2 godizny po porodzie. Jest szansa zmyc z siebe caly pot i brud i znow dobrze wygladac. Tak bylo u mnie dwkrotnie, mimo, ze po Marcinie bylam padnieta jak kon po westernie. Nawet nie nastawiam sie zeby pieknie wygladac przed porodem, ale po porodzie, czylli ladna koszulka, czyste wlosy itd. Oj chyba juz nie moge sie doczekac :)
 
;D Mada kochana owszem bylam zmeczona , ale rozpierala mnie taka wewnetrzna duma i energia , ze nic nie bylo straszne , prawdziwe zmeczenie przyszlo dopiero kilka godzin po :) i naprawde bedziesz mazyc o prysznicu i odswiezeniu sie chociaz troszeczke
i dalej dalej rozdwajaj sie szybciutko ;D
 
;D a to ja moj ukochany musial uwiecznic jak bardzo bolalo ;D wygladam bardzo niewyjsciowo .....podczas skurczy caly czas chodzilam , albo opieralam sie na Goranie to bardzo pomagalo ;D
no i prosze nie zwracac uwagi jak wygladam wkoncu rodzilam ;D
 
reklama
Mój poród

Zanim opiszę mój poród napiszę skrótowo co się ze mną działo odkąd trafiłam w piątek do szpitala.
Piątek 04.08 – przyjęcie do szpitala, badanie ginekologiczne potwierdzające rozwarcie na 2,5 cm. Werdykt: zostaję w szpitalu, będą mnie podłączać 2 razy dziennie pod KTG w celu sprawdzenia czy nie mam skurczy. Skurczy oczywiście nie mam, za to od samego rana odchodzi mi czop z krwią.
Sobota 05.08 – 2 razy dziennie KTG, 2 razy dziennie obchód lekarski i pytanie gdzie są skurcze, bo oczywiście ich nie ma. Zalecenia: chodzenie po schodach, masowanie brodawek. No więc łażę po tych schodach, brodawki masuję mniej, bo od razu z nich leci siara.
Niedziela 06.08 – wygląda podobnie jak sobota. KTG, obchód, pytanie, schody… Od chodzenia po schodach dostaję skurczy, ale łydek, Szymon mi je rozmasowuje. Łapię powoli doła od tych pytań lekarzy i telefonów czy już urodziłam.
Poniedziałek 07.08 – badanie ginekologiczne, rozwarcie na 3 cm, ale brak skurczy. Mam przestać chodzić po schodach, za to „dziamdziać brodawki”. Po badaniu stwierdzam, że mam wszystko gdzieś, że Piotruś urodzi się i tak kiedy będzie chciał, że nie mam na to wpływu. Postanawiam się całkowicie wyluzować. Wieczorem proszę pielęgniarkę o jakiś środek na sen, bo odkąd znalazłam się w szpitalu nie przespałam ani jednej nocy. Dostaję Relanium 2 mg i wreszcie przesypiam noc.

Wtorek 08.08 – dzień porodu :D Uwaga! Straaaasznie długie :p
Zasadniczo nic nie zapowiadało, że tego dnia urodzę Piotrusia.
Obudziłam się wyspana o 5:30 – pielęgniarki przyszły zmierzyć temperaturę i ciśnienie.
6:30 – podłączają mnie pod KTG. O dziwo, rejestruje co 15 minut drobne napięcia macicy na poziomie 40-50%. Nie są bolesne. Pod KTG spędzam prawie godzinę, bo akurat są przyjęcia na oddział i nikt nie ma czasu mnie odłączyć.
8:00 – obchód. Lekarze zauważają postęp i każą kontynuować „dziamdzianie brodawek” ;)
8:30 – śniadanie. Zaczynam dziwnie się czuć. Jest mi cokolwiek niedobrze. Jakby mnie rozstrój żołądka dopadł. Kręci mi się też w jelitach. Łażę do kibelka co 10 minut. W końcu proszę pigułę o czopek glicerynowy na wypróżnienie.
9:00 – nadal latam do kibelka. Odczuwam bóle podbrzusza i mam wrażenie jakby skurcze były ciut silniejsze i częstsze. Próbuję rozchodzić je na korytarzu. Nie udaje się.
9:30 – zaczynam mierzyć częstotliwość skurczy. Wychodzi mi co 6 minut. Zgłaszam to siostrze oddziałowej. Biorą mnie na badanie ginekologiczne. Rozwarcie 3 cm, część pochwowa zanikła, główka przyparta. Informują mnie, że jadę na porodówkę. Dają szpitalną koszulę, każą się spakować. Dzwonię do Szymona, że mnie zabierają na porodówkę. Sz akurat jest w drodze do Wronek (w poniedziałek powiedziałam mu, że spokojnie może jechać, bo nie zanosi się żebym urodziła). Natychmiast dzwoni do szefa i zawraca do Poznania. Jest już po 10-tej.
11:00 – nadal jestem na oddziale. Skurcze są coraz boleśniejsze i robi mi się słabo. Kładę się na łóżku. Dzwonię po pielęgniarkę i mówię jej o tym. Okazuje się, że na porodówce nie ma miejsc i dlatego wciąż jestem na oddziale. Za chwilę przychodzi z wózkiem i jadę na porodówkę. Na porodówce wita mnie lekarka z informacją, że nie ma wolnych łóżek a do piguły mówi, że mówiła żeby mnie nie zwozić. Piguła informuje ją, że to decyzja oddziałowej i że jak mnie nie chcą przyjąć to mają wyraźnie wpisać odmowę do karty pacjenta. Na szczęście zwalnia się jedna z sal. Do 11:30 trwają wszelkie formalności z wypełnianiem papierów itp. Przyjeżdża Sz.
Koło 12:00 jestem w końcu w sali podłączona pod KTG. Okazuje się, że skurcze są już co 3 minuty na poziomie 80-100%. Zaczynam je odczuwać jako dolegliwe. Chwytam Sz za rękę i nie wypuszczam prawie do końca. Im mocniejszy skurcz tym bardziej ściskam mu dłoń. Nie wiem jak długo to trwa, ale w końcu proszę o środek przeciwbólowy. Niestety, muszę na niego czekać dość długo, bo zadecydować o podaniu może tylko lekarz a akurat wszyscy zajęci przy porodach. W końcu się zjawia lekarka. Bada mnie, rozwarcie na 4 cm, podaje domięśniowo Dolcontral (Dolargan). Zanim lek zaczyna działać skurcze zmieniają się na parte. Nie sięgają 100% za to są intensywniejsze w nasileniu. Okazuje się, że muszę zmienić salę porodową, bo mają przywieźć kobietę w ciąży z bliźniakami a tylko na tej jednej sali jest KTG dla ciąży mnogiej. Z pomocą studentki położnictwa przechodzę na inną salę z 2 przystankami na skurcze. W drugiej sali znów zostaję podłączona pod KTG. Zwierzam się, że żałuję iż nie zrobili mi lewatywy. Studentka tłumaczy, że nie robią tego odgórnie tylko na życzenie. Wyrażam żal, bo chce mi się kupkę. Studentka patrzy na mnie uważnie i pyta kiedy mi się chce tę kupkę, czy aby nie w czasie skurczu. Potwierdzam. Dziewczyna wychodzi i za chwilę wraca z lekarzem. Lekarz mnie bada, stwierdza rozwarcie na 6 cm. Ponieważ nie odeszły mi wody decydują się na przebicie pęcherza. A mnie się coraz bardziej chce kupę. W końcu przebijają mi pęcherz. Wody są już zielone. Inna lekarka za pomocą chyba soli fizjologicznej czyści coś tam w środku a ja dostaję dożylnie drugą dawkę Dolcontralu. W końcu przychodzi położna i lekarka, która będzie odbierać poród, bo to już czas (podczas mojego pobytu na porodówce badało mnie kilku lekarzy). Każą mi się przygotować do parcia. Mam puścić rękę Sz. Po Dolcontralu jestem ciut oszołomiona i nie chcę tego zrobić ;) W końcu puszczam Sz, który ma mi trzymać głowę. Ja mam się chwycić rękoma za uda. Tak bardzo chce mi się przeć, ale mi nie wolno. Lekarka mówi mi jak i kiedy mam oddychać a kiedy przeć. Raju, w końcu mogę! :) Piotruś przyszedł na świat o 14:55 w 2 ruchach partych :) W pierwszym urodziłam główkę, w 2 resztę Piotrusia. Czuje ulgę. Jestem przeszczęśliwa, że mały już na świecie. Lekarka prosi Sz o przecięcie pępowiny a Sz odmawia (powiedział mi potem, że był tak wzruszony, że się bał iż zrobi krzywdę małemu). Położna jednak namawia i mówi żeby założył rękawiczki. W końcu Sz przecina pępowinę. Po jej przecięciu położyli mi na chwilę małego na piersi, po czym położna go zabrała na badanie a ja miałam urodzić łożysko.
Uwinęłam się z urodzeniem Piotrusia w 3 godziny odkąd zwieźli mnie na porodówkę. Nie powiem, że nie bolało, bo bolało, ale o tym bólu szybko się zapomina kiedy się widzi ten mały cud, który kładą na piersi :) To jest najszczęśliwszy dzień w życiu :)
I przyznam się, że obecność Sz bardzo mnie wspierała psychicznie. Byłoby mi na pewno ciężej gdybym rodziła sama. Jeżeli macie taką możliwość dziewczyny to rodźcie ze swoimi mężczyznami :)

A po porodzie…
Okazało się, że nie urodziłam całego łożyska i musiałam być łyżeczkowana pod znieczuleniem ogólnym. Dlatego po porodzie byłam trochę osłabiona tymi wszystkimi znieczuleniami i nie miałam siły żeby śmigać od razu pod prysznic. Pozwolono mi dopiero po 6 godzinach a i tak miałam problem, żeby wrócić do łóżka o własnych siłach. Na szczęście położne na oddziale były super i podawały mi Piotrusia do karmienia a po skończeniu odkładały z powrotem do łóżeczka.
W sumie poród miałam naprawdę lekki i szybki jak na pierworódkę. I wiecie co… następne dziecko też chcę rodzić naturalnie :)


 
Do góry