reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Opowieści z porodówki ;-)

beti .....dzielna byłaś. Ja każde z dzieci parłam krótko, 3 min z nacięciem i teraz 7 minut bez nacięcia. I też myślałam, że już nie dam rady, że to koniec świata będzie......Podziwiam Wszystkie, których II okres porodu był dłuższy niż te moje 7 minut......Jesteście WIELKIE !!!!!! SZacun !!!!
 
reklama
Beti - ten gaz mi pomagał jako tako przy szyciu,ale ze skurczami za nic w świecie. Dzielna byłaś! brawo Mamuśka i duże ukłony dla twojego M.
 
MARCELNA;BIEDRONECZKA ale pieknie opisalyscie te emocjonujace chwile!

GABINIA, BETI oj tez swoje przezylyscie!

dziewczyny super opisy porodow!
 
to teraz ja:)
w zeszła srode rano śniła mi sie nad ranem moja pani ginekolog. gdzieś ją woziłam po mieści i śmiałam się, że chyba mi sie zaczynają skurcze, bo cos mnie tak jakoś boli. I wtedy się obudziłam i stwierdziłam, że coś jest nie tak. Ubrałam córeczkę, zeszłam na dół i powiedziałam mamie, że chyba z nią dzisiaj nie pojadę na miasto, bo coś sie zaczyna dziać. Usiadłam na piłce i skapnęłam się, że mam skurcze, nie bardzo bolesne, ale za to bardzo regularne. Dzwonię do męża, a tam zajęte i zajęęęęte...heh, to mu wysłałam trochę złych smsów straszaków, żeby poczuł powagę sytuacji:) Ostatnio pojechałam do szpitala za wcześnie, więc teraz chciałam maksymalnie dużo "roboty" wykonać w domu. Więc co chwila prysznic, skakanie na piłce, a potem poszliśmy na godzinny spacer. Mąż z kartką i długopisem zapisywał skurcze:) Pocałowałam córcie i obiecałam, że jadę już teraz po jej siostrzyczkę Łucję. Szczerze mówiac bałam się jechać do szpitala jak cholera i od razu się nastawiłam, że wszysycy będą niesympatyczni. A moim jedynym argumentem żeby jechać akurat do szpitala na wrocławskim brochowie była możliwość dostania znieczulenia. Na szczęście baaardzo miło się rozczarowałam. Przez cały pobyt na porodówce i potem na oddziale nie spotkałam sie z żadnym niemiłym komentarzem czy brakiem chęci niesienia pomocy. Na IP okazało się, że jest już 5 cm rozwarcia. Strasznie się ucieszyłam:) A potem trakt porodowy... Ta...leżenie pod zepsutym ktg wspominam najmnije czule...jak po poł godziny meczarni położna podeszła, okazało się, że papier się zaciął i nie ma zapisu... wtedy skurcze były jeszcze w miare do zniesienia... potem usg na płasko, bo badali mi czy blizna po cc wytrzyma naturalny poród.. Skurcz za skurczem, a tu dalej 5 cm. I znow ktg...oczywiscie to zepsute. Leżałam tam jakiś koszmarny szmat czasu i miałam juz takie fest skurcze, że gryzłam tam poduszkę...patrzę na zapis, a tam płasko prawie.. a one szły z krzyża, więc pewnie dlatego sie nie zapisywały. Jak mnie w końcu odpięły okazało się, że obydwie sale do porodów rodzinnych są zajęte. Więć kazali nam poczekac na korytarzu, troche sobie pochodzić, żeby w koncu skurcze się rozwinęły. Ale ja juz nie bylam w stanie chodzić, skurcze przychodziły co chwilę i już z trudem stałam łapiąc się ściany i męża:) W koncu położna przechodząc korytarzem spojrzała na mnie ( a odbierała ze dwa porody naraz) i wzięła mnie do badania. Bada, bada i się śmieje. Pomyslałam, że jak dalej jest 5 cm, to umrę, a ona do mnie "No słoneczko, rodzimy!" a ja na to "jak to? bez znieczulenia?" I foch. Ta się śmieje, a ja siadłam na tym śmiesznym fotelu do porodów i dalej foch, nie chciałam rozłożyc nóg, dopooki nie dostanę zzo. Bo po to tutaj przyszłam:) Mąż dołączył i się śmieją ze mnie. Położna mówi, że zanim zzo zacznie działać urodzę.. Chcąc nie chcąc położyłam się..No i się zaczęła szybka szkoła parcia, bo pojęcia nie miałam zielonego jak to zrobić.. Trochę to trwało, ale nawet nie krzyknęłam pół raza.. I nagle Łucja wylądowała na mojej piersi! A ja tylko patrzę na moją super położną i krzyczę "Udało się! Urodziłam dziecko!" Miałam takiego powera, że mogłabym tak krzyczeć i krzyczeć:)
Cały poród trwał zaledwie 9 godzin od pierwszych słabych skurczy do porodu.
I szczerze mówiąc jestem z siebie mega dumna, bo ja straszna boidupa jestem. Badania sie boję ginekologicznego, w ogole bólu nie znosze. A poprzedni poród zamaist oddychać wpadłam w panikę i bez przerwy wrzeszczałam. A teraz urodziłam, bez tego zzo, na które tak się nastawiałam:)
Urodziłam dziecko:)
 
A poza tym to muszę napisać, że esteśmy z mężem wierzący. Kiedy rodziłam, nasza wspólnota była włąśnie na rekolekcjach. Więc kilkadziesiąt osób modliło się za nasz poród. I naprawdę było to czuć:)
Szacun dla wspolnoty Ichtis z Wrocławia:)
 
Cały poród trwał zaledwie 9 godzin od pierwszych słabych skurczy do porodu.
I szczerze mówiąc jestem z siebie mega dumna, bo ja straszna boidupa jestem. Badania sie boję ginekologicznego, w ogole bólu nie znosze. A poprzedni poród zamaist oddychać wpadłam w panikę i bez przerwy wrzeszczałam. A teraz urodziłam, bez tego zzo, na które tak się nastawiałam:)
Urodziłam dziecko:)

Gratuluję! Świetny poród :happy:
Marzenie no...
mi wczoraj minął termin, ciekawe jak i kiedy to sie zacznie... postanowiłam, że jak nic się samo nie rozwiąże do poniedziałku to ide na wywołanie własnie wtedy - urodziny męża :tak:
Moja matka dodała mi wczoraj otuchy mówiąc, że w średniowieczu nie przeżyłaby nawet pierwszego porodu ( rodziła 3 razy), bo po kazdym porodzie miała tak silne krwotoki, że ledwo ja odratowywali. :baffled: Patrząc na fakt, że córki zazwyczaj maja podobnie do matek, skomentowałam tylko " o, świetnie!", na co moja mama szybko dodała " ale za to poród był lekki" :confused2:
Gratuluje wszystkim szczęśliwym mamusiom...:happy:
 
No to czas na mnie.

Piątek- termin porodu, rano nic, myślę- jeszcze czas!
Po południu czuję spinanie się dołu brzucha, to pierwsze skurcze jakie poczułam w ciąży! Ucieszyłam się i naszła mnie myśl, że do końca weekendu urodzę.
W nocy czułam skurcze co raz częściej, jakby regularniej. M. wstawał o 3 do pracy, mówię mu, żeby trzymał telefon przy sobie, poszedł. Nie wiem po co bo po godzinie był w domu, skurcze regularne co 8 min. Zanim przyszedł poszłam pod prysznic, posiedzieliśmy sobie jeszcze w domku trochę i zebraliśmy się do szpitala. W międzyczasie rozmawiałam z ciotka, która pytała mnie czy czuję skurcze od krzyża... Hm... no nie mówię i cieszę się, że będą normalne.
W szpitalu przyjęcie, rozwarcie na 2cm- coś się ruszyło.
Położyli mnie na porodówce, niestety było za małe rozwarcie, żeby M mógł być ze mną, więc tak siedzę tam 2h podpięta pod ktg, skurcze coraz silniejsze, badanie ginekologiczne i tu niespodzianka... rozwarcie na 2cm... porażka...
Przyszła lekarka powiedziała, że będziemy dawać zastrzyk na zatrzymanie skurczy, rozryczałam się jak małe dziecko, było tak blisko a oni chcą to rozwalić... No ale mam się męczyć? :/ Poszłam na patologię.
Skurcze nie ustępują, miałam być senna... było mi tylko trochę słabo... Cały dzień i pół nocy leżałam na patologii biegając co chwilę pod prysznic.
2 w nocy skurcze takie, że nie wiedziałam co ze sobą zrobić, koło 4 poszłam do położnej, żeby sprawdziła rozwarcie... 4-5cm, byłam prze szczęśliwa mimo, że miałam okropne skurcze krzyżowe!
Spakowałam manatki i z powrotem na porodówkę.
Położyli mnie na sali przedporodowej, tam leżała już jedna dziewczyna, między skurczami trochę rozmawiałyśmy ale niestety moje skurcze były na tyle silne, że w pewnym momencie nie byłam w stanie nawet słowa z siebie wydusić, na ktg skurcze prawie się nie pisały, tak aż do rana...
Po pewnym czasie z bólu aż krzyczałam, położna co chwilę przybiegała bo aparat zsuwał mi się z brzucha i nie było tętna dziecka, przyszła lekarka, rozwarcie dalej 4-5cm... Przyszedł lekarz, zaczęłam błagać go o cesarkę ale próbował mi to wyperswadować... bez skutku dalej błagałam... zbadali mnie, przerażona położna myślała, że dziecko ułożyło się pośladkami, lekarka sprawdziła, było główką ale dziecko 'miękkie' chcieli zrobić badanie na nadkwasotę... pobrać jej z główki krew- potem ewentualnie cesarka- nie zgodziłam się a oni nadal myśleli co ze mną zrobić. Lekarka chciała mi dać szansę na sn więc postanowiła podłączyć mi oxy, potrzebowaliśmy częstszych skurczy... Zleciała 1/5 kroplówki, przyszły dały mi 2 czopki na rozwarcie, czułam, że zaczynają się parte, zbadały mnie8-9cm rozwarcia ale szyjka jeszcze wygięta nie do porodu... Po ok 10 min dalej 8-9cm ale lekarka mówi, że możemy rodzić. Byłam w 7 niebie! Trochę sobie poparłam, żeby mała zeszła niżej. Nagle słyszę 'MYJEMY!!!' szybkie przemywanie krocza, instrukcja jak mam oddychać i przeć i zaczynamy! Jedno parcie, drugie, trzecie... Słyszę Co raz bliżej jesteśmy! Nagle po którymś partym czuję głowę między nogami! To mnie zmotywowało i kolejne 2 parcia i mała była na moim brzuchu! Szybko wzięły ją do zważenia, zmierzenia, dostała 10 pkt. i znowu była przy mnie... Pierwsze co myślałam, że nie chcę być z nią sama! Chcę aby M był tu i teraz z nami! Cieszyłam się jak dziecko kiedy do nas dołączył! Potrzebowałam nie tylko jej ale i jego!
Samo parcie trwało jakieś pół godziny, a cały poród oszacowały na 10h.
Powiem Wam, że skurcze krzyżowe to było największe okropieństwo jakie mogłam w życiu przeżyć! Położna nie umiała mnie uspokoić, dostawałam za każdym razem drgawek, trzęsłam całym łóżkiem, odlatywałam im, co chwilę zmieniały mi okłady... Za to skurcze parte mogła bym przeżywać na co dzień, to z tego całego porodu było najłatwiejsze!
Przy partych tak krzyczałam, że słyszał mnie chyba cały szpital...
Teraz mam wyrzuty sumienia, mieliśmy brać poród rodzinny... Lekarka w trakcie pytała czy wołamy męża a ja długo się nie zastanawiając (albo w cale) odpowiedziałam, że nie... Biedny siedział od nocy i czekał aż go zawołają a wyszło tak, że zadzwoniłam do niego jak Jagoda płakała i uświadomiłam go, że to jego dziecko... Strasznie tego żałuję, bo wiem, że chciał przy tym być.

Aaaa... No a czop odszedł mi na chwilę przed porodem a pęcherz pękł mi przy badaniu gin w trakcie porodu.
Z sali przedporodowej mnie nie przeniosły bo nie wyraziłam na to zgody, powiedziałam, że zostaje choćby siłą chciały mnie wziąć, nie miałam siły... Wzięły zatem koleżankę, która leżała obok, 15 min po mnie i ona tuliła swoje dzieciątko, trafiłyśmy razem na salę po porodzie.
Z tego względu, że tak ciężko zniosłam poród Przy większości była ze mną nie tylko położna ale i lekarka, wiem, że bez tych dwóch kobiet nie dałabym sobie rady, teraz bardzo im dziękuję, że dały mi szansę urodzić naturalnie!
 
bezdomek brawo ze dalas rade bez znieczulenia
tak sobie mysle z emoze to moje ktg dzis bylo zepsute!!!! skoro nie zapisywalo moich mega bolesnych skurczy ktore wg twojego opisu ty mialas przy rozwarciu 5cm... ech...
boje sie naprawde a one nie przechodza i mam ochote krzyczec i ryczec z bolu...
 
reklama
bezdomek brawo ze dalas rade bez znieczulenia
tak sobie mysle z emoze to moje ktg dzis bylo zepsute!!!! skoro nie zapisywalo moich mega bolesnych skurczy ktore wg twojego opisu ty mialas przy rozwarciu 5cm... ech...
boje sie naprawde a one nie przechodza i mam ochote krzyczec i ryczec z bolu...

wow...az tak? No to na serio dziwne, żeby ktg tego nie zarejestrowało...?:eek:
ja pamiętam po tych skurczach przepowiadających, że to takie inne uczucie niż to co teraz mam. Wtedy mnie "pobolewało"... nie jakos bardzo, ale męczyło jakis czas. teraz czuje tylko bardzo silny ucisk główki na szyjke macicy, jestem ociężała i tyle. Kilka razy na dzies stwardnieje mi brzuch - mięśnie sobie tak ćwiczą juz dobre kilka miesięcy.
A tak to nic nic nic... :cool:
 
Do góry