Ja w końcu nie wyściubiłam z domu nosa. Po mleko dla młodego wysłałam teścia, więc nie muszę nigdzie iść

Zresztą pogoda średnio nastraja do spacerów- co jakiś czas pada, zero słonka i nieprzyjemny wiatr. Młody niedawno padł i mam nadzieję, że chwilę pośpi.
Dzisiaj mam dzień wiszenia na telefonie i obdzwaniania restauracji. Rano zadzwoniła mi teściowa z kolejnymi osobami, których koniecznie nie wypada nie zaprosić (70-letni wujek, który opiekuje się babcią mojego P. i jeszcze jedna 80-letnia babcia). Oczywiście ciśnienie od razu mi się dźwigło i to bez pomocy kawy. Niestety nie docierało moje tłumaczenie, że tamci to dla nas praktycznie obcy ludzie i że nie mam ich gdzie ugościć. Na wszystko znalazł się argument, włącznie ze stwierdzeniem, że oni i tak nie przyjadą. Ehh, brak mi słów. Najgorsze, że oni się budzą na dwa tygodnie przed imprezą wymyślając kolejne niezbędne osoby

Nie wspomnę już, że na sobotę wrzuciła mi jeszcze siostrę mojego P., bo przecież i tak będziemy siedzieli ze świadkami. Wkur.... się maksymalnie i zdaje się byłam ociupinkę niemiła zwłaszcza w tym ostatnim przypadku, gdzie nie zamierzam nikogo więcej widzieć w sobotę. Poza tym tamci nawet nie zadzwonili z zapytaniem czy będzie jakaś impreza, ani nie określili się czy w ogóle zamierzają się zjawić. Ktoś będzie mi dyktował kiedy i kogo mam prosić!!! Na dokładkę na ślubie siostry mojego P. byli tylko rodzice i było dobrze a tutaj takie wymyślanie. Nagle wszystkich wypada. Doszłam do wniosku, że jeśli mój P. się uprze, to mam go w d..., nie będę się kłóciła. Na niedzielę możemy zaprosić nawet jeszcze 20 osób, ale idziemy do restauracji na obiad i ciasto. Niech płaci za towarzystwo i wymyślanie swoich rodziców. W domu nie wejdzie mi więcej niż było pierwotnie ustalone a w restauracji możemy mieć nawet 50 osób. Przyjdę, zjem i wyjdę. Nic mnie nie będzie interesowało. Dla mnie nawet lepiej. Dzwoniłam popytać jakie są ceny i czy mają wolne w dzień chrzcin, więc jestem już zorientowana. Co prawda nie wiem czy będzie mu to odpowiadało, bo rano od razu zadzwoniłam do niego z mega nerwem. Stwierdził, że jeśli rodzice chcą to niech płacą za knajpę i zapraszają kogo zechcą

Zobaczymy co z tego wyjdzie, bo póki co popsuli mi kolejny dzień. Nie przypuszczałabym, że oni mogą tak namieszać. Oj, wyżaliłam się wam. Jeszcze ta pogoda mnie dobija :-(