Makuc, z moim jest trochę podobnie. Zresztą to bardzo spokojny typ, a ja jestem raczej wybuchowa. Taki choleryk ze mnie. No i jak się wkurzę, to porządnie, krzyczę, klnę i w ogóle. No a potem jak ręką odjął. Takie oczyszczenie. No a on bierze to do siebie. Mi potem głupio, przepraszam, a on mi ostatnio - no i po co przepraszasz, skoro zaraz będzie tak samo? No i to mnie zupełnie zbiło z tropu. Powiem Ci, że mi już też do głowy przyszła taka terapia, ale sama nie wiem... Wiem, że on się stara, a ja niestety od czasu mam taką kumulację gniewu - że nie mam czasu na tłumaczenie, że mnie nie wspiera, że za mało robi przy dziecku... Problem w tym, że dziecko jakoś nie życzy sobie, żeby wiele przy nim robił. Jak przychodzi z pracy ok. 17:30 to Hania się cieszy, ale potem ciągnie do mnie, więc nawet nie mogę odsapnąć. Wiem, że to nie jego wina, ale od czasu do czasu nerwy mi puszczają. No i różni nas głównie to, że ja wybucham gniewem i od razu stygnę, a on twierdzi, że w nim wszystko siedzi... Poza tym ja jestem z osób, które chcę wszystko na już, załatwić od razu, pogadać od razu i zarzucam mu, że za mało się angażuje w różne sprawy. On zaś twierdzi, że o wszystkim myśli, tylko mi nie mówi, że myśli????

No i od czasu gada, że to biologizm, że kobiety reagują tak, a faceci tak itp. itd. A dla mnie to jak płachta na byka i tylko mnie rozjusza... Eee, nie wiem, jak to będzie. Jakoś się dogadamy pewnie... Do następnego razu.