Niby powinnam byc wściekła i jeszcze dwie godziny temu byłam.Aż sie trzęsłam.Pokłóciłam się z koleżanka,poszło o to,że prosiłam,żeby nie przychodziła,jak w domu ma kogos chorego albo ona sama jest chora.No i znów przyszła.A jak delikatnie chciałam jej przypomniec,to naskoczyła jeszcze na mnie,że to ja powinnam sie o siebie bać,bo przeciez mogę małą zarazic.Pewnie,że się boję,ale nie mam wyjścia,muszę przeciez się nią opiekowac,jak teraz sama jestem.A poza tym to co?Jak ja jestem chora,np. przeziębiona,to juz można mi różne wirusy zwlekac do domu?!I jeszcze powiedziała,że to ona powinna się bać,bo przecież jest brata dziecko.A ja na to"no,właśnie,masz dziecko w domu..."Nawet nie dała mi dokończyć,przerwała słowami"to nie ja mam dziecko ,tylko brat"...no,ręce opadają!Wkurzyłam się i mówię"Aha,to jak nie twoje,to masz w dupie,tak?" Obraziła się i poszła,a ...ja się cieszę,może wreszcie na dobre! juz raz też się obraziła,bo chciała pożyczyc kasę.A my akurat wszystko wydaliśmy w rossmanie,co mielismy gotówki.No i tłumaczę jej,że akurat nie mamy,a nie będę M. gonić do bankomatu .To było wieczorem,a rano znów była po to samo.Jak jej powiedziałam,ze jeszcze nie wychodziliśmy,to bez słowa odwróciła się i wyszła...czemu ja taka dupa jestem i to tolerowałam...a wcale mi na niej nie zalezy,bo dziewczyna wyjątkowo ograniczona...kiedyś razem pracowałyśmy i tak sie przykleiła.No,to teraz,jak sie na mnie obraziła,to juz nie ma żadnej koleżanki,ja byłam jedyną osobą,która ja tolerowała...Uch...!
To miał byc post z serii "zdołowanych",ale jakos sie cieszę...choc wściekła byłam jeszcze niedawno,ze masakra!