Cześć Dziewczyny, wygląda na to, że ja również będę październikową mamą. Według kalendarzyka jestem dzisiaj w 6t6d. Dwa tygodnie temu dostałam plamienie. Na początku były skąpe (od razu zgłosiłam się do lekarza, który powiedział, że jest pęcherzyk, że wszystko ok) ale z dnia na dzień te plamienia były coraz mocniejsze. Kilka dni później znalazłam 100 km dalej bardzo polecanego lekarza. Wraz z mężem pojechaliśmy na wizytę. Już było widać pięknie bijące serduszko. Dostałam duphaston. Wszystko super. Wieczorem dostałam okropnego bólu jajnika. Nie mogłam się podnieść. Rano poszłam do toalety a tutaj po prostu chlusnęło ze mnie żywą czerwoną krwią. Moja myśl była tylko jedna - poronienie. W 5 minut zebrałam się do szpitala. Panie szybko się mną zajęły i były bardzo empatyczne. W trakcie badania okazało się, że ciąża jest żywa i, że serduszko bije dalej. Popłakałam się ze szczęścia ale okazało się, że w macicy i poza nią jest dużo płynu, prawdopodobnie krwi. Skąd ten płyn? Pękła cysta, o której lekarz dzień wcześniej mnie nie poinformował... "Gdyby nie ciąża, to byśmy panią otwierali" - byłam załamana. Panie pielęgniarki przygotowywały mnie już na operację - dwa wenflony, nie mogłam nic jeść. Dostałam trochę kroplówek i na szczęście po nocy na USG wyszło, że płyn się wchłaniał. Co najciekawsze plamienia prawie ustały. Teraz mam po prostu leżeć do poniedziałku następnego w domu. Ciążę zaczęłam z przytupem
Najważniejsze, że już jest dobrze. Ale lęk o dalsze miesiące jest duży. Liczę, że za niedługo wrócę do pracy.
Nie bagatelizujcie plamień. Warto zbadać się i upewnić, że wszystko okej.