reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Znasz to? Dzień ledwo się zacznie, a Ty już masz na koncie przebieranie w półśnie, mycie części do laktatora i gorączkowe poszukiwania smoczka pod kanapą. Jeśli w tym chaosie marzysz choć o jednej rzeczy, która ułatwi Wam codzienność – weź udział w konkursie i wygraj urządzenia Baby Brezza, które naprawdę robią różnicę! Biorę udział w konkursie
reklama

Pomóżcie.

Po pierwsze chyba nie czytałaś moich postów… mówisz mi o pokorze ? Przechodziłam pokorę 6 lat… od lekarza do lekarza… przez drożności… histeroskopie… leczenia endometrium przez najpierw 4 miesiące (lekarz mówił że maksymalnie) później kolejne 4 bo jednak dalej było złe… poprzez stymulację z hiperstymulacja… ogromny ból i przełożenie transferu który się nie odbył bo nie było co przetransportować. Także o pokorze mi nie mów…
Szkoda, że nie miałaś szansy "spotkać" wcześniej osób z podobnymi historiami. Bo jest ich... mnóstwo. Lata starań, zabiegów. To, o czym piszesz, to czasem tylko początek drogi. Każdy zmagający się z niepłodnością przechodzi żmudną diagnostykę. IVF to również kolejne procedury, zarodki lub ich brak, transfery z sukcesem lub bez, ciąże, które kończą się nieszczęśliwie. Nie śmiem oczywiście czynić żadnych porównań, ale wierz mi, kobiety po kilku poronieniach, po 10. nieudanym transferze... wiedzą, co to pokora.
Co do ilości zapładnianych komórek - sądzę, że to kwestia precedensów. Są pary, które nie godzą się na więcej niż pewna ilość, i koniec, taka jest ich decyzja. Lekarz raczej nie dyskutuje z taką postawą. Jeśli ktoś jest przeciw, to w jaki sposób lekarz ma wyczuć, że jednak powinien próbować go przekonać do zmiany decyzji, bo ten ktoś tego oczekiwał? Przed każdą operacją pacjent musi wyrazić zgodę na zabieg, nawet jeśli wydaje się to absurdalne, bo przecież lekarz ratuje życie. Ale nasze. Decyzja należy do nas samych...
 
reklama
Naprawdę myślałam że invitro pomoże…. Na 4 komórki zero zarodków ? To 0% a nie 50%
Strasznie uczepiłaś się tych 50%, co jest dalekie od prawdy. Zerknij w umowę i znajdź zapis, w którym ktoś gwarantuje Ci te 50%...
Nie znajdziesz tam nic takiego, bo nikt nie da Ci gwarancji. Na swoim przykładzie mogę Ci podać rozstrzał, jaki towarzyszy temu procesowi. W pierwszej procedurze miałam 25 pęcherzyków > 12 komórek > 6 dojrzałych > 1 zarodek. W drugiej 24 pęcherzyki > 12 komórek > 6 dojrzałych > 6 zarodków. Podchodząc do procedury wiedziałam, że nawet taka liczba pęcherzyków nie daje mi gwarancji powodzenia I o ile przy pierwszej procedurze mogliśmy zapłodnić wyłącznie ustawowe 6, tak przy kolejnej mogliśmy zapłodnić wszystkie i tak też byśmy zrobili, gdyby nie fakt, że i kolejnym razem było wyłącznie 6 dojrzałych komórek.
Wyciągnijcie wnioski, doedukujcie się i nie obwiniajcie lekarza i kliniki tylko dlatego, że podeszliście do in vitro bez żadnej wiedzy (co po tylu latach starań o dziecko, o których pisałaś nie mieści mi się w głowie) i postanowiliście ograniczyć swoje szanse wskutek jakichś przekonań.
 
Ok zderzyłam się z procedurą i tym że to nie jest takie łatwe. Teraz to wiem. Jeszcze wczoraj nie wiedziałam
 
Strasznie uczepiłaś się tych 50%, co jest dalekie od prawdy. Zerknij w umowę i znajdź zapis, w którym ktoś gwarantuje Ci te 50%...
Nie znajdziesz tam nic takiego, bo nikt nie da Ci gwarancji. Na swoim przykładzie mogę Ci podać rozstrzał, jaki towarzyszy temu procesowi. W pierwszej procedurze miałam 25 pęcherzyków > 12 komórek > 6 dojrzałych > 1 zarodek. W drugiej 24 pęcherzyki > 12 komórek > 6 dojrzałych > 6 zarodków. Podchodząc do procedury wiedziałam, że nawet taka liczba pęcherzyków nie daje mi gwarancji powodzenia I o ile przy pierwszej procedurze mogliśmy zapłodnić wyłącznie ustawowe 6, tak przy kolejnej mogliśmy zapłodnić wszystkie i tak też byśmy zrobili, gdyby nie fakt, że i kolejnym razem było wyłącznie 6 dojrzałych komórek.
Wyciągnijcie wnioski, doedukujcie się i nie obwiniajcie lekarza i kliniki tylko dlatego, że podeszliście do in vitro bez żadnej wiedzy (co po tylu latach starań o dziecko, o których pisałaś nie mieści mi się w głowie) i postanowiliście ograniczyć swoje szanse wskutek jakichś przekonań.
Wystarczyło by mi żeby ktoś mi powiedział że może być też tak 25 komórek - 6 zapłodnionych i 1 zarodek. Przemyślałabym to 100 razy
 
Wystarczyło by mi żeby ktoś mi powiedział że może być też tak 25 komórek - 6 zapłodnionych i 1 zarodek. Przemyślałabym to 100 razy
Wystarczyło rozeznać się w temacie przed podjęciem decyzji o przystąpieniu do procedury.

I w moim przypadku było 25 pęcherzyków, nie komórek. Część była pusta, ale to też częste i nie miałam do nikogo pretensji, bo wiedziałam, że tak też może być.
 
Wystarczyło by mi żeby ktoś mi powiedział że może być też tak 25 komórek - 6 zapłodnionych i 1 zarodek. Przemyślałabym to 100 razy
Przecież Ci napisałam wyżej że może być 0, ciekawe jest że tak obwiniasz wszystkich dookoła a nie Was jako parę która po prostu uznała że co ma być to będzie a teraz ma pretensje 🤷‍♀️
 
A i jeszcze jedno - wiem o in vitro więcej nie podchodząc do niego tylko mając z tyłu głowy że może być potrzebne niż Ty podchodząc do procedury. To nie świadczy najlepiej o Twojej świadomości na co tak naprawdę narażasz swoje ciało i psychikę 🤷‍♀️
 
Przecież Ci napisałam wyżej że może być 0, ciekawe jest że tak obwiniasz wszystkich dookoła a nie Was jako parę która po prostu uznała że co ma być to będzie a teraz ma pretensje 🤷‍♀️
A gdzie ja napisałam że uznałam że co ma być to będzie ? Uznałam po rozmowie z lekarzem że 50% to dwa zarodki że dla nas to wystarczająca ilość. Więc jak ktoś mi mówi że średnio jest 50% to nie liczę na zero
 
reklama
Do góry