Mój mąż był przy porodzie mimo że ja nie chciałam. Bałam się że będę bardziej spięta, że zrobie coś bardzo głupiego czy niezręcznego, np. że lewatywka mnie nie przeczyści i będzie gafa
... Zadzwonił do szpitala z pracy na przerwie i dowiedział się że jestem na porodówce. Był przy mnie 17 godzin potwornej męczarni. Byłam bardzo szczęśliwa ze jest, mogłam się na nim wyładować- biłam go i strasznie wyzywałam kiedy namawiał mnie do parcia czy oddychania
Nie wiem co bym zrobiła gdybym zostałam na sali sama, bo lekarz i pielęgniarki wychodzili i przychodzili co jakiś czs, chyba wpadłabym w histerię... Trzymał sie dzielnie- gdyby zmiękł to ja bym chyba straciła resztę sił. Kiedy mała już wyszła, płakaliśmy oboje, później mąż długo wspominał moje cierpienie i przysięgał ze już nigdy nie pozwoli rodzić mi własnymi siłami. Jeszce kilka lat później, na każej imprezie był to dla niego temat nr 1, każdemu się chwałił co przeszliśmy i pełen emocji zdawał relacje...
