reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Relacje z naszych porodów

No to i ja szybciutko...
W poniedzialek 24 po tym ktg wrocilam do domu wypruta z kazdej nadzieji...poszłam spać. Godzina kilka minut przed 3 obudził mnie skurcz jak zawsze ide siusiu a tu lekko krwi, tak na różowo z wrazenia skurcze stały sie nie do wytrzymania ;-) rozwolnienie i zwracanie...Budze męża i tekst "jak fałszywy alarm to zabije bo mam jutro ciężki dzień" Otworzył oczy i chyba musiałam mieć dziwny wyraz twarzy bo ubrał sie w 3 sekundy a zanim wyszłam kolejny raz z toalety to był już po spacerze z psem torba zaniesiona a samochód przyprowadzony najbliżej jak sie dało... coś koło 4 jedziemy. I tu pamiętam już coraz mniej a raczej teraz dopiero do mnie wraca.
Otwierają sie drzwi do porodówki magiczne słowo "epidural".... łóżko, badanie... za późno bo rawie 8 cm rozwarcia, dali mi gaz ale dwa wdechy i zwróciłam powiedziałam że mają to zabierać. Później przy partych wkłuwali mi igłe pod paznocie w małych palcach na stopie, że niby akupunktura po co nie wiem. Studetka która pomagała przy porodzie to przy którymś parciu za jedną złapała, czemu mnie ta sytuacjia rozbawiła nie wiem ale patrzeli na mnie jak na idiotke :dry: no i o 10:31 przyszedł na świat Janeczek z wagą 4390 przypominam że ja przed ciążą ważyłam 44 kilo :cool2: powiedzieli że gdyby wiedzieli ile waży nie pozwoliliby mi rodzić naturalnie, tak że bogu dzięki że nie mieliśmy o tym pojęcia. Gdzieś w między czasie coś było nie tak ale zabijcie mnie a nie wiem o co chodziło, musze zapytać męża...
 
reklama
Mam chwilke to opisze moje przeżycia z porodówki.

w niedziele 16 sierpnia od rana miałam skurcze i to nie te twardnienia brzucha B-H tylko takie porządne, ale krótkie i w długich odstępach więc się nie przejmowałam. Normalnie poszlismy z mężulkiem na spacerek do parku, po zakupki do marketu i na 15 do kościółka. Po mszy juz miałam skurcze co 10 min więc wracamy do domu (godzina drogi pieszo). Skurcze bardziej bolesne ale dalej co 10 min lub rzadziej więc czekamy: obiadek, filmik, kąpiel... w końcu o 21 stwierdziłam że idziemy do szpitala więc spakowałam walizke i ruszyliśmy spacerkiem (ok 50 min drogi). Na miejscu miałam już skurcze co 5 - 7 min. Podłączali mi ktg co chwile, ale skurcze były różnie (ok 3 skurcze na 10 min) i tak do rana niewiele sie działo. Rano miałam rozwarcie na 4cm, ale główka dziecka nadal była wysoko więc przenieśli mnie na inny oddział żeby w razie czego robic ceasrke. Około 8 rano odszedł mi czop, o 10 miałam rozwarcie na 7 cm więc przebili mi pęcherz. Skurcze były już bolesne jak cholera ale Julka sie nie spieszyła. O 12 rozwarcie na 10 cm, 2 godziny skurczy partych (ja wymęczona juz jak niewiem) a tu nadal nic, tzn widac główke ale po skurczu sie chowa spowrotem. Juz sie robiło niebezpiecznie dla dzidzi więc lekarka postanowiła mi pomóc i wyciagnąć małą przez vacum. Niby mnie znieczulili miejscowo ale i tak była to masakra. Ale w końcu o 15.37 Juka pojaiła się na swiecie ogłaszając swoje przybycie głośnym płaczem :). Jednak miała pępowinke owiniętą wokół szyjki i ramionka i była cała sina, miała też problem z oddychaniem więc na chwile zabrali ją i podali jej tlen. Dlatego dostała 8 pktów w pierwszej minucie i 9 w piątej.
kilka minut później urodziło się łóżysko a potem było zszywanie :baffled:. Nie wiem ile było szwów ale chyba dużo bo patrzyłam na ruchy rąk lekarki to wyglądąła jakby dziergała serwetke :baffled:
To tak w skrócie mój poród.

nastepnego dnia wróciliśmy juz w trójke do domku :) i teraz dochodzimy do siebie pomału :)

aż brak mi słów żeby opisac jaka cudowna jest moja córeczka :)
zakochaliśmy się z mężem w niej od pierwszego wejrzenia i codziennie się wzruszam jak na nią patrzę albo jak ona się we mnie wpatruje podczas karmienia piersią :tak:. Taka mała istotka a tak zmieniła nasze życie :-)

O bólu rzeczywiscie szybko sie zapomina i jakbym miała jeszcze raz przejść tą mękę to zgodziłabym się bez zawahania
 
Dobra,Nati jeszcze śpi wiec moze zdąze opisac jak bylo u mnie:).

Od tygodnia mowila Jarkowi teksty typu:zrobilam pozadki,wiec na pewno dzis urodze,albo zdepilowalam sie,to na pewno dzis urodze,zemdlilo mnie na widok salaty-pewnie to objaw porodu,itd itp.
Az w koncu w piatek odczulam nieodpartą potrzebe zrobienia sobie pedicure...Wymoczylam nogi,zrobilam peeling,wypielegnowalam je na cacy,potem zadzwonila mama ze przyslali mi kase z ZUSu. Jak wrocil Jarek z pracy,powiedziam mu znowu,że dzis sie na pewno zacznie;-). Poszlismy zrobic cotygodniowe duze zakupy. Ja zachaczylam o apteke i kupilam olejek rycynowy,zeby troche przyspieszyc porod( za bardzo w to nie wierzylam,ale kupilam:) ). W domu wypilam drina:sok z olejkiem ryc. Byla 20.00. Myslam,ze bedzie mnie cala noc przeczyszczalo,ale tu nic. W ogole nie mialam zadnego rozwolnieniea ani nic! O 24.00obudzily mnie bole brzucha. Pomyslam-aha!przeczyszczanie sie zaczelo,ale nie! bolalo i bolalo. Powiedzialam Jarkowi,ze to pewnie te przepowiadające,bo ja ich wczesniej w ogole nie mialam...Od tej 24.oo juz nie zasnelam tylko sobie lezam w wyrku i lazialm siku co 30min. Az tu o 4 rano wstaje znow na siku i nagle poczulam ze cos chlupnelo Mysle sobie-o cholera!siku!lece do wc,ale tam tylko troche wilgotna wkladka ale niczym nie zabarwiona.potem sikam a tam jeszcze cos leci bez mojego udzilu. Powiedzialm Jarkowi,ze to chyba troche wod mi wylatuje,ale zeby poszedl jeszcze spac,bo nie mam pewnosci. Ale do 5.00 sytuacja sie wyklarowala. Bole sie nasilaly,byly czestsze,i wody od czasu do czasu odrobinke wylatywaly. Jarek wyprowadzil psa,ja sie umylam,ubralam,wzielismy rzeczy i do Bielanskiego. Zrobili mi tam KTG,zbadali i oznajmili ,ze brak miejsc jest i pomimio,ze lezalam tam tydzin wczesniej z zakrzepica zyl na patologii ciązy,odeslali mnie. Trafilam do Wolomina bo tam pracuje moj gin prowadzący. Troche bylam rozczarowana,ale powiem Wam,ze kolejne dzieci bede rodzila TYLKO TAM W WOLOMINIE. FANTASTYCZNY SZPITAL,LEKARZE<POLOZNE, no wszyscy tak są tam mili,uczynni-SUPER!!!! Ok.6.15 bylismy na izbie w Wolominie,tam formalnosci i na porodowke. Wykupilismy sale rodzinna i na potem pokoj rodzinny. Jarek byl wiec ze mna od poczatku do samego wyjscia ze szpitala, Na porodowce byla cudowna pani Ania, ktora pomogla mi urodzic SN a nie CC! ANIOŁ NIE CZŁOWIEK Z TEJ MOJEJ PANI ANI!!!!Rodzilam dlugo bo dopiro o 17.55 Natalka wyladowala na moim brzuszku:). Jarek sie wzruszyl,ja nie moglam slowa wydusic z siebie z wrazenia i bolu nistety. Zostalam nacieta bo Nat rodzila sie z raczką na glowie,no i troche sama popekalam. Poszyli mnie tak,ze...MASAKRA! To bardziej potem bolalo niz ten caly porod. Dopiro teraz dochodze do siebie. Mam jeszcze duzego krwiaka w roczu i na poladku,ale odkąd uzywam Arkalen z kazym dniem jest mniejszy i juz tak nie boli:). Ogolnie powiem tak: bolalo jak skurkowaniec! ale nie zrazilam sie absolutnie i gdyby nie szwy to bym zaciągnela Jarka do wyrka,zrobila kolejnego dzidziusia i znowy niebawem urodzila:). A powanie to plan jest taki,ze czekam min.9miesięcy,zebym sie zagoila i staramy sie o rodzeństwo dla Nati. No i oczywiscie porod TYLKO W WOLOMINIE!!!
 
W nocy z piątku na sobote (22.08.) obudziłam się ok. 4.00 brzuch znowu mnie bolał jak na okres to już kolejną noc tak mnie bolał i bolał, więc wstałam i chodziłam sobie po mieszkaniu z godzinkę, położyłam się potem ale na krótko. Ok. 5.30 znowu poczułam ból brzucha ale już w odstępach 15minutowych, tez mnie to nie zapokoiło bo już miewałam takie akcje ale o spaniu już nie było mowy i tak przechodziła z kąta w kąt do 7.30, w między czasie byłam 3 razy na kibelku. Mąz wstał i musiał gdzies jechac a ja mu mówię ze niech szybko wraca bo cos się dziwnie czuję. Ok wrócił jak piorun ze spotkania i pojechaliśmy do mojej mamy zawieźć Angelinkę, chłopcy spali więc zostali sami. Ok. 10.00 stwierdziłam ze skurcze mam co 8 min i odczuwam je na około ciała;-) czyli na plecach najbardziej, no to mówię jazda!! I tu zaczęła się akcja rozwijać w tempie ekspresowym!! Po drodze zahaczyłam o cmentarz prosić tatusia mojego o trzymanie kciuków;-) a tam czuję ze skurcze co 5 min, no to jazda dalej! W połowie drogi szlaban zamknięty a ja mam skurcze już co 3-4min!! Dre się w samochodzie a mój mąż krzyczy do mnie : Daria jeszcze nie, jeszcze nie jeszcze nie;-) szlaban podniesiony i jazda dalej!! Do szpitala dojechałam 10.25, na izbe wkroczyłam po scianach sciskając torebkę w zębach!! Od razu się mną zajęli oczywiście formalności trwały min, badanie a tam rozwarcie 4-5cm i skurcze co 3min!! Szybko na porodówkę na II piętro w windzie czuje parcie!! Połozna każe mi oddychac a ja posłusznie robię co mogę. Na porodówce badanie a tam 7cm rozwarcia więc przebili mi pęcherz i w tym momencie podobno źle oddychałam i się przewentylowałam co dało skutek paraliżu twarzy rąk i nóg!!! Panika!! Położna i lekarz na zmianę do ucha mi krzyczeli co mam robić i po 5min wróciłam do „zywych” . Ale co innego zaczęło nie pokoić lekarzy, pamiętam ze czułam jak dłoń położnej na zmianę z ręką lekarza dosłownie miętoliła moje krocze, było już 10cm a Mała nadal nie mogła zejsc główką coś ją mocno trzymało! I znów panika, tętno Alicji z 160 spadło do 70!! Usłyszałam jak połozna wybiegła na korytarz i krzyczała: na 5tce mam spowolnienie, na 5tce mam spowolnienie!!! W mig pojawiło się chyba z 5 osób!! Krzyczą sprawdzają myslą co robić już w głowie czułam ze zaraz mnie na CC wezmą albo kleszcze. Jakis profesor mnie zaczą badać i stwierdził ze Mała jest ułożona potylicowo tylnie czyli twarzą do spojenia łonowego!! Na cc za pózno Więc i żadne Wacum czy kleszcze, połozna krzyczy do mnie : Darunia jeszcze raz mocno z calej siły! Więc się zaparłam jak mogłam zdawałam sobie sprawę ze to chodzi już o życie mojej córeczki, jeden lekarz połozył mi się na brzuch i zaczełam przeć, czułam nacięcie ale nawet nie drgnęłam parłam i się udało!!! O 11.20 urodziłam,Mała sina, pępowina 3 razy wokół szyi i do tego szelki krzyżne to one najbardziej ją przytrzymywały. Więc trwało wszystko to zaledwie 50 min od wkroczenia na izbę przyjęć. Alicja dostała 7pkt potem 8 a po 10min 10. Zabrali ją i po 2h dostaliśmy ją już na zaszwe dla nas. Mąż był ze mną cały czas, dmuchał wachlował ocierał krew z warg bo się pogryzłam. Ech…. Miała Alicja szczęście i szczęściem pozostanie. Ból i łzy bolące krocze miesnie brzucha i wszystko inne się nie liczy.
Dziękuję lekarzom i położnej Karolinie i Wam za wsparcie i gratulacje.
 
Ostatnia edycja:
A wiec w koncu kolej na mnie. Rano w poniedzialek pojechalam do szpitala z nadzieja ze w koncu moj ksiaze zdecyduje sie wyjsc:tak:Juz w izbie przyjec ta nadzieja nieco zmalala bo po badaniu wyrok, szyjka skrocona ale rozwarcie dalej marne 2,5 cm:baffled:Podlaczono mnie do ktg, skurczy brak. Po pol godzinie podlaczono kroplowke. Prawie natychmiast skurcze sie rozpoczely, byly dosc bolesne ale sie nie nasilaly i nie byly zbyt regularne. Z kazda godzina moja nadzieja na porod malala. W koncu pozwolono mi sie polozyc na bok. I wtedy moje nadzieje prysly calkowicie. Skurczy brak natychmiast sie skonczyly. Az sie poryczalam. Kolo 13.30 przyniesiono mi obiad no to od razu wiedzialam ze znow postawili na mnie krzyzyk i porodu dzis nie bedzie:baffled::baffled:Lezalam na boku i jadlam powoli ten obiad gdy nagle przeszyl mnie pierwszy naprawde bolesny skurcz:sorry2:Odrazu przypomnialo mi sie ze wlasnie w ten sposob zaczal sie moj porod z Kuba nagle z zaskoczenia i ogromna sila:tak::tak:Wstapila we mnie nadzieja. Skurcze zaczely sie powtarzac a ja szybko jadlam ten obiad nim sie zorientuja ze bede rodzic, taka bylam glodna ze balam sie ze mi go zabiora:-D:-DO 14ej przyszla polozna z nowina ze mnie odlancza:szok:A ja do niej ze teraz jak zaczynam rodzic to chyba nie zamierzaja mnie odlanczac:szok:Polozna w szoku, nie wierzy mi. Mowi ze ja to juz od tygodnia rodze i urodzic nie moge. W takim razie odpowiada z nuta powatpiewania ze mnie podepnie pod ktg. A zaraz zmienia zdanie i mnie bada. Maca, maca a mnie az podnosi:baffled:Pytam sie czy cos sie dzieje a ona na to ze po kilku skurczach ciazko powiedziec, no ale jak wyciagnela reke to cala rekawiczka we krwi wiec laskawie stwierdza ze chyba jednak sie zaczelo:sorry2:Odetchnelam. Pozwolono mi wstac na siusiu i w drodze zlapaly mnie dwa potezne skurcze, w lazience lecialy ze mnie sluz z krwia i wtedy juz bylam pewna ze w koncu urodze:dry:Skurcze bardzo sie nasilily. Polozna widzac ja sobie wyje zawolala w koncu o 15ej inna do badania. Wyrok 4cm, idziemy pod prysznic i na porodowke:-DNim sie umylam minelo pol godzinki i w skurczach dotarlam o 15.30 na porodowke. Polozna pyta czy juz chce to znieczulenia a ja geroj ze jeszcze nie ze jak moge chodzic to jeszcze troszke. No to polozna mowi ze wychodzi na chwilke. No to sobie chodzilam i sie skurczalam. Coraz mocniej i silniej a poloznej nie widac:szok:Chcialam zeby przyszla i mialam zamiar poprosic o zzo a tu jej ani sladu. W koncu przyszla i znikla na nastepne 15min oswiadczajac ze nie wiadomo czy dadza rade do mnie przyjsc bo maja jakis zabieg:szok:A ja juz lezalam spowrotem podpieta pod kroplewka i wylam sobie po cichutku z bolu. Wpadl ordynator ze jak nie zdaza to co mowi pani Kasiu urodzi pani bez:confused::confused:Myslalam ze ich pogryze. Polozna znow mnie bada godzina 16.30 prawie 7cm. No to juz nie wiedzialam czy jest sens brac to znieczulenie ale wpadl anestozjolog to juz nie myslalam o niczym tylko o tym zeby sobie ulzyc. I tak bylam dumna ze tyle wytrzymalam. W kocnu wkluto sie i lek po chwili zaczal dzialac ufff jakaz to byla ulga. 17.30 badanie i 8cm. Wiec zdecdydowano o przebiciu pecherza:tak:Wody czyste. Polozna wraz z anestezologiem postanowily wyjsc sobie na korytarz na kawe i ze mam wolac jak beda parte. 17.45 czuje ze maly za chwile sam wyleci jak z procy i krzycze do poloznej czy to jesli juz mam parte to dobrze czy zle:-D:-D:-DWpadly obydwie z poplochem, biegiem leciala do nas polozna od noworodkow. No i zaczelo sie. Zaczelam przec a maly uparciuch ciezko sie przesuwal w kanale rodnym. Dopiero po porodzie okazalo sie dlaczego. Prosze w miedzyczasie zeby mnie nie nacinac jesli nie ma potrzeby. Ona na to ze mnie nie natnie ale cos widac ze duze to dziecko. Ja sie kloce ze napewno nie bo poprzednie dzieci tez mialy byc duze a potem sie okazywalo ze nie sa wcale takie duze. W koncu po 20min parciach zaczela wysuwac sie glowka i krocze lekko peklo. Po chwili wysunal sie caly Miloszek. I krzyk na sali ze jak nie duzy jak duzy:szok:I dlatego tak ciezko bylo go wypchnac i krocze nadpeklo:tak:A ja juz cala szczesliwa sluchalam w oslupieniu ze moj synek ma 60cm dlugosci i wazy 4040g:-)Poczekalam tylko chwilke jak urodzi sie lozysko i juz moglam tulic w ramionach mojego malego uparciuszka a on patrzyl sie tak madrze swoimi slipkami w moje jakby chcial powiedziec JUZ JESTEM MAMO:-D
 
Teraz ja opiszę ten swój poród czy jak go my z moim D nazywamy lekkim zatwardzeniem.Otóż od rana w sobote bolał mnie brzuch jak na @ ,ale to narma bo juz od jakiegoś czasu mnie pobolewał,więc nie zwracałam na to uwagi.Przeczytałam na BB wiadomośc od Natt ,ze olej rycynowy działa ,aha mysle sobie jak nie wywoła porodu to choc przeczyści.A do tego mój D gadał cały czas :musisz urodzic w ten weekend bo na drugi wyjeżdzają twoi rodzice ,więc małego nie ma z kim zostawić a w tygodniu on ma dużo roboty ,a pop ołudniu jakis mecz.No to grzeczna zona posłuchałam go i razem pojechalismy do apteki po olej rycynowy ( Mój mąz oczywiscie robił se podśmie****ki ,ze głupia baba jestem itd,a w aptece pytał czy mi nie zaszkodzi,:baffled:).Około godziny 12 wypiłam go iczekałam co dalej bedzie sie działo(ból brzucha cały cas na @ tyko nie mocny ale był)po jakis 2 h stwierdzuiłam ,że na mnie olej nie działa no może ze 2 x odwiedziałam kibelek i to wszystko.Po obiedzie poszłam z mężem na spacer do lasu ,ale taki prawie truchtem ,oczywiscie mówiłam mojemu D ,że chyba cos bedzie bo mnie brzuch boli itd.No ale spacer sie skończył przyszłam do domu najdałam się i połozyłam jakis mecz oglądalismy z męzem.Około18 zadzwoniła koleżanka czy bym jej dziecka nie przypilnowała bo ma pilna sprawe do załatwienia wiec się zgodziłam.Chciałam zawołać syna przez okno ,że kolega do niego zaraz przyjdzie ,wstaje złózka a tu chlust wodt mi odeszły.Mój M poszedł z psem ja pod prysznic ,zadzwoniłam do połoznej ,że na ok.19 bede w szpitalu niech wanne szykuje bo wody odeszły a była jakaś 18:30.Do szpitala trafiłam 15 min. po 19 bo musiałam kolegę i syna odwieśc do rodziców i dopiero do szpitala .Tam fromalnosci ,ktg a skurcze leciutkie ale równo co 3 min.Połozna tylko mnie zobaczyła i mówi do mojego D szybciutki poród bedzie.Potem przyszedł lekarz mnie zbadać i mówi 6 cm rozwarcie .Zdąrzyłam sie rozebrać cała i poszłam pod prysznic bo połozna mówiła ,ze ostatni dzwonek.Tam rozpoczeły sie boleśniejsze skórcze ,ale woda działała cuda ,mąż mnie masował i woda polewał a ja sikałam i wyciągałam sobie skrzepy.Nagle dre się :Chcę ku...e,a połozna to dallej na krzesełko i dostałam basenik (było mi wszystko jedno już).Ledwo wygodnie zasiadła sobie chcę już robić a połozna:Cholera główke widze dalej na fotel.Szybko siadłam na fotel i zaczełam przeć oczywiscie uczucie takie jakbym musiała arbuza przez dziurkę od klucza przecisnąc czułam kazdy milimetr nacągnietego do granic wytrzymałaości krocza,wiec dre się :Nie dam rady , bo zaraz eksploduje na to moje pani doktor owszem dasz.Ja nogi zaciskam a mój D za jedną ,lekarka za drugą i nie miałam już wyjścia 2 parcia i było głowa .Słysze mójego D :agata jest głowa no to jeszcze jedno parcie i mała wylądowała u mnie na brzuchu:-).
Ktos mówił ,ze poród to jak odbycie maratonu ,mój to zaledwie bieg sprinterski na 100 -kę.Całośc trwała 1:45h:-):-):-)
 
Druga czesc mojej relacji z porodu:)

Kroplowka sobie leciala a skurcze byly znosne wiec bylam cala happy ze nie boli mocno:) W koncu zwolnila sie sala z wanna, w ktorej chcialam rodzic wiec sie spakowalam i pomaszerowalam. Po drodze zlapal mnie pierwszy prawdziwy skurcz (w sensie bolesnosci) az usiadlam na srodku korytarza. Od tamtej pory (czyli od okolo godziny 20) mialam bardzo czeste i krotkie skurcze. Polozna probowala odlaczac mi kroplowke ale niestety po kazdej probie skurcze robily sie coraz rzadsze i podlaczala mi spowrotem. Zmienialam czesto pozycje, wchodzilam do wanny, siedzialam na pilce, kucalam itp. Mowiac szczerze nie czulam zeby w ktorejkolwiek bol byl mniejszy ale czas plynal szybciej, bo polozna mi odliczala skurcze w dol do zmiany pozycji na inna. Po badaniu okazalo sie ze rozwarcie jest na 6 palcow i niestety przez kilka kolejnych badan bylo takie samo. Mialam juz bole parte a rozwarcie nadal stalo w miejscu, wiec podali mi dolargan, ktory po jakims czasie pomogl i przenioslam sie na lozko. Wiele kobiet ten etap porodu wspomina najlepiej a ja odwrotnie:) Parlam ponad godzine w roznych pozycjach: na stojaco, na kolanach, na boku. Obiecywalam sobie ze nie bede krzyczala ale niestety. Pod koniec kazdego parcia krzyczalam, polozna prosila zebym tego nie robila, wiec po kazdym skurczu przepraszalam za swoje zachowanie:) Co kilka parc dotykalam palcami glowki malej zeby dodac sobie sil. W koncu o 1.00 nastapil ten cudowny moment i polozyli mi mojego skarba na brzuchu. Myslalam ze bede plakala ze szczescia a ja spytalam dlaczego jest taka malutka:)))) Rodzenia lozyska w ogole nie czulam:)
PS. Zapomnialam dodac ze bardzo chcialam dostac znieczulenie i mialam do niego kwalifikacje ale niestety nie mogli mi dac bo zaburzyloby to akcje skurczowa, ktora nie byla naturalna tylko wywolana kroplowka.
 
Ostatnia edycja:
No, więc przyszedł czas i na moją opowieść...

Początek znacie. Dzień po terminie dostałam skierowanie do szpitala z prawdopodobieństwem cesarki. Następnego dnia zgłosiłam się na oddział jak mi kazano. Było to 15.08 (święto). Na oddziale ruch jak w ulu (8 porodów i nieplanowana cesarka). Podłączyli mnie do ktg. Zero skurczy, brak jakichkolwiek nieprawidłowości i odesłali mnie do domu. Kazali zgłosić się we wtorek. We wtorek formalności, badanko, usg, a na oddziale zastrzyki z prowokacją, bo szyjka niegotowa, kanał rodny zamknięty, główka wysoko. Ordynator stwierdził, ze spróbujemy urodzić siłami natury. W środę kroplówka oxy, po niej cisza. W czwartek od nowa zastrzyki z prowokacją. W piątek następna kroplówka i znowu nic. Byłam załamana, ryczałam każdemu i z byle powodu. W sobotę kolejne zastrzyki. W niedziele kolejna kroplówka. Nie wierzyłam, że mnie ruszy, więc mówię położnej czy jest sens podłączać kolejną kroplówkę, bo jestem już tym wszystkim zmęczona. Ona mówi, że szyjka nadal nie gotowa i nie wiadomo czy w czwartek urodzę. Mówię, że wszystko mi jedno jak byleby ją ze mnie już wyciągnęli. Położna pyta górą (CC) czy dołem (SN). Mówię, że wszystko mi jedno. Mówi, że może mi pomóc, ale żebym nie miała pretensji jak skończę cesarką. Powiedziałam, ze piszę się na to... Wykąpałam się i podpięli mi kroplówkę. Skurcze jak przy poprzednich dwóch kroplówkach, ale wierzyłam w moc położnej. O godz 9.00 badanko, a położna mówi "Ooo... wody pani odeszły. Nie czuje pani??" W tym momencie poczułam zalewającą moje pośladki ciepłą wodę. Myślałam, że położna miała w tym udział. Okazało sie, że odeszły same. Wtedy też zaczęły się mocniejsze skurcze. Dzwonie do meża i mówię : "Przyjeżdżaj, rodzimy". Przyjechał z prędkością Kubicy :-) Około 11'tej 4 cm. Mąż spacerował ze mną, dumnie ciągnąc mój wieszak z kroplówką. Masował kiedy bolało, a między skurczami dyskusja o imieniu dla małej. Około 13:30 wysłałam męża na obiad do teściowej. W trakcie jego nieobecności badanko, a tam 9 cm. Zrobił się szum, pojawiło się kilka osób. Ja za telefon, żeby mąż wracał, on nie odbiera. Zaczęły się skurcze parte. Położna obiecała jeszcze przemęczyć 6 skurczy i zaczniemy rodzić. W tym czasie zjawił się mąż zdziwiony prędkością rozwoju sytuacji. Po około 10 skurczach partych, w trakcie których pojękiwałam prosząc, żeby ją ze mnie wyciągnęli, kazano przejść mi na łóżko porodowe. Położna tłumaczyła jak będzie wyglądał poród, co mam robić, jak oddychać. Zaczął się skurcz, parłam z całych sił. Mąż trzymał głowę, pilnował jak oddycham i żebym miała zamknięte oczy. Po pierwszym skurczu położna obiecuje, że jak się postaram to za chwile będzie po wszystkim. Moją ręką dotknęła owłosionej główki. W trakcie drugiego skurczu nacięcie, którego w ogóle nie czułam. Wyskoczyła główka, ramionka i cała reszta. Tatuś przeciął pępowinę. Płakałam ze szczęścia, a razem ze mną moja mała Martynka. Wiedziałam, że jest moja, bo "wokal" ma po mamusi. Mąż również miał oczy pełne łez. Po chwili tata z małą pojechali na noworodki, a mnie zaczęli szyć. Dziękowałam położnej i przepraszałam za głośne zachowanie. Ta się śmiała i mówiła, że ja chyba głośnych rodzących nie słyszałam.
Dumny tata robił fotki i kręcił filmiki, a zaraz potem obwieścił najbliższym radosną nowine. Po szyciu przyjechało po mnie moje łóżko z sami, gdzie mąż z położną mnie zawieźli, a zaraz potem przyjechała moja malutka Martynka. Wtedy po raz pierwszy poczułam, jakie to cudowne uczucie karmić piersią.

Tak, więc 23.08 (10 dni po terminie) o godzinie 14:20 urodziła się moja Martynka. Malutka dostała 10 pkt, ważyła 3400g i mierzyła 54 cm.

Jestem bardzo wdzięczna mojemu mężowi, że był przy mnie choć wiem, że było to dla niego nie lada wyzwanie.
Dziękuje położnej Pani Madzi, bo to dzięki niej poród trwał 5 h i skończył się dwoma partymi.
Osobiście wciąż pamiętam ból porodu i co znaczy gojące się, pozszywane krocze, a obecne zarwane nocki zmuszają mnie do zadania sobie pytania gdzie uroki macierzyństwa. Ale z dnia na dzień kocham moją małą coraz bardziej i wiem, że nagroda jest warta tego poświęcenia.
 
W nocy z poniedzialku na wtorek(o 3 godz) obodzil mnie bol brzucha ,jak na @ i myslalam ze to przepowiadajace jakies bole....wstalam pochodzilam i spowrotem do wyrka,bo przeszlo...no i ledwo sie polozylam a tu znowu skurcz,wstalam i znow chodze po mieszkaniu,maz sie obudzil i mowi ,,co tak chodzisz",ja na to ze,,chyba cos sie zaczelo"...ale pochodzilam i znow przeszlo....do kibelka czesto mnie gonilo,ale tylko na siusiu....i tak te skurcze co kilka minut sie pojawialy,wiec wzielam jeszcze kompiel,umylam glowe....i ok godz.5,30 pojechalismy z mezem do szpitala,skurcze mialam juz co 7-10 min,ale do Lublina 30 km drogi....
Dojechalismy szybko,przyjeli mnie bez gadania,zbadala mnie lekarka,akurat moja gin miala dyzur...,,.szyjka zgladzina,ale bez rozwarcia"-,,ale dzis napewno pani urodzi"-uslyszalam....
Podlaczyli mnie pod KTG,skucze jeszcze nie regularne,raz co 10 min,raz co 7-8 mni...polezalam tak z godzine....dali mi kroplowke z oxsy....no i powoli sie nasilaly skurcze.....lezalam i muslalam ,ze sie to nie skonczy , bole sie nasilaly...przyszla polozna , dala mi jakies czopki doodbytniczo...
Badanie,no wrezcie zaczelo sie rozwarcie ,ale na 3 polce dopiero....poszlam do toalety....zrobilam siusiu....wrcilam....i wody mi odeszly,byla gdzies 10 godz....ale dalej mal e rozwarcie....dali mi pilke do skakania.....no i chyba to pomoglo,bo za ok 2 godz ...badanie i polozna mowi ze zaraz rodzimy.....a ja mysle,,,jak to przeciez dopiero male rozwarcie,a tu nagle -RODZIMY!"
Doczlapalam na fotel,skurcze juz nie do wytrzymania.....jakos sie wgramolilam....no i zaczelo sie .....na szczescie poszlo szybko w 10 mni....i to bez zadnego naciecia :szok: i nawet bez pekniecia.....nie mam ani jednego szwika zalozonego.....
I wreszcie o 11.55 moje malenstwo wyladowalo na moim brzuchu....co za radosc!!!:-D:-D:-D...i nic nie bolalo juz...uff.....pepowina bardzo krociutka,powiedzieli,wiec nawet jak by chciala to by sie nie owinela w nia.......mala dostala calusie 10 ptk.waga 3920...dl.58 cm.....az sie sama zdziwilam ze taki duzy klocek....hi,hi...:-D:-D:-D
Dziekuje za trzymanie kciukasow....pomogly!!!:-):-):-)
Maz oczywiscie spanikowal i nie rodzil ze mna.....ale on od poczatku mi to mowil,wiec nawet nie nalegalam....a teraz taki dumny tatus z niego!!!:-D:-D:-DZe taka dorodna core zmajstrowal...he,he....
 
reklama
Mam mała chwilke wiec napiszę szybko jak było u mnie.Zaczęło sie w niedziele w ciagu dnia czułam sie dziwnie miałam skurcze co 10 minut,ale przechodziły,a że takie juz miewałam co niedziele to nienastawiałam sie,że coś z tego bedzie.OByliśmy u rodzicow na obiedzie,wróciliśmy po 19 i nadal dziwnie sie czułam tylko doszły straszne mdłości,ale spokojnie wykąpałam sie i położyłam wieczorkiem spać.O 3.00 w nocy złapał mnie pierwszy skurcz,a po 3 minutach następnych,ale ja znowu nie nastawiałam sie ze cos z tego bedzie i tak skurcze cały czas co 3 minuty wiec o 3.30 postanowiłam obudzic męza,on wystraszony nawet nie dał mi sie ubrac spokojnie i chcial dzwonic po taxówke,ale powiedziałam,że powoli nie ma co sie spieszyc bo pewno to tylko fałszywy alarm.Po 4.00 byliśmy na Izbie tam po 10 minutach przyszła położna i zbadała mnie i okazało sie,że mam rozwarcie na 8 cm,ja w szoku:szok::szok::szok:,że co ,ze juz?położna ,ze jedziemy na góre bo zaraz bede rodzic,powiedziała,że nawet papierków nie zdąrzymy wypełnić,a ja nie wierzyłam.Na porodówce podpieli mnie jeszcze pod ktg zeby zrobić krotki zapis,ale naprawde krótki bo zaczęłam rodzić i po 5 minutach parcia malutka była na świecie,a była to godzina 4.55 do tej pory jestem zdziwiona,że tak szybko mi poszło,a do tego nie pękłam i nie trzeba było mnie nacinać,wiec jestem już w pełni sprawna poza innymi dolegliwościami.
 
Do góry