reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Relacje z naszych porodów

A u mnie poród wyglądał tak...
Przebywałam w szpitalu od poniedziałku bowiem ciśnienie mi skoczyło niebezpiecznie w góre, obrzęki, złe samopoczucie. od poniedziałku do niedzieli - próba wywołania porodu(oxy, plaster jakiś, zastrzyki)skurczy brak. W sobotę wydawało mi się, że się posikałam-moze to wody myślałam-pytam położną-nie to czop(odchodził już 2 tygodnie)(dla mnie coś za mokro było).to było o 10.koo godziny 18-plama na łóżku-to pewnie wody odeszły-zgłaszam w szpitalu-skurczy brak a reakcja personelu nijaka.
W niedziele dopiero o 9 znów kroplówka-mocniejsza, zaczęły się skurcze-rozwarcie na 4 cm, 6 i ja pytam czy to skurcze porodowe-bo jakieś takie słabe-spodziewałam się czegoś mocniejszego (skakałam na piłce, to wykonywałam taniec bioderkami w trakcie skurczy-co 2-3 minuty). Później kolejna kroplówka,prysznic, później znów tance na piłce i tak kolejna godzina.w koncu przeniosłam się na sale do porodów rodzinnych-miałam się odpręzyc i nabrac sił w wannie bo akcja porodowa nie postępuje.od 9 do 15 było ok-później zaczęły się skurcze-boli jak cholera-ale w plecach.Mąż masuje mocno bo tak mi lepiej, dre się w niebogłosy-położna stwierdza brak skurczów, ten ból to krzyżowe.I męcze się tak do 20:05.Przy okazji dostałam 3 kroplówkę.Kazali mi przec, ale mała nie chce wychodzic, zaklinowała się.Pytaja mnie ile na usg było- nieco ponad 3200.Ściskają brzuch, nacinają i karzą przec ... kilkanaście takich parc... w koncu położna wyciąga ze mnie Kasie i takie plum... i już jest na moim brzuchu.Nie była sina, nie była skrwawiona(wody odeszły 30 godzin przed porodem), miała jedynie taki biały nalot na skórze-spodziewałam się gorszego widoku. Kasia popłakuje a mąż nagrywa. Ach jak ogladam ten krótki film to aż mnie za serce ściska.POród trudny-12 godzin w sumie trwało wszystko-oprócz tego łożysko nie chciało wyjśc.straszne bóle krzyżowe, omdlenia w trakcie porodu-pamietam jak mnie po buzi tłukli zebym się ocknęła he:)zszywanie po nacięciu itd...Nie chce już pamiętac o tym... ciężko było ale się udało.Urodziłam 4 kg kruszynkę, 56 cm długości-10 punktów.
Problemy były po porodzie-ja grupa 0, Kasia po ojcu A i konflikt, bardzo nasilona zółtaczka, kolejny tydzien w szpitalu, naświetlania, codzienne pobieranie krwi,oprócz tego antybiotyk bo wody odeszły 30 godzin przed porodem.

W trakcie bóli krzyżowych krzyczałam, ze nie chce już rodzic, chce cc, jak było gorzej krzyczałam-nie chce już jej, wyciągnijcie ja ze mnie...
KASIU-PRZEPRASZAM ZA TE SŁOWA.Jesteś najcudowniejszym dzieckiem,naszym dzieckiem i kocham Cie.
Mężu mój-dziekuje Ci za wsparcie-byłeś przy mnie i razem daliśmy rade...Ciebie też kocham.
 
reklama
Ja w skrócie opiszę swój poród.
We wtorek 25.08 trafiłam z bólami do szpitala. KTG wykazało skurcze o różnej częstotliwości co 7min. Rozwarcie na 2cm. Trafiłam na trakt, bo lekarz stwierdził, że rodzimy. Jednak nic nie postępowało tylko skurcze, więc tak tkwiłam do rana, południa...aż do 12, kiedy podano mi środek zmiękczający szyjkę. Rozwarcie poszło do 3cm. Położna o 13 30 przebiła pęcherz płodowy. Zaraz przyszedł anestezjolog i podał mi ZZO. Poczułam wtedy,że żyję. Jeszcze o 15 żegnałam babcię. Wtedy poczułam,że chce mi się kupkę i poszłam z małżem na kibelek. Znieczulenie zaczęło schodzić a ja jęczę,że boli. Położna krzyczy,że na łóżko bo rodzimy, rozwarcie już na 7cm a ja, że nie, że uciekam i już. To podała mi trochę oksytocyny, 3 parcia i miałam małą na brzuchu. Małż był niezły. Normalnie nadawałby się na położną. Dziękuję mu, że był, bo pojawiły się komplikacje. Nie dość,że nacięto mnie bez skurczu (auuuu), to łożysko nie chciało wyskoczyć, dlatego mnie trochę pocisnęli (kolejne auuu) i niestety trzeba było usypiać, wydobywać ręcznie i łyżeczkować...Ale jak się obudziłam to zaraz był małżuś i córcia także wszystko moim zdaniem się udało:)
 
Do góry