reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Sierpień 2012

Ka miałam w liceum takiego super faceta od historii, nic się nie musieliśmy uczyć, bo tak fantastycznie opowiadał, że wszystko się pamiętało z lekcji. Poszedł pracować jako strażnik celny... Więcej płacili, za uczenie nie utrzymałby rodziny...
 
reklama
K8 akurat wydaje mi się, że z płacy nie ma aż tak źle, mianowany nauczyciel ma ok. 2,5tys. netto no tylko są awansy trzeba zawodowe zrobić,a to trwa ok 10lat, moja siostra jest anglistą i pracuje w dwóch szkołach (prywatnej i państwowej), dwóch przedszkolach, ma swoich uczniów, więc jest zadowolona, wiadomo historyk mniej zarobi, bo ma mniej godzin
 
W szkołach prywatnych nauczyciele są też bardziej pobłażliwi, prawda jest też taka, że niestety ale w dzisiejszych czasach pieniądz rządzi. Teraz wyższe wykształcenie może mieć każdy, wystarczy że zapłaci w szkółce niedzielnej i jest mgr...
 
Ja studiowałam na płatnej uczelni i żeby udowodnić, że łatwo nie będzie, bardziej dawali nam popalić, niż studentom nabpaństwowych, więc nie do końca się zgodzę. Mierźwi mnie np płatna medycyna, bo starzy będą w nieskończoność płacić, bo mają ambicje, żeby dzieciak był lekarzem.
Ale każdy będzie miał takie zdanie, jak sam na płatne studia nie pójdzie i sam nie będzie ich sobie opłacał...
 
Ja chodziłam do liceum społecznego i było bardzo dużo nauki i nie było wcale hi life. Miałam owszem zamożnych znajomych, ale to nie miało znaczenia bo byli zajebistymi ludźmi a nie głupimi bananowcami. Moja najlepsza przyjaciółka z liceum miała dom z basenem, a ja w soboty i niedzielę pracowałam w markecie spożywczym (zresztą u rodziców drugiej najlepszej kumpeli z liceum), żeby sobie zarobić na ciuchy, wakacje czy imprezy. Ale nie było między nami żadnej ściany, żadnego problemu. Nauczycieli mieliśmy zajebistych, zaangażowanych, zaprzyjaźnionych z nami. Lekcje polskiego pamiętam jako coś fenomenalnego, oglądaliśmy bardzo dużo filmów, wszystko było prowadzone w zupełnie odmienny sposób od nudnych znanych im do tamtej pory lekcji polskiego. mieliśmy dużu luzu w sensie samodzielności, mogliśmy robić notatki wg potrzeb, nikt nie sprawdzał zeszytów, tryb był trochę jak na studiach, ale to motywowało. Bo chciało się uczyć, zajęcia były ciekawe itd. Poza tym mega nacisk na języki - angielski 5 razy w tygodniu. W klasie było 14 osób. Jestem wdzięczna rodzicom za to, że tak to obmyślili i pokierowali choć wiem, że był to dla nich nie duży wydatek. Ale ja nie chodziłam nieszczęśliwa, że nie mam samochodu w 3 klasie liceum albo na osiemnastkę nie dostałam. Byliśmy jedną wielką paczką i chodzili tam wartościowi ludzie. Po tej szkole skończyłam państwowe studia i mam państwowy tytuł mgr, więc chyba tak źle nie było z tym poziomem. Zresztą pamiętam że wywalali co roku ludzi którzy po prostu nie zdali bo się nie uczyli. nie było z tym jakoś specjalnie inaczej niż w państwowej szkole. 

Nie wiem jak jest teraz, bo minęło 15 lat, i dużo się pewnie zmieniło. Nie wiem do jakich szkół i przedszkoli pójdzie Stasiek. Nie zakładam teraz niczego. Z przedszkolem nie państwowym przemawia dla mnie "za" fakt że nie ma obligacji przyprowadzania dziecka do jakiejś konkretnej godziny, tylko tak jak pasuje rodzicowi i dziecku. 
 
Ostatnia edycja:
Marta u mnie w prywatnym było, że do 8:30, bo do 9 było śniadanie, potem zajęcia miały zorganizowane i oczywiście można było sie spóźnić, ale dziecko wtedy w "trybach" zajeć nie było
 
Nasz system jest do dupy. Dlatego ciraz więcej rodziców decyduje się na edukację domową. Mam kumpla, którego uczyli starzy i był prymusem i w liceum i na studiach. Podstawówkę zrobił w domu, a rodzice nauczycielami nie byli, ojciec po zawodówce a matka po historii, kurka domowa. Nauczyli go wszystkiego. Chłop zaradny i dobrze mu się wiedzie.
 
Aż tak to bym nie chciała. Jednak szkoła to poza czystą wiedzą i nauką, również spędzanie czasu, nauka życia w jakiejś społeczności, zmaganie się z problemami na korytarzu, przyjaźnie, wagary i inne moim zdaniem potrzebne dziecku relacje i doświadczenia. Poza tym mi by brakowało samodyscypliny żeby codziennie realizować z dzieckiem program. I sama bym musiała chyba iść na korepetycje, bo może program 1-3 to bym bez problemu zrobiła, ale dalej np. z przedmiotów ścisłych to by już było mi ciężko pewnie. Nawet na etapie podstawówki.
 
reklama
Nasz system jest do doopy ale we wszystkim. Od przedszkola ( teraz od tego roku szkolnego apropo słyszałyście co teraz za ustawa weszła bo mnie to normalnie poraża:no:) a na studiach kończąc bo praca to też inna bajka. Jeśli dziecko zaczyna edukację prywatną (np z ideą montessori) to tak edukacje powinien bo on np kłóci się z ideą państwowej szkoły wiec jeśli klibby chcesz tam posłac Titka to musisz szukac odrazu mu podstawówki i gimnazjum chociażby. A niewiem czy wogóle w Polsce są wydaje mi się że tylko przedszkola.
 
Do góry