reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Strachy i obsesje w ciąży

Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i reagujemy jak ludzie.
Ale każdy ma wybór co do tego jakie emocje nim rządzą. I jak się podchodzi do tematu. Można się zamknąć w czterech ścianach i zatracić w zmartwieniach. A można tez spróbować odpowiedzieć sobie a pytanie....co to da? Zamartwianie się komuś kiedyś w czymś pomogło? Tak na serio. Kobieta się zamartwiala i nagle wszystkie problemy i bolączki zniknęły?
Jak ktoś zna taki przypadek, proszę o kontakt.
Nie odbierz mojego posta źle, ja naprawdę bez złośliwości zazdroszczę :) Chodzę już od dawna do terapeuty, staram się zwalczyć wymyslanie negatywnych scenariuszy, ale moje życie się tak układało, że bardzo, bardzo trudno mi z tym wygrać.

A najbardziej zazdroszczę mojemu mężowi i facetom jak on. On w chwilach wolnych po prostu wcale nie myśli, ani źle ani dobrze. Brak myśli, wyobrażacie sobie? Placilabym jakiś czynsz albo abonament za godzinę tygodniowo bez myślenia :D
 
reklama
To jak moja mama, mówi że ja się zamartwie na śmierć i tak mnie stopniowo uczy że szkoda życia by martwić się o rzeczy na które nie mamy wpływu:) pomału pomaga i przechodzi to na mnie ale czasami mam "zwroty akcji" [emoji23]
No kurde nie. Zazdroszczę osobom takim jak Ty, które mają postawę, że nie ma sensu się przejmować, jak Barney Stinson "When I'm sad I stop being sad and start being awesome instead." Moja mama taka jest i ona za cholerę nie może zrozumieć, że na świecie są osoby, które nie umieją wyłączyć w głowie martwienia się i że to nie jest coś, co się wyłącza jak światło w łazience. Rozumiem, że za takimi wypowiedziami w stylu, "weź się nie martw tyle" stoją najczęściej dobre intencje, ale to nie zawsze takie proste. Nie zawsze można po prostu przestać się stresować
 
Hej!
Piszę od początku.
16.08 pierwszy test, zrobiony po południu - dwie grube kreski. Nazajutrz rano dwa różne testy i też dwie kreski. Beta 3456.
19.08 byłam u gina, zrobiła mi usg, pęcherzyk ciążowy 14 mm bez echa zarodka. Doktor powiedziała, że nie mam się martwić, bo często nie widać zarodka we wczesnej ciąży. Dostałam luteinę, bo bolał mnie brzuch.
Dzisiaj zrobiłam sobie test zwykły, żeby popatrzeć jak się ładnie pojawiają dwie kreski i... Druga słaba, słabsza niż tamte z zeszłym tygodniu.
Mąż i przyjaciółka mówią, że mam się nie martwić, bo będzie dobrze, że tamto usg faktycznie było za szybko, że testy często nie pokazują prawdy itd. Mam czekać na wizytę za tydzień i wtedy wszystkiego się dowiem.
Od samego początku jak się dowiedziałam o ciąży, jestem przerażona tym, że coś się stanie. A to, że poronię, a to że jajo płodowe będzie puste, a to że będzie coś nie tak na późniejszym etapie. Co drugi dzień płaczę, bo dochodzę do wniosku, że nawet w ciąży być nie umiem.
Wiecie, wstyd mi. Wstyd mi przed mężem, przed przyjaciółką, przed mamą... Jestem taka rozchwiana emocjonalnie, a porywam się na dziecko. Przecież ja się na matkę wcale nie nadaję! Sieję panikę z tak głupich powodów...
Nie wiem, może to słynne wahania nastrojów w ciąży, ale w tej chwili martwię się nawet, że w końcu mąż ze mną nie wytrzyma i odejdzie do jakiejś wiecznie opanowanej stabilnej kobiety.
Może i tak jest, że usg było za wcześnie, a dzisiaj po prostu piłam za dużo wody i dlatego ten test wyszedł tak głupio.
Ale mam siebie dość tak czy inaczej... Chciałabym chociaż tydzień przeżyć bez jakichś dziwnych pomysłów i schiz.

Czy Wy też się tak balyscie w ciąży?
Ja od początku ciąży byłam dobrej myśli, czułam się super, wogole nie czułam że jestem w ciąży, pracowałam do 5miesiaca i pewnie pracowala bym dalej ale przerwał to pobyt w szpitalu bo okazało się że macica się buntuje i się kurczy. A czułam się super,żadnych dolegliwości. Leki nie pomogły i wylądowałam w szpitalu. Odkąd wyszłam jestem przerażona. Dosłownie nie mogłam funkcjonować przez nerwy. Prawie 6miesiac a ja całymi dniami nic nie jadłam że stresu. Nie wytrzymałam do swojej wizyty i poszłam na USG do innego lekarza żeby sprawdzić czy jest ok bo zaczął mi brzuch twardnieć itp. okazało się że jest wszystko w normie. Mam się tylko oszczędzać, odpoczywać i brać leki. Jak mi powiedział że jest ok to 100kg ze mnie spadło i wszelkie dolegliwości ustąpiły. Także wiem co czujesz ale stres negatywne wpływa na nasz stan. Nie denerwuj się , jesteś w bardzo wczesnej ciąży i napewno wszystko jest ok. Nerwy napewno nie pomogą. Idź do lekarza wcześniej jak masz się zadręczać. Napewno ci powie że wszystko jest dobrze i się uspokoisz
 
To jak moja mama, mówi że ja się zamartwie na śmierć i tak mnie stopniowo uczy że szkoda życia by martwić się o rzeczy na które nie mamy wpływu:) pomału pomaga i przechodzi to na mnie ale czasami mam "zwroty akcji" [emoji23]
Oczywiście, że tak. Wszyscy, którzy odradzają zamartwianie się, mają rację. Niestety nie jest to tak łatwe.

Dzisiaj mam lepszy dzień. Doszłam do wniosku, że w zasadzie nic nie mogę zrobić. Łykam swoje pigsy na tarczycę i cukrzycę, oszczędzam się, przyjmuję luteinę dwa razy dziennie i co jeszcze mogę? Nic. Nawet jeśli coś jest nie tak, to nic nie mogę na to poradzić.

Co nie znaczy, że w przeciągu tych kilku dni nie złapie mnie znowu dołek i zwątpienie :D
 
Haha. Ano. Czasami tak jest prościej. Nie myśleć.
Ja nie umiem, tez myśle za dużo.
A moje życie tez nie było usłane różami. Wręcz przeciwnie.
Wiesz kiedy dopadło mnie olśnienie? Podczas pierwszego poronienia. Leżałam w szpitalu, sama, robiłam wszystko żeby to dziecko uratować, modliłam się do wszystkich bogów i demonów razem wziętych. I nic.
Wtedy do mnie dotarło, ze tak naprawdę nie wszystko w życiu zależy od nas. Są sytuacje, w których nie mamy żadnego wpływu na rozwój akcji. Ani źdźbła. Co ma być to będzie. Nie zrobiłam nic złe w pierwszej ciazy a jednak ja straciłam. To nie była moja wina. To była lekcja z bezsilności wobec....losu, siły wyższej...nazwijmy to jak chcemy.
Zaszłam w druga i jak ci już pisałam utonelam jak w czarnej dziurze. Stany lekowe, psycholog, czarnowidztwo...tylko tarota i przywoływania demonów brakło. I znowu, poczucie bezsilności. Bo w końcu skoro w tej kwestii niewiele ode mnie zależy to w ogóle nic nie ma przecież sensu.
Pewnego dnia coś mi się w głowie odblokowało. Bo ja tu siedzę, martwię się, czas tracę na czarne myśli a małe dzieciątko tkwi we mnie skąpane w kortyzolu. Poczytaj o jego wpływie na płód we wczesnym okresie ciazy. I wtedy mi niejako przeszło jak ręka odjął. ODMAWIAM prawa złym emocjom do kontroli mojego życia. Zamknęłam czarnowidztwo w małym pokoju w dalekim zakątku swojego umysłu i doczekałam się zdrowej dziewczynki.
Są rzeczy na które nie ma się wpływu i takimi nie warto się martwić. Bo jeśli nie można z nimi nic zrobić to po co tracić czas? Życie to nie rehersal, straconego czasu nikt ci nie wroci. Lepiej to życie przeżyć pogodnie niż we wszystkich odcieniach czerni i szarości.
 
Haha. Ano. Czasami tak jest prościej. Nie myśleć.
Ja nie umiem, tez myśle za dużo.
A moje życie tez nie było usłane różami. Wręcz przeciwnie.
Wiesz kiedy dopadło mnie olśnienie? Podczas pierwszego poronienia. Leżałam w szpitalu, sama, robiłam wszystko żeby to dziecko uratować, modliłam się do wszystkich bogów i demonów razem wziętych. I nic.
Wtedy do mnie dotarło, ze tak naprawdę nie wszystko w życiu zależy od nas. Są sytuacje, w których nie mamy żadnego wpływu na rozwój akcji. Ani źdźbła. Co ma być to będzie. Nie zrobiłam nic złe w pierwszej ciazy a jednak ja straciłam. To nie była moja wina. To była lekcja z bezsilności wobec....losu, siły wyższej...nazwijmy to jak chcemy.
Zaszłam w druga i jak ci już pisałam utonelam jak w czarnej dziurze. Stany lekowe, psycholog, czarnowidztwo...tylko tarota i przywoływania demonów brakło. I znowu, poczucie bezsilności. Bo w końcu skoro w tej kwestii niewiele ode mnie zależy to w ogóle nic nie ma przecież sensu.
Pewnego dnia coś mi się w głowie odblokowało. Bo ja tu siedzę, martwię się, czas tracę na czarne myśli a małe dzieciątko tkwi we mnie skąpane w kortyzolu. Poczytaj o jego wpływie na płód we wczesnym okresie ciazy. I wtedy mi niejako przeszło jak ręka odjął. ODMAWIAM prawa złym emocjom do kontroli mojego życia. Zamknęłam czarnowidztwo w małym pokoju w dalekim zakątku swojego umysłu i doczekałam się zdrowej dziewczynki.
Są rzeczy na które nie ma się wpływu i takimi nie warto się martwić. Bo jeśli nie można z nimi nic zrobić to po co tracić czas? Życie to nie rehersal, straconego czasu nikt ci nie wroci. Lepiej to życie przeżyć pogodnie niż we wszystkich odcieniach czerni i szarości.
Piękne słowa. Myślę, że z czasem mogę nabrać takiego podejścia. Ale niestety nie będę czytać na temat wpływu kortyzolu na ciążę, bo zacznę się martwić. Błędne koło.
 
Na samym początku ocenialam stan swojej ciazy po piersiach, czy bolą czy nie i jak po kilku dniach przestały to była panika. Na wizycie jeszcze nie byłam i czekałam 2 tygodnie. To były najdłuższe 2 tygodnie w moim życiu.
Teraz jest dziwnie bo w ciągu dnia nie bolą, chyba, że schodzę po schodach [emoji1] A w nocy?.... bolą tak niemiłosiernie, że spać nie mogę na bokach!
 
Na samym początku ocenialam stan swojej ciazy po piersiach, czy bolą czy nie i jak po kilku dniach przestały to była panika. Na wizycie jeszcze nie byłam i czekałam 2 tygodnie. To były najdłuższe 2 tygodnie w moim życiu.
Teraz jest dziwnie bo w ciągu dnia nie bolą, chyba, że schodzę po schodach [emoji1] A w nocy?.... bolą tak niemiłosiernie, że spać nie mogę na bokach!
Ja też czekam dwa tygodnie, konkretnie dwa tygodnie i trzy dni. Nie pamiętam, żebym na coś tak długo czekała.

Wiecie, gadam z niezbyt bliską koleżanką, która była dla mnie zawsze bardzo miła, zagadała do mnie w sprawie budowy, miała kilka pytań. I powiedziała mi coś, co do mnie dotarło. My naszej budowy z nikim nie konsultowaliśmy, ale oni popełnili ten błąd, że rozmawiali o niej z rodziną, ze znajomymi. Nie porównuję tu ciąży do budowy, ale wiadomo, że to też bardzo stresujące. No i dziewczyna mówi, że na kilkanaście tygodni po prostu odcięła się od przyjaciółki, bo kobieta tak ją wpędzała w nerwy, że nie dawała rady. Najpierw setki pytań, opisywanie rzeczy, które mogą się wywalić, a potem pytanie - no ale po co się tak przejmujesz, to tylko budowa.

Jakże znajomo to zabrzmiało. Moja przyjaciółka, kiedy dowiedziała się o ciąży (jest szczęśliwą żoną i matką), w tej samej rozmowie zasypała mnie pytaniami o to, jak to teraz będzie z hashi, z cukrzycą, czy trzymam dietę, kiedy jadę do lekarza, czy mam jakieś badania już zrobione, czy wybrany szpital... Potem, jak doszłam do siebie po szoku, powiedziałam jej, że mój mąż już ogląda kołyski na allegro, tak dla przyjemności, żeby się zorientować jakie są ceny, to bardzo zimno skomentowała, że na to jest za wcześnie, bo wszystko się może zdarzyć. No to ja w płacz, bo już zaczęłam się martwić o to, żeby nie poronić. Na to ona, że mam się uspokoić, bo sama siebie nakręcam. Dwa dni później pisze "Jak tam przyszła mamusia?" No to ja, że staram się o tym nie myśleć, żyję zdrowo i czekam na wizytę. Dostałam reprymendę, że czas szybko leci i ani się nie obejrzę, a już będzie po porodzie. Innym razem, akurat trafiła na mój gorszy dzień, kiedy powiedziałam jej, że martwię się, że tego zarodka nie widać, powiedziała, że tak to jest jak się za szybko działa, ona była w ósmym tygodniu, żeby się nie nakręcać.

Podsumowując. Właśnie kiedy zaczęłam Wam opowiadać te sytuacje, dotarło do mnie, że to właśnie ona najbardziej mnie rozwala psychicznie. Raz pyta o to, czy już jestem przygotowana, czy jeżdżę po lekarzach, wypytuje jak się czuję, a kiedy piszę prawdę, że albo staram się nie myśleć albo trochę się boję, to dostaję OPR. Cokolwiek nie zrobię, przejmuję się czy nie, to jest źle...
 
Dziewczyny trafiłam na was bo nie wiem kogo zapytać. Jestem w ciąży, ale wczesnej. Bo beta wyniosła 56,43. Lekarz w czwartek a mnie boli bardzo podbrzusze. Nie są to dramatyczne bóle ale czuję też jakby przelewanie czy skurcze. Sama nie wiem. Ale bardzo się boje..
 
reklama
Dziewczyny trafiłam na was bo nie wiem kogo zapytać. Jestem w ciąży, ale wczesnej. Bo beta wyniosła 56,43. Lekarz w czwartek a mnie boli bardzo podbrzusze. Nie są to dramatyczne bóle ale czuję też jakby przelewanie czy skurcze. Sama nie wiem. Ale bardzo się boje..
Spokojnie ,ból brzucha jak na okres ,w 1 trymestrze jest normalny ,skurcze już nie , jeśli nie plamisz ,to nie ma co panikować ,bo to nie pomaga , po 2 lekarz w czwartek nic nie zobaczy ,jest za wcześnie
 
Do góry