matko.... co za noc... wieczorem położyłam się cichutko obok M, a mimo to sie popłakała... więc dałam jej cycka na chwilkę i przysnęła... nie na długo... budziła się co 10minut, dosłownie co 10minut, z krzykiem, wypluwała smoka, po prostu płakała, a ja nie wiedziałam co robić... denerwowałam się że spac nie mogę przez bączka malego, wsadzalam jej smoczka... tak było do 1 w nocy... w końcu się zdenerwowałam i poszlam zrobić jej herbatkę... wtedy tak sie rozkrzyczała że moja mama wstala i podeszła do niej... nie mogłyśmy jej uspokoić przez pół godziny... byla rozpalona, aż z odległości jakiś 2-3cm biło od niej gorąco... zmierzyłam jej temperaturę - 38,9


w domu u mamy był tylko Viburcol, więc dałam jej czopka, po raz pierwszy w życiu jakieś lekarstwo dostała... troszkę się uspokoila, wzięłam ją na rece, ululałam, ale ona mimo że już nie płakała, ale byla roztrzęsiona i tak nerwowo oddychała... bidulka... a ja się denerwowałam że spac nie mogę przez nią... jestem potworem :-

-( zasnęła mi na rękach w końcu, to ja polożylam, ale znowu zaczęla płakać... po 10minutach udało mi sie ją ululać, ale non stop mruczała sobie przez sen...
kolejna pobudka - o 3.30, znowu rozpalona, zmierzyłam znowu temperaturę - 39,2


wysłałam tatę do apteki całodobowej po czopki na zbicie temperatury i zadzwoniłam na pogotowie... pani doktor kazała wziąć malą do chłodnej wanny i polewać zimną wodą, żeby ochłodzić ciało... tak zrobiłam, ale mala wrzeszczala bo ja ze snu totalnie wybilam... ale poskutkowało... po 20minutach zadzwoniła doktor i sie pyta czy ma przysłać kogoś czy zeszła jej temperatura, ale zrobiła się chłodniejsza, więc powiedziałam ze nie trzeba... i zasneła... o 6 rano znowu temperatura... 38,6 - dalam jej czopka na zbicie... i na razie jest ok... śmieje się, zjadła śniadanko, trochę kaszle i ma katar... pojedziemy na kontrole...
czemu zawsze takie rzeczy muszą wyskoczyć w nocy? spałam nie całe 2godz
