Ja to się nawet nie ważę. 8 tygodni temu miałam 6 na plusie, i nawet nie wątpię, że jest ponad 10kg więcej, ale wystarczy że jak patrzę na siebie w lustrze, jaka galaretą się stałam to bierze mnie na płacz. Chociaż niby ładnie i proporcjonalnie, to jednak złapie się za uda, czy posladki, to taka klucha że wyć się chce. Zaraz jednak dostaję kopa od Antosia i juz sie nie smucę, bo to dla niego, a może bardziej dzięki niemu tak się zmieniam, więc po prostu nie ma co marudzić, tylko po porodzie wziąć się w garść. Mam już mniej więcej dietę ułożoną (bez liczenia kalorii, tylko nastawienie na jakoś produktów) i ćwiczenia w połogu i po też już mam, potem systematycznie będę wprowadzała dalsze ćwiczenia, choć nie wolno przesadzić bo o kontuzje łatwo, bo wciąż stawy są miękkie (nawet do 9 miesięcy po porodzie) więc na prawdę delikatnie z tym progresem. Tak mi brakuje siłowni... a ja tylko leżę i kwiczę 
