U mnie migreny to choroba rodzinna. I dochodziło do tego, że zasłaniałam żaluzje, chowałam się pod biurkiem, wkładałam watę do uszu żeby nic nie słyszeć, nic nie jadłam, nic nie piłam, ściskałam głowę ścierką namoczoną wodą i skropioną octem i tak sobie siedziałam i wyłam 3-5 dni. Masakra. I nic nie pomagało. Ani leczenie przewlekłe (po niektórych lekach umierałam - dosłownie traciłam przytomność, a niektóre powodowały straszny ból wątroby), ani akupunktura. Tylko miałam (a raczej mam... tylko teraz nie biorę) 2 leki ktore jako tako dzialały. Rozpuszczalne.
--------
Już po 1 w nocy a ja nie mogę usnąć. Chyba trochę się stresuję porannym prenatalnym. Że może ten nieuprawniony lekarz, który mi robił pomylił się, i może coś jest nie tak. Albo że lekarka potraktuje mnie brutalnie i niemiło, bo miałam czelność walczyć o traktowanie (i badanie) do jakiego mam prawo... Sama nie wiem...
Trzymajcie kciuki dziewczyny.
Słodkich snów.