Nie wiem, czy któraś z Was mi pomoże, ale co mi tam, zapytać nie zaszkodzi. Otóż... przy przyjęciu do szpitala miałam robione wymazy z szyjki i z pochwy. Z pochwy wszystko w porządeczku, z szyjki Mycoplasma wyszła ujemnie, ale Ureaplasma dodatnio

. Oczywiście wyniki przyszły dopiero kilka dni po wypisaniu mnie ze szpitala

. Przez ten czas leczona byłam "na oko" antybiotykiem (erytromycyna), na który ta cała ureaplasma okazała się oporna (tak wynika z antybiogramu). Z resztą ten sam został mi przepisany do brania w domu. Byłam na wizycie kontrolnej z tymi wynikami nieco ponad tydzień po wypisie ze szpitala, tyle że nie u mojej gin ale u innej, poleconej przez moją, pracującą również w tym szpitalu w którym leżałam i w którym będę rodziła. I nic mi wtedy nie powiedziała, że coś jest nie tak. A ja dopiero dzisiaj siadłam i zaczęłam szukać co to w ogóle ta ureaplasma. I za głowę się chwyciłam

. To jakieś paskudztwo, bakteria układu moczowo-płciowego, które często uniemożliwia zajście w ciążę, a w początkowym stadium ciąży odpowiada za poronienia. W życiu tego nie miałam wcześniej. Teraz nie wiem, czy przed następną wizytą robić jeszcze raz wymaz z szyjki na własną rękę (aż się boję pomyśleć ile to będzie kosztowało), czy poczekać aż moja gin wróci z urlopu i na spokojnie wszystko przyjąć (skoro poprzednia nie wpadła w panikę na widok tych wyników...). Z tego co czytam w necie to terapia antybiotykowa jak najbardziej działa, muszą się jej poddać zarówno kobieta jak i jej partner

. Pytanie tylko - czy ta bakteria nie ma jakiegoś wpływu na dziecko w późnym etapie ciąży? Albo przy porodzie? Czy któraś z Was słyszała coś o tym?
Dzisiaj mam co prawda wizytę, ale samo USG genetyczne i u całkiem innego lekarze, więc raczej takich spraw nie załatwię...