A ja dzis mialam przygode. o 2 wpadla do mnie znajoma(sasiadka) ze swoja corcia na rekach, wystraszona, zaplakana, ze dziecko spadlo jej na ziemie na glowke wysoka, patrze na czolko dziecka, a tam WIEEEELKI guz, wrecz ogromny, czerwony o rany. Wpakowalam je do samochodu i tak jak stalam zawiozlam je do szpitala(M zostal z Amanda). Dodam, ze czekamy na ubezpieczenie samochodu i wszystkie inne papierki. Jednym slowem, gdyby ktos mnie zlapal, to bylabym biedna(zabranie prawka, zabranie auta i kupa kasy do wywalenia).No ale w takiej sytuacji nie bylo to dla mnie wazne, musialam pomoc. Czekalysmy 20 minut przy okienku zanim wpuszczono Nas na emergency, potem w poczekalni z 30 minut, lekarka przyszla, zobaczyla Mala i powiedziala, zeby poczekac....wiec czekalysmy chyba z godzine!!!!!!!!Potem zabrali ja na badania do pokoju i znow czekanie i wkoncu ktos przyszedl,zeby powiedziec, ze wszystko jest OK....W trakcie tego calego czekania, guz zmniejszyl sie tej dziewczynce bardzo i ciagle sie smiala i bawila. Poprostu...kosmos!To ma byc emergency,a nie wieczne czekanie!!!!Wiec wychodzi na to,ze jak cos sie dzieje, to lepiej dzwonic po karetke....Ale mialam dzis wrazen. Martwilam sie o corcie znajomej, a tu na dodatek auto bez papierow, a ja dopiero poczatkujaca w jezdzeniu i do tego lalo...Ale cale szczescie wszystko skonczylo sie dobrze....No to tyle na teraz, bede wieczorkiem.