ło matko!!!
ja tu wpadam dzień dobry powiedzieć i z samego rana opierdziel i lanie po dupsku...
już tłumaczę... Wyszlam przed 17tą, więc najpierw musiałam mężowi opowiedzieć, później był obiad, a później mi padł tel, którego próbowałam wskrzesić przez dwie godziny. w koncu jak odpaliłam enpr to mi się obserwacje nie chciały załadować i szalałam ze zlości trzymając Was w napięciu. Gdybym miała numer telefonu chociaż jednej z Was to bym napisała sesemesa, a tak dupa... za co oczywiście przepraszam.
Ale dziękuję, że czekałyście na wieści i trzymałyście za mnie kciukasy.
Teściowa oczywiście zadawała mężowi milion pytań po co poszłam do lekarza itp. Wrrr... Oczywiście zapytała czy nie jestem w ciąży a mąż, że jakieś wyniki badań miałam zanieść i tyle

No bo im powiemy dopiero w weekend

))
Krótkie streszczenie wizyty....
Pan dokotor patrzy na kartę i stwierdza, że byłam dwa miesiące temu i czy coś się w związku z tym stało. No to mówię, że test ciążowy pozytywny, @ brak to jestem. A on gratuluje. Odpowiadam więc, że mi pogratuluje jak zajrzy tam i potwierdzi. Przewrócil tylko oczami. Wziął to swoje kółko i liczy termin porodu (16.09.2012), mówi, że 6 tydzień i mam wskakiwać na fotel. Mówię o plamieniach, a on od razu "po seksie?" no i zakaz na jakiś czas. śledzie mogę jeść, colę mogę pić, ale mało bo ogólenie szkodliwa dla zdrowia, no więc ograniczam. USG- pęcholek na swoim miejscu (wykluczona pozamaciczna), coś tam się jeszcze nie odkleiło (albo przykleiło), duphaston na recepcie. Wymierzył kropka i mówi, że wg miary 5 tydzien i 3 dzień. Mówił, że na tym etapie wszystko prawidłowo. Serdusio jeszcze nie biło. Dał skierowanie na badania i kazał przyjść za dwa tygodnie. Pytanie o charakter pracy, więc mówię, że nudna biurwa ze mnie, więc mogę jeszcze chodzić

)) Jupi!!! I chyba tyle.
Przepraszam, że nie piszę do Was wszystkich, ale qrcze przez te opieprze zapomniałam co miałam Wam napisać.

:-(