W sumie i na podstawę nie mam co narzekać (lepsze coś niż nic, nie?) jest nieco wyższa niż w poprzedniej pracy i o dziwo - mniej stresu (mimo, że teraz pracuję jako pełnoetatowa księgowa, mili klienci, bardzo uporządkowani, bo jak nie zgadzały mi się dokumenty to na drugi dzień przynosili odpowiednie i przepraszali za problem) :-)
Mogłam pocztą wysłać swoje dokumenty do ZUSu, ale jako, że pracuję z tymi dokumentami to wolałam na swoich wnioskach mieć pieczątkę, że przyjęli oryginalne pisma. Pani naturalnie w okienku gapiła się na mój brzuch i komentowała, że ledwo co w ciążę zaszłam i już chcę leżeć brzuchem do góry. Miłe, bardzo. Szczególnie, że pomimo połowy ciąży praktycznie nic po mnie nie widać, jak założę luźniejsze ubrania.. Najważniejsze, że koniec zmartwień z tym szatańskim urzędem, teraz mogę skupić się na rzeczach ważniejszych. Przy okazji tego 'przymusowego' urlopu podszkolę się trochę z księgowości dla organizacji pozarządowych, bo nikt w biurze poza właścicielką nie ogarnia przepisów, więc jak wrócę to umocnię trochę swoją pozycję (chociaż wiem, że do powrotu mam jeszcze duuużo czasu)..