reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Podziel się historią

To teraz opis mojego trzeciego porodu, prawie 2,5 roku od tego dnia.

Trzecia ciąża, nieplanowana. Z mężem bardzo martwiliśmy się jak to będzie - jak pomieścimy się naszym maleńkim mieszkaniu w piątkę, a niestety nie stać nas na zmianę lokum w najbliższej perspektywie. Po drugie jak ogarniemy trójkę małych dzieci (będzie noworodek, syn mający prawie 2,5 roku i córka dwa lata od niego starsza) bez dziadków czy ogólnie rodziny do codziennej pomocy. No ale cóż, nie ma wyboru i jakoś musimy sobie dać radę.
Całą ciążę bałam się, że trzeci raz urodzę hipotrofika ale niestety nie miałam szansy temu zapobiec lub zminimalizować ryzyko - nie wiadomo dlaczego starszaki urodziły się takie małe. Lekarze tylko rozkładali ręce i mówili: widać taka pani uroda rodzić małe dzieci. Nie pocieszali i nie pomagali. Modliłam się by tym razem córka miała chociaż 2800g, żebym po porodzie od razu dostała ją na sali i w drugiej dobie wyjście do domu. Cały czas powtarzałam sobie, ze tak będzie ale równocześnie głosik w głowie mówił mi żebym się nastawiała na trzecią powtórkę z rozrywki...
Termin miałam na początek października, wtorek. Wszystkie badania prawidłowe, Na tydzień przed terminem ktg płaskie niczym blat stołu, nie ma rozwarcia - cisza jak makiem zasiał, żadnych oznak porodu. Lekarka mówi, że jak nie urodzę w przeciągu tego tygodnia to we wtorek do szpitala żeby mieli mnie na oku ze względu na historię poprzednich poród. Ale spokojnie, ona myśli, że do tego czasu urodzę.

Czwartek 28.09 - robię sobie z rana ostatnie zdjęcie z brzuszkiem i wszystkim wokół głośno lamentuję, że chyba nie urodzę do wtorku i będę musiała bez sensu leżeć w szpitalu, bo NIC się nie dzieje.
Godzina 2 nocy - budzi mnie spinanie się brzucha. Za chwilę kolejne. I jeszcze kolejne. Czyżby? Z drugiego pokoju słyszę nawoływanie syna. Wstaję i idę zrobić mu mleko, przewinąć i posiedzieć aż uśnie. Brzuch cały czas napina się bez względu na to czy siedzę, stoję czy chodzę - już wiem, że to nie są przepowiadające i zaczyna się akcja porodowa. Ale spokojnie, skurcze nie są bolesne, bez problemu ignoruję je i mogę skupić na synu. Przez godzinę przy nim jestem i zastanawiam się kiedy będzie najlepszy moment jechać do szpitala. Oczywiście, że chciałabym tam spędzić jak najmniej czasu ale jest pewien problem - szpital mam bardzo blisko i samochodem to jest poniżej 10 minut jazdy. Ale jeżeli będę musiała jechać między 6:30 a 9:30 to czas dojazdu może wynieść nawet prawie godzinę ze względu na korki. A ponieważ poprzedni poród był prawdziwym ekspresem, więc mogę nie zdążyć dojechać. Ale z drugiej strony jeśli przyjadę za wcześnie to mogą mnie zawrócić do domu...
Tak sobie rozważałam jakie będzie najlepsze wyjście i mąż obudził się. Zapytał co się dzieje i czy długo siedzę przy synu. Odpowiedziałam bardzo spokojnie, że od godziny przy nim jestem i rodzę. W sekundę go otrzeźwiłam ;) Powiedziałam mu, że może koło 8 pojadę do szpitala (jak odstawimy starszaki do przedszkola) ale mąż powątpiewał żebym zdążyła i zasugerował żebym jednak pojechała nawet teraz. Odmówiłam mówiąc, że jeszcze nie boli, więc czekamy. Było po 4 i poszłam położyć się i spróbować jeszcze może zdrzemną. Po chwili pojawił się pierwszy bolesny skurcz. Po kilku minutach kolejny. No to jednak jedziemy do szpitala. Wezwałam taksówkę, mąż obiecał jak najszybciej odwieźć dzieci i do mnie dojechać, może uda mu się tym razem być przy mnie.
Na porodówce byłam koło 5 i tak jak myślałam - po krótkim badaniu (bardzo niesympatyczna położna koszmarnie boleśnie zbadała mi rozwarcie po którym natychmiast zaczęłam krwawić) usłyszałam - po co pani przyjechała? Przecież to jeszcze potrwa, nie przyjmą panią na porodówkę. Powiedziałam o tym jak szybko rozkręcił się poprzedni poród, że mogę nie zdążyć dojechać przez korki, więc położna zgodziła się mnie zawieść na piętro ale uprzedziła, że będę musiała to samo powiedzieć tamtejszym położnym i mogą i tak stwierdzić, że mam wracać do domu.
Na szczęście położne były trzeźwo myślące i mogłam sobie sama wybrać salę (byłam samiuteńka na oddziale, nikt w tym czasie nie rodził, była błoga cisza i spokój, położne w bardzo dobrych nastrojach). Od razu podpięły mnie pod ktg i miałam nadzieję, że to tylko na jakieś 20 minut, bo leżenie na wznak było absolutnie koszmarne ale nie - musiałam leżeć cale 60 minut ;/ W końcu po 6 zostałam odpięta i zaczęłam przebąkiwać o znieczuleniu. Na to położna roześmiała się i powiedziała, że nie ma szans. Gdybym to powiedziała podczas podpinania do ktg to wtedy pobrałaby krew na badania, teraz badania by już były i można by było wzywać anestezjologa. A tak to ja urodzę zanim zdążą przyjść wyniki. Po czym zbadała rozwarcie i powiedziała: wie pani co, nawet gdybym pobrała krew od razu po wejściu na salę to i tak nie zdążylibyśmy podać znieczulenia. Zaraz będzie po wszystkim.
I tak zostałam na sali z instrukcją by jeszcze sobie człapać i wołać gdy poczuję pierwsze parcie. I tak chodziłam klnąc na tym świat stoi i że to perfidne jak kobieta zapomina ten cały ból porodowy. W końcu zaczęły się pierwsze delikatne parte, więc wezwałam położną (nie pamiętam w którym momencie odeszły mi wody). Ona zaczęła mnie przygotowywać ale przejęła mnie druga zmiana personelu (o ile dobrze pamiętałam, to przyszła ta sama położna, która odbierała mój pierwszy poród - ucieszyłam się, bo to była naprawdę bardzo dobra położna). Standardowo położyły mnie na wznak na łóżku porodowym i tutaj zaczęły się małe problemy - nie byłam w stanie na tyle rozewrzeć nóg by położyć je na tych podpórkach - jak kładłam jedną i próbowałam dać drugą, to ta pierwsza od razu mi spadała. A tutaj co chwilę skurcze, parte i ja męczę się jak głupia próbując ułożyć się na fotelu tak jak IM było wygodnie, a nie MI. W końcu jakoś się udało chociaż lekarka trochę marudziła, że nie jestem ułożona tak jak by chciała...
Dostałam sygnał żeby przeć - a ja się zablokowałam. Kompletnie zapomniałam doświadczenie z poprzednich porodów i po prostu płasko leżałam próbując przeć. Nie miałam obok siebie nikogo kto pomógłby mi się dźwignąć. I tak minął jeden skurcz party i nic. Zaczął się drugi, prę, prę i dziecko nie wychodzi. A przecież poprzednim razem synek wyszedł już na pierwszym skurczu! A córka na drugim! A tutaj nic! I w tym momencie wpadłam w panikę. Wystraszyłam się. Położna z lekarką zobaczyły to i nie wiem jakim sposobem położnej udało się do mnie dotrzeć i gdy już myślałam, że i na trzecim skurczu nic z tego nie będzie - jest! Chlup! Co za ulga! Dostałam córkę do przytulenia, położna odcięła pępowinę, urodziłam łożysko i zabrali małą na standardowe badanie. Lekarze patrzą mi w krocze, a ja staram się wyciągnąć głowę i zobaczyć ile pokazuje waga... tylko to się dla mnie teraz liczy, czy będzie chociaż to 2800g.... waga leci w górę... jest 2800g... 2900g... 3100g, znowu 2990g, mała płacze i wierzga, waga znowu skacze na ponad 3kg... w końcu położna ogłasza - trzy kilo! Co za ulga! Moja klusia! Nie ma hipotrofii! Zdrowe dziecko! Wszystko jest w porządku. Dostaję córcię do pierwszego karmienia i pół godziny później wpada mąż. Wszystko jest dobrze. Trochę ponad dwie godziny na porodowej (pod oksytocyną, bo położna stwierdziła, że za mocno krwawię i woli dać kroplówkę na obkurczenie się macicy), potem przejazd na poporodową i za kilka minut dojeżdża do mnie córka. Po doświadczeniach ze starszakami to była najcudowniejsza chwila - mogę mieć ją od samego początku przy sobie cały czas, nie muszę chodzić na intensywną terapię lub do dyżurki pielęgniarek do dziecka.

Najmłodsza urodziła się w piątek o 6:55 i w niedzielę o 15 już byłyśmy w domu. Tak jak miało być.
 
reklama
Również chciałabym pocieszyć wszystkie przyszłe mamy że poród z zzo może być "łatwy" bez większych komplikacji i powikłań związanych z tym znieczuleniem. Rodziłam dwa razy, bardzo podobnie, jedynie czas drugiego porodu był krótszy. Za każdym razem po kilku godzinach skurczy z krzyża rozwarcie zatrzymywało się na 7cm, pierwszy poród cały na leżąco, z podpiętym ktg, kroplówką, ciśnieniomierze itd co myślałam wtedy że właśnie cała ta sytuacja tak wydłuża wszystko i dlatego rozwarcie tak wolno postępuje. Po podaniu zzo i przebiciu worka urodziłam syna w 3h, parlam dwa razy. Przy drugim porodzie nie leżałam wogole, miałam ktg bezprzewodowe, kładłam się tylko na sprawdzenie rozwarcia, przesiedziałam 2 h w wannie, na piłce, na klęczkach itd itd i znów ta sama historia, 7cm i kolejne 2h nic więcej. Więc myslalam sobie no jak to może być skoro ruszam się cały czas Podano zzo, zaraz później sprawdzili rozwarcie a tu już 8cm, przebili worek i po godzinie już było pełne rozwarcie, widać główkę, parlam raz i wyszła córeczka. Pierwszy poród od regularnych skurczy co 3min trwał 10h, drugi natomiast 6h, oba zaczęły się ok 3-4 nad ranem:) podsumowując za każdym razem zzo uratowało mnie od dalszego cierpienia i "przyspieszyło" razem z przebiciem pęcherza płodowego całą akcję porodową.
 
Mój poród trwał 7,5h- sn, bez znieczulenia. Odeszły mi wody (ogromneeeeee ilości), skurcze zaczęły się już w szpitalu. Prysznic pomagał, ale jak przyszły silniejsze skurcze, to nie byłam w stanie stać. Jakby ktoś miażdży mi miednicę... No i tak mlody przespal praktycznie swoje urodzinu, więc ktg ciagle - to było niekomfortowe.. Mówiłam do męża 3 razy, że chce umrzeć- A wydawało mi się, że mam wysoki próg bólu..
Nacięcie małe, jeden szew. Jak synek się urodził, na moment dali mi go przytulić, ale musieli zabrać..
Jak go zabrali, położna powiedziała,że za 2h przeniosą mnie do sali, teraz mam odpocząć. Zapytalam czy mogę iść siku, ale z politowaniem poleciła głową. Po 2h wstałam i poszłam do wc a potem z rzeczami do sali. I od razu do syna- wróciłam dopiero jak mnie panie wygoniły do łóżka. Także poród bolesny, ale szybko zmienia się perspektywa!
 
Ostatnia edycja:
Ja urodziłam 3 lata temu sn. Byłam w tym całkowicie zielona więc wzięłam prywatna położna i nie zaluje. Byłam 4 dni po terminie wcześniej jeździłam do położnej ona podawała mi czopki żeby coś się zaczęło w końcu kazała przyjechać do szpitala na wywołanie i powiedziała co mam mówić żeby mnie nie odeslali do domu. Moja położna twierdziła że wśród lekarzy jest dziwna skłonność do czekania aż się samo zacznie a później jak komplikacje przez rozmiar dziecka albo zielone wody to wtedy problem i wszystko szybko żeby ratować więc wolała żebym miała wywołany skoro jestem i tak po terminie a lekarze chcieli czekać jeszcze kilka dni. Ja przyjechałam z mężem do szpitala moja położna już na mnie czekała. Jest tam szefową więc miałam jak w raju. Bolało oczywiście strasznie jak to poród ale bóle odczuwałam w całości 3 godziny i dziecko było na świecie całe i zdrowe. Mogłam sobie krzyczeć ile chciałam i nikt na mnie nawet głosu nie podniosl. Wszystkie położne i pielęgniarki były miłe i podejrzewam że to dzięki mojej poloznej. Po porodzie przyniosła mi kanapki i że wszystkim pomagala. Dochodzenie do siebie po było gorsze bo musiałam być naciętą trochę i rana bolała że nie mogłam siedzieć ale ogólnie poród wspominam dobrze. Teraz jestem w ciąży i pewnie będę rodzić sn ale ciekawi mnie czy po CC bym doszła szybciej do siebie.. moim zdaniem każda kobieta niech robi jak chcs. Jeżeli panicznie boi się bólu to niech rodzi CC. Mi ból krocza po sn minął dopiero po 3 tygodniach a bóle w trakcie porodu są ogromne. A w trakcie CC przynajmniej nie boli a dochodzi się do siebie mniej więcej tyle samo. Dla mnie jedynym minusem CC to ingerencja w organizm.
 
Moja położna twierdziła że wśród lekarzy jest dziwna skłonność do czekania aż się samo zacznie
Bo dziecko rzadko kiedy jest gotowe, aby się urodzić w teoretycznym dniu wskazanym przez om lub usg.
Oczywiście to wszystko jest indywidualna kwestia i dlatego tak ważna jest obserwacja i trzymanie ręki na pulsie. Ale jest mnóstwo historii gdzie dziecko na siłę było wyganiane w brzucha i okazało się być niedojrzałe, bo owulacja była sporo przesunięta akurat w ostatnim cyklu i ciąża w rzeczywistości jest sporo młodsza niż to w papierach jest.
Co do Twojego zastanawiania się na cc to oczywiście nie wiadomo jak przejdziesz operację. Wiesz jak przeszłaś sn ale drugi poród może być zupełnie inny - w każdą ze stron, z czego tendencja jest, że raczej łatwiej i szybciej dochodzi się do siebie po drugim porodzie.
Jeśli mimo to rozważasz cc to poczytaj jakie ze sobą + i - ale jak najbardziej obiektywne, co medycyna o tym mówi. Jest mnóstwo takich opracować.
Ja rodziłam 3xsn i wiem jedno - bez wyraźnych medycznych wskazań nigdy nie zdecydowałabym się na cc. Pomimo tego, że możesz szybko do siebie dojść to weż pod uwagę, że będziesz już mieć starsze dziecko wymagające mnóstwo uwagi, a tutaj dojdzie noworodek. Czy będziesz mieć kogoś cały czas do pomocy byś jak najmniej dźwigała? Czy Twoje pierwsze dziecko nie będzie domagać się noszenia na rękach (moje po porodzie rodzeństwa bardzo potrzebowały wzmożonej czułości i też domagały się noszenia, tak jak noworodek).
A jeśli mimo wszystko zdecydujesz się na cesarkę na żądanie to dobrze radzę - nie rób jej na zimno, czekaj aż akcja sama się zacznie, ruszą wszystkie hormony, dziecko odczuje skurcze i dopiero niech Cię kroją.
 
Bo dziecko rzadko kiedy jest gotowe, aby się urodzić w teoretycznym dniu wskazanym przez om lub usg.
Oczywiście to wszystko jest indywidualna kwestia i dlatego tak ważna jest obserwacja i trzymanie ręki na pulsie. Ale jest mnóstwo historii gdzie dziecko na siłę było wyganiane w brzucha i okazało się być niedojrzałe, bo owulacja była sporo przesunięta akurat w ostatnim cyklu i ciąża w rzeczywistości jest sporo młodsza niż to w papierach jest.
Co do Twojego zastanawiania się na cc to oczywiście nie wiadomo jak przejdziesz operację. Wiesz jak przeszłaś sn ale drugi poród może być zupełnie inny - w każdą ze stron, z czego tendencja jest, że raczej łatwiej i szybciej dochodzi się do siebie po drugim porodzie.
Jeśli mimo to rozważasz cc to poczytaj jakie ze sobą + i - ale jak najbardziej obiektywne, co medycyna o tym mówi. Jest mnóstwo takich opracować.
Ja rodziłam 3xsn i wiem jedno - bez wyraźnych medycznych wskazań nigdy nie zdecydowałabym się na cc. Pomimo tego, że możesz szybko do siebie dojść to weż pod uwagę, że będziesz już mieć starsze dziecko wymagające mnóstwo uwagi, a tutaj dojdzie noworodek. Czy będziesz mieć kogoś cały czas do pomocy byś jak najmniej dźwigała? Czy Twoje pierwsze dziecko nie będzie domagać się noszenia na rękach (moje po porodzie rodzeństwa bardzo potrzebowały wzmożonej czułości i też domagały się noszenia, tak jak noworodek).
A jeśli mimo wszystko zdecydujesz się na cesarkę na żądanie to dobrze radzę - nie rób jej na zimno, czekaj aż akcja sama się zacznie, ruszą wszystkie hormony, dziecko odczuje skurcze i dopiero niech Cię kroją.
Raczej nie zdecyduje się na żądanie.. liczę na to że sn tym razem pójdzie sprawniej i mniej bolesnie. Zastanawialam się również nad sn ale ze znieczuleniem. Wtedy położna ci mówi kiedy masz przec i teraz boję się że będę miała z tym problem. Podczas pierwszego porodu nie potrafiłam skupić się na parciu tylko cały czas skupialam się na bolu. Boję się że jak nie będę czuła skurczy to tym bardziej nie będę potrafiła przec, że nie będę tego czuła instynktownie.
 
reklama
Raczej nie zdecyduje się na żądanie.. liczę na to że sn tym razem pójdzie sprawniej i mniej bolesnie. Zastanawialam się również nad sn ale ze znieczuleniem. Wtedy położna ci mówi kiedy masz przec i teraz boję się że będę miała z tym problem. Podczas pierwszego porodu nie potrafiłam skupić się na parciu tylko cały czas skupialam się na bolu. Boję się że jak nie będę czuła skurczy to tym bardziej nie będę potrafiła przec, że nie będę tego czuła instynktownie.
Pewnie różnie bywa ale ze swojego doświadczenia mogę Ci powiedzieć że przy zzo można czuć kiedy należy przeć:) skurcze wtedy są odczuwalne ale nie tak bolesne tak samo jak wychodzenie dziecka, ja miałam wrażenie że mi ciąży jakaś wielka kula tam w dole która chce wyjść:p pozatym położna orientacyjnie daje znać kiedy przec a kiedy przestać żeby mogli ochraniać krocze na przykład:) ja wspominam oba porody a zwłaszcza ostatni etap bardzo dobrze, przy pierwszym parlam dwa razy, przy drugim raz i dzieci na świecie:)
 
Do góry