Dziewczyny wkręcam się w jakieś głupie myśli i do okoła wszyscy też mnie wkręcają. Jestem po terminie i mam wrażenie że strasznie długo i że coś tam jest nie tak. Podwozie boli jak cholera ale nic się nie rozkręca, mimo że lekarze twierdzą ze już lada chwila bo głowka bardzoooo nisko. I tak czekam. Ruchy czuję, młodego katuję kakaem cały czas. Wczoraj wieczorem pojechałam na izbę z skarżąc się na bóle podwozia, sugerowałam żeby wywołali bo mam już dość, ale dopiero na 10 dobę jesli będą miejsca. Pani doktor po wcześniejszym obejrzeniu z każdej strony i po ktg uspokoiła mnie że nic nie może się stać małemu, że jest ok, kazała pobzykać się na potęgę i tyle. Uspokoiła mnie, więc po bzykaniu, które było raczej bierne z mojej strony, ze względu na ból, poszłam smacznie spać. Dziś wstałam o kosmicznej godzinie i znów mam złe przeczucia. Dołożył się do tego mój tato, który chce dobrze, ale opowiedział mi historię swojej księgowej, która była taka jak moja a skończyła się nagle źle.
Spać nie mogę, w wywołania bez chemii nie wierzę, bo już przerabiałam, i nie wiem co jeszcze wykombinować.
Nie wiem co mam robić.... boję się ze może skończyć się źle:-(
Spać nie mogę, w wywołania bez chemii nie wierzę, bo już przerabiałam, i nie wiem co jeszcze wykombinować.
Nie wiem co mam robić.... boję się ze może skończyć się źle:-(